Artykuły

Plastikowe okna w Pałacu Papieży

Europa jest traumą nie tylko dla kolonialnych ofiar. Tegoroczny program Festiwalu w Awinionie pokazał, że eurotrauma jest podstawowym doświadczeniem samych Europejczyków. Lęk wywołuje nie tylko wojenna historia, ale przede wszystkim dzisiejszy kryzys - po 64. Festival d'Avignon pisze Piotr Gruszczyński w Gazecie Wyborczej.

Czy można wystawić tragedię w kraju, który sam jest tragedią? Takie pytanie postawił w tym roku awiniońskiej publiczności Kongijczyk Faustin Linyekula. Sięgnął po święty dla Francuzów tekst Racine'a i razem z kongijskimi aktorami zdekonstruował "Berenikę", nadając przedsięwzięciu tytuł "Skończyć z Bereniką". Linyekula jest choreografem. Jego ruch przypomina spazmatyczną cielesność Ryszarda Cieślaka z "Księcia niezłomnego" Grotowskiego. Żeby mógł dokonać się akt tragiczny, potrzebna jest ofiara. Rozedrgany, konwulsyjny tancerz zostanie ukamienowany. Ale najpierw odbędzie się niezwykłe czytanie "Bereniki". Czarnoskórzy aktorzy z wymalowanymi na biało twarzami, w białych barokowych perukach zaczynają lekturę tekstu, być może porzuconego dawno temu przez belgijskich kolonizatorów. Lektura Racine'a staje się krucjatą przeciwko językowi kolonizatorów, który co prawda pozwala skomunikować się z europejską kulturą, ale wciąż zabija i niszczy. Zdanie: "Francuski to śmierć", zmroziło widownię. W spektaklu dwukrotnie pojawia się bajka Lafontaine'a "Kruk i lis". Raz recytowana przez aktorów, a potem z taśmy, przez dzieci z kongijskiej podstawówki. Powoli, dobitnie, z silnym akcentem. Mniejszość mająca dostęp do edukacji uczy się na własną zgubę?

Dla pracującego w Kongo Linyekula Europa jest traumą, ale i nadzieją. Nie wiadomo właściwie, jak traktować dziedzictwo kolonizatorów, skoro wyzwolony kraj stał się areną krwawych wojen domowych.

Europa jest traumą nie tylko dla kolonialnych ofiar. Tegoroczny program Festiwalu w Awinionie pokazał, że eurotrauma jest podstawowym doświadczeniem samych Europejczyków. Lęk wywołuje nie tylko wojenna historia, ale przede wszystkim dzisiejszy kryzys. Ten ekonomiczny oznaczający być może definitywny koniec prosperity, ale i kryzys tożsamości europejskiej związany choćby z kompromitacją fundamentalnych dla niej instytucji, np. Kościoła katolickiego.

Christoph Marthaler, dobrze znany w Polsce reżyser szwajcarski, który w tym roku był artystą współodpowiedzialnym za program festiwalu, pokazał na dziedzińcu Pałacu Papieży spektakl "Papperlapapp". Tytułowe "bla-bla-bla" staje się w tym miejscu ostrym oskarżeniem Kościoła, skrupulatnym wyliczeniem jego grzechów z perspektywy jakiejś nieokreślonej przyszłości, kiedy po tej instytucji istnieją już jedynie jej materialne ślady. Widać to natychmiast - święta fasada papieskiego dziedzińca za sprawą scenografki Anny Viebrock stała się niezwykle podejrzana. Zamiast gotyckich okien pojawiły się białe plastikowe ramy, pod nimi skrzynki klimatyzatorów. Przywykliśmy już do priorytetu funkcjonalności, więc ten zgrzyt stylistyczny nie razi, wielu widzów zauważa go dopiero po długim czasie. Ale sfunkcjonalizowanie Pałacu Papieży oznacza, że tu już wszystko wolno, że nie tylko Kościół, ale w ogóle europejska tradycja, której znakiem są zabytkowe budowle, poddała się. Wśród sarkofagów na ogromnej scenie rozłożono stare wykładziny, na renesansowych tumbach poprzykręcano elektryczne gniazdka. Oto przestrzeń zdemistyfikowana. Czas akcji - gdzieś u schyłku ludzkości w jej dzisiejszym rozumieniu.

Na scenie pojawia się prowadzona przez niewidomego przewodnika wycieczka. Zwiedza Pałac Sprawiedliwości w Brukseli. Za chwilę rozegra się tutaj europejski sąd ostateczny. Marthaler prowadzi rozprawę z poczuciem humoru, ale w połączeniu ze spektaklem "Schutz vor der Zukunft" ("Strzeżcie się przyszłości"), który kilka lat temu sprowadziła na festiwal Dialog Krystyna Meissner, gdzie nazistowskie eksperymenty eksterminujące chorych psychicznie mieszają się z genetyką i eutanazją, która ma eliminować emerytów z przeraźliwie starej Europy, bilans jest powalający. Kto wie, czy nie lepiej od razu usłuchać rad przedstawicieli marketingu "dobrej śmierci" i skorzystać z ich usług.

Kontrę tej wizji dał Alain Platel, który w dwóch spektaklach - "Gardenia" i "Out of Context" (ten drugi gościł na tegorocznej Malcie) - stawia na naszą cielesność jako źródło ratunku. To zresztą coraz częstsza deklaracja teatru tańca - dusza jest więzieniem ciała. Ciało uwolnione, starzejące się czy młode, jest źródłem piękna i nadziei, jeśli tylko jest pogodzone ze sobą. Stąd też pewnie w Awinionie coraz więcej przedstawień, które stoją na pograniczu tego, co rozumiemy jako taniec i teatr dramatyczny.

Zacieranie tej granicy daje niezwykłe rezultaty. Tam, gdzie słowo nie daje rady, można mówić dalej ciałem. Mistrzowski "Trust" według Falka Richtera w reżyserii autora, przywieziony do Awinionu z berlińskiej Schaubuehne ma mieszaną obsadę aktorsko-taneczną. Dzięki temu spektakl (opowieść o kryzysie relacji w dotkniętym kryzysem świecie konsumpcji) staje się dziki i szybuje ponad tanie moralizatorstwo.

Podobnie postępuje francuski kolektyw GdRA, który wzorem niemieckiego Rimini Protokol tematem swojej sztuki "Jednostki pospolite" uczynił trzy biografie, raczej przeciętne, które opowiedziane w rytmie właściwym dla tańca nabierają wielkiej siły. Taki teatr wymaga nowego aktorstwa, które łączy grę psychologiczną z fizycznością tańca. Do przemyślenia dla wszystkich, którzy wierzą, że samo słowo nas uratuje. Zwłaszcza w teatrze.

64. Festival d'Avignon, 7-27 lipca

Na zdjęciu: "Out of Context - for Pina", Alain Platel.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji