Artykuły

Nie jestem bardem

- Rozpoczęty przez Kabaret Starszych Panów znakomity okres polskiej piosenki zakończył się z komercyjnym przewrotem, gdy źródłem utrzymania mediów stały się reklamy. Środki masowego przekazu przerzuciły się na to, czego słuchają masy. Dlatego w radiu i telewizji można teraz usłyszeć coś ciekawego dopiero około trzeciej w nocy- o kondycji "piosenki z tekstem" mówi JERZY SATANOWSKI w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Magdalena Hajdysz: Rozmawiamy z okazji jubileuszu - 20-lecia współpracy z Teatrem Atelier - którego pan nie obchodzi. Dlaczego?

Jerzy Satanowski: Powiedziałem, że nie obchodzę jubileuszy, bo kojarzą mi się z koncertem, podczas którego dostojny jubilat siedzi w fotelu na środku sceny, a wszyscy się wokół niego krzątają. Taka formuła wydaje mi się śmieszna. Teatr Atelier uczcił naszą 20-letnią współpracę w najlepszy z możliwych sposobów, zamawiając u mnie "Bukovinę III". To ważny koncert, bo od dawna nie pracowałem jako kompozytor z Andre Ochodlo. Może impulsem było dla niego to, że moja muzyka ma charakter, który prowokuje pytania: "dlaczego ty piszesz taką żydowską muzykę?", na co odpowiadam: "no a jaką mam pisać?".

Pytał pan, co rozmówcy mają na myśli?

- Słyszą, że ta muzyka jest oparta o specyficzną skalę. Nie wchodząc w szczegóły - skale wschodnie są inaczej zbudowane niż europejskie. Pamiętam, że odkrycie muzyki żydowskiej było dla mnie dużym przeżyciem. W wieku około dziewięciu lat po raz pierwszy usłyszałem rumuńską czy bułgarską muzykę ludową, która przywędrowała tam z Dalekiego Wschodu, i zatkało mnie z zachwytu. Prawda jest też taka, że mam połowę żydowskiej krwi. Zapewne więc tę muzykę mam w genach.

Jest pan muzycznym samoukiem?

- Tak, bez wątpienia. Nie licząc czterech lat nauki gry na fortepianie pod kierunkiem dwóch profesorów - choć raczej uciekałem z tych lekcji, niż na nie chodziłem. Trzeba więc chyba uznać, że jestem całkowicie autodydaktą, czyli człowiekiem, który wszystkiego nauczył się sam.

Pana związek z piosenką aktorską zaczął się w bardzo owocnym dla niej czasie. Być może najlepszym.

- Znalazłem się w tej grupie, która w jakiś sposób wpływała na jej rozwój, tworząc np. Festiwal Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Miałem to szczęście, że przyjaźniłem się i współpracowałem z Jonaszem Koftą, Agnieszką Osiecką, Jeremim Przyborą, Jackiem Kaczmarskim, a obecnie np. Janem Wołkiem. Miałem szczęście do tych, którzy piszą fenomenalne teksty, ale być może zwracali się do mnie dlatego, że zawsze bardzo szanowałem tekst. Pisząc muzykę do piosenki, staram się przede wszystkim wspomóc słowo.

Jak piosenka aktorska ma się teraz?

- Marnie. Ale wolałbym nie używać tu określenia "aktorska", bo od początku było to mylące słowo. Nie chodziło tu przecież o piosenkę, którą wykonuje aktor, ale o taką, w której większą wagę przywiązuje się do treści niż do formy. Różnie ją nazywano - piosenka z tekstem, piosenka artystyczna. Czyli taka, która dużo straci, jeśli linię melodyczną zagra w niej saksofon, bo jej esencją jest słowo. I właśnie ta odmiana piosenki zawsze interesowała mnie najbardziej. Rozpoczęty m.in. przez Kabaret Starszych Panów znakomity okres polskiej piosenki zakończył się wraz z komercyjnym przewrotem, gdy źródłem utrzymania mediów stały się reklamy. Środki masowego przekazu przerzuciły się na to, czego słuchają masy. Dlatego w radiu i telewizji można teraz usłyszeć coś ciekawego dopiero około trzeciej w nocy.

Może brakuje dobrych tekstów?

- Nie, jest ogromna ilość dobrych tekstów i znakomitych wykonawców. Ale ta sztuka nigdy nie należała do masowych. Poza tym w telewizji publicznej nie było kiedyś dotyczących kultury reklam, plebiscytów. Nie było też 50 innych rozgłośni dookoła, z cyrkiem, kabaretem, serialami i innymi śmiesznymi rzeczami. Repertuar radia i telewizji był kształtowany przez gusta konkretnych ludzi. Ale powrót do tej rzeczywistości jest niemożliwy. Piosenka jest teraz niszową dziedziną i tylko od wielkości tej niszy zależy jej przyszłość.

Ostatnim jej bastionem pozostają w większości starsi ludzie.

- Głównie, ale nie tylko. Po popularności konkursu "Pamiętajmy o Osieckiej" widać, że wśród młodych ludzi zainteresowanie piosenką jest dosyć duże. Co roku zgłasza się 120-130 osób. Wiele spośród nich wie, o czym śpiewa, i czuć, że to jest ich świat.

Najnowszym pana dziełem, poza wspomnianą "Bukoviną III", jest "Świat według Barda", którego premiera odbędzie się pod koniec sierpnia na deskach Teatru Atelier.

- To autorski projekt muzyczny (ale nie ma w tym koncercie ani jednej mojej kompozycji). Świat widziany oczami bardów. Bard to ktoś, kto pisze muzykę, słowa i sam to wykonuje. Może nim być więc Waits, Brassens, Brel. To ten, kto opowiada świat. Pracując nad "Światem według barda", skorzystałem z obecności w moim życiu wybitnego autora, jakim jest Jan Wołek. Jest to więc poniekąd też "świat według Wołka". Robiłem kiedyś w Krakowie festiwal Okudżawy, spektakl według Wysockiego, od lat jestem wielbicielem Nohavicy. Zebrało mi się przez lata trochę materiału i postanowiłem zebrać go w całość.

W sobotę 14 sierpnia w sopockim Teatrze Atelier (Al.Mamuszki 2) o godz. 18 i 20 odbędą się dwa ostatnie koncerty finalistów tegorocznej edycji konkursu "Pamiętajmy o Osieckiej". W dniach 25-29 sierpnia o godz. 18 i 20 usłyszymy "Świat według barda" w reżyserii Jerzego Satanowskiego, w wykonaniu m.in. Magdy Piotrowskiej, Justyny Szafran, Arkadiusza Brykalskiego, Wojciecha Brzezińskiego, Piotra Machalicy i Wojciecha Wysockiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji