Artykuły

Kwaśne jabłka

"Pomarańcze i mandarynki" pod opieką artystyczną Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Dzienniku Łódzkim.

Oglądałem "Pomarańcze i mandarynki" na Dużej Scenie Teatru im. Jaracza w Łodzi i nie mogłem się nadziwić. Nie mogłem też uwierzyć, gdzie jestem. Oto wobec wielkiego patrona, dziesiątków lat najlepszej tradycji, w przytomności widzów odsłonięte kurtynę nad inscenizowanym koncercikiem. Gdybyśmy byli w teatralnym bufecie -zgoda. Ale na Dużej Scenie?

"Pomarańcze i mandarynki" to dwadzieścia jeden piosenek z muzyką Marka Grechuty i Jana Kantego Pawluśkiewicza. Wykonuje je para bardzo dobrych aktorów: Anna Sarna (śpiewa nawet ciekawie) i Mariusz Siudziński (wypada lepiej, gdy melorecytuje). Tych dwoje spotyka się pośród kolejowych szyn (co to biegną nie wiadomo skąd dokąd, jak życie), i dwóch peronów. Można domyślić się, że to taka zapomniana stacyjka, na której można powiedzieć sobie wszystko, przez nikogo nie będąc zauważonym. I byłoby fajnie, tylko ta stacyjka nie jest ukryta, a ostentacyjnie ustawiona na scenie z dwoma rowerami z jednej i grającym kwintetem z drugiej strony.

Kobieta i mężczyzna, jak to w życiu: a to na kogoś czekają, a to wbiegają na peron z walizkami, a to idą się przebrać za kulisy, a to uciekają. I jak to w życiu: śpiewają i wiją się na ławce, śpiewają, kurczowo trzymając w obu rękach walizki (no przecież każdy, kiedy tylko ma okazję - śpiewa z walizkami w rękach), śpiewają wkładając koszule w spodnie. To takie liryczne i romantyczne. A kiedy jeszcze - w miejsce tytułowych owoców południowych - z walizek na tory wysypują się jabłka, robi się wręcz patriotycznie.

Zupełnie nie rozumiem, w jakim celu zagraca się teatralną scenę podobnymi wieczornicami. Czy "Pomarańcze i mandarynki" powstały po to, żeby wnosić i wynosić walizki ze sceny? Chyba nie. Zęby Sarna i Siudziński na scenie zaistnieli? Na pewno nie, bo ci aktorzy mają w czym grać i robią to znakomicie. Może więc po to, by przypomnieć stare piosenki? Nie sądzę, bo prezentowana wersja więcej im robi złego niż dobrego...

Jednym z elementów scenograficznych przedstawienia był wysoko umieszczony zegar. Jego wskazówki pokazywały za pięć dwunastą. I to chyba właściwie jedyny pożytek z Pomarańczy i mandarynek": wskazanie, że czas już najwyższy na godną teatru realizację.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji