Artykuły

Bomba i - pozory

Być może Jean Genet jest geniuszem teatru - i być może Pokojówki są wyrafinowaną sztuką sceniczną, zwodniczą pod względem formalnym - zaś ideologicznie zastanawiającą; być może bez Geneta nie byłoby teatru absurdu - i być może, wraz z Beckettem oraz Ionesco tworzą oni sceniczną trójcę wieszczów Zachodu.

Ale to nasze krakowskie czekanie na Godota-Geneta, po przyjściu Pokojówek - mnie osobiście przyniosło rozczarowanie. I wydało mi się artystyczną spekulacją, zaś od strony ideowej utworu - czymś, co najmniej mglistym.

Trudno mieć pretensje do Teatru Kameralnego o zaprezentowanie w końcu sztuki - ani nie podważającej podstaw naszego ustroju, ani specjalnie szkodliwej przez swą umowność moralną, ani tak skandalowej w sensie obyczajowym - ażeby te wszystkie cechy miały wywrzeć decydujący wpływ na nasze postawy wobec życia, choć Pokojówki narzucają raczej swoją wymową - myśli o śmierci. Tej z przenośni. Teatr informujący o wydarzeniach artystycznych, zwłaszcza tych głośnych (słusznie, czy niesłusznie) ma z pewnością duże znaczenie - choćby tylko poznawcze, orientujące odbiorcę w aktualnej sytuacji światowego dramatopisarstwa.

Ale - i tu powracam z uporem do niejednokrotnie wysuwanego przeze mnie postulatu - prezentacja tego rodzaju utworów, które ze' względu na stopień dyskusyjności czy wątpliwego odbioru pod kątem Jasności ideowo-artystycznej, powinna się odbywać na specjalnej, eksperymentalnej scenie - a nie kosztem przeciętnego widza. Nie idzie tu jednak o scenę z niezdrowym posmaczkiem ekskluzywności, prowadzącej do sekretnych drzwi "tylko dla wybranych lub wtajemniczonych" - lecz po prostu o scenę, gdzie wyraźnie daje się do zrozumienia odbiorcy - czego może on od niej oczekiwać. I gdzie, po spektaklu, można by podyskutować z twórcami widowisk.

Na takiej scenie Pokojówki zaspokoiłyby całkowicie nasz głód poznawczy, nowinkarski - a także częściowo snobistyczny - w odniesieniu do tych, którzy upajają się modami artystycznymi i twierdzą, że wszystko co mądre i piękne, odważne i pełnoludzkie - znajduje się poza naszym podwórkiem. Przyjdą i przekonają się. Odejdą przeważnie znudzeni, zawiedzeni. Lecz nie oszukani. To nawet wcale zdrowa, oczyszczająca duchowo kąpiel.

Bo, powiedzmy sobie otwarcie, że Pokojówki jako literatura dramatycznej odnowy teatru w zestawieniu z twórczością społecznie szerzej zaangażowaną, np. Mrożka czy Różewicza - nie mówiąc o rodzimych tradycjach Witkacego - nie wnosi zaskakujących wartości odkrywczych do naszej wiedzy o dramacie awangardowym. Co więcej, Genetowski przykład Pokojówek przypomina tzw. dętą dramaturgię. Jest to bowiem zaledwie etiuda, wprawka z pozorami głębi w zamierzonym przez autora - teatrze pozorów.

Reżyser Konrad Swinarski rozegrał tę etiudę - celebrując ją jak nabożeństwo zła, od którego nie ma ucieczki, pomimo ruchów i gestów scenicznych usiłujących narzucić wrażenie nieprawdziwości tego, co dzieje się przed oczami widowni. Szyderczy grymas autora pozostał niedostrzegalny, schowany pod wieloma maskami pseudoznaczeń. A może była to także przesada w traktowaniu dzieła Geneta, jako prawdziwej wielkości literackiej? I uleganie jej czysto zewnętrznym pozorów.

Nie będę tu streszczał sztuki. Posłużę się fragmentem ze wstępu do programu teatralnego, pióra JANA BŁOŃSKIEGO (jednocześnie nowego tłumacza POKOJÓWEK) - który tak pisze o tym utworze:

"Nie prostszego, niż fabuła "Służących". Dwie służące, Claire i Solange kochają swą Panią i nienawidzą jej równocześnie. Anonimami zdradziły policji jej kochanka. Kiedy się dowiadują, że ten zostaje zwolniony, usiłują zabić Panią. Ponoszą niepowodzenie. W strachu chcą się wzajemnie pomordować. W końcu Jedna popełnia samobójstwo. Druga zaś, wiedząc, że zbrodnia zostanie jej przypisana, upaja się swą - fałszywą - chwałą morderczyni".

Oczywiście, na tym tle dopiero zaczyna się jakby laboratoryjna gra pozorów. Służące kolejno odgrywają rolę Pani, a jednocześnie same wprowadzają się w trans samounicestwienia. Komedia kończy się śmiercią, choć śmierć w tym układzie fikcji - należy też do łańcucha pozorów. Genet bawi się z widzem w - kotka i myszkę.

Otrzymujemy w ten sposób obraz świata fałszywych uczuć. Trochę wydumanych i ze skazą utajonej w człowieku - przestępczości. Nie jest to wcale takie nowe i odkrywcze. Z punktu widzenia artystycznego - za dużo tu powtórzeń sytuacji, za dużo mrugania autorskim okiem - by odbiorca pojął głębię bardzo pokrętnej metafory. Z etiudy Genet usiłuje zbudować dramat. Bez powodzenia.

Natomiast - od strony ideowej -- ów bunt pokojówek przeciw Pani, traktowany jako swego rodzaju rewolucja poniżanych przeciw uciskowi władzy w świecie mieszczańskim kapitalizmu - ten bunt nabiera dwuznacznej wymowy, bo jest głosem ostrzeżenia ku widowni: - patrzcie, te przedstawicielki ludu, to także przestępczynie, zatrute jadem nienawiści do siebie. Władza w ich rękach będzie władzą nienawiści. Tu nie ma mowy o żadnej tragedii optymistycznej. Więc - nie bujajmy się, że bariery społeczne dzielą nas na zdrowych i chorych. Wszyscy są chorzy...

Można tedy powiedzieć o sztuce Geneta, iż zawiera ona akcenty aspołeczne. Jej obrońcy zareplikują: to przecież pozory. Służące nie reprezentują ludu - są lumpenproletariatem, odbiciem złego systemu społecznego - swoich Państwa. Ergo, ich postawy życiowe świadczą przeciw ustrojowi, którego są wytworem.

W tym kierunku - jedynie jako tako wytłumaczalnym - poszła inscenizacja Pokojówek - choć nie mam stuprocentowej pewności, czy Swinarski akurat na te akcenty położył główny nacisk. Unikał bowiem satyrycznego tonu. Zdemonizował komedię, bez poczucia humoru. Skądinąd wiemy, że humor reprezentowany przez Swinarskiego utrzymuje się bardziej w stylu niemieckim, niż francuskim. Dowodem nie tylko Woyzeck, ale także pewne wtręty satyryczne do Nieboskiej Komedii. Poza tym kameralny spektakl Pokojówek dawał mniej pola do popisu, aniżeli malarska widowiskowość dwóch poprzednich inscenizacji również w Teatrze im. H. Modrzejewskiej.

Śmiem przypuszczać, że etatowi reżyserzy teatru: Jerzy Jarocki albo Zygmunt Hubner - stworzyliby w przypadku "Pokojówek" bardziej komediowe przedstawienie, z niewątpliwą korzyścią dla lepszego formalnie i treściowo odbioru sztuki Geneta. W tych samych, smacznie skomponowanych dekoracjach Krystyny Zachwatowicz - i przy podobnej ekspresji aktorskiej, demonstrujących dużą klasę wykonawczą: Anny Polony i Mirosławy Dubrawskiej (Pokojówki) oraz Ewy Lassek (Pani). Każda z tych trzech bohaterek utworu - może bowiem zapisać na swym koncie sukces artystyczny.

Niestety, w sumie ten rodzaj teatru nie przekonywuje. Spotkanie z Genetem, przy bliższym poznaniu, straciło blask. Oczekiwanie głębokich przeżyć, w zetknięciu z mało wdzięczną rzeczywistością - zakończyło się, przynajmniej dla mnie - dość wstydliwym zakłopotaniem.

Błoński napisał, że Służące są rodzajem bomby zegarowej. Pozory często mylą, tak - jak i teatr pozorów. Mechanizm zegarowy był mało precyzyjny, więc bomba okazała się niewypałem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji