Artykuły

Gorzki smak miodu

PANNA Shelaygh Delaney miała szczęście napisać swoją pierwszą sztukę w roku 1958, w okresie, gdy pokolenia czterdziesto- i więcej - latków poczęły dostrzegać z przerażeniem, jak dalece zagubione w swoim obcym świecie jest pokolenie ich dzieci, ich młodszych sióstr i braci. Podobne są zresztą przyczyny sukcesu Saganki. Nie porównujmy jednak autorki "Smaku miodu"*) z autorką "Pewnego uśmiechu". Sztuki Delaney nie da się przykroić na miarę "Przekroju", i w tym stwierdzeniu zawarty jest na pewno komplement dla młodej autorki angielskiej. Świat bohaterów Saganki będzie światem akwarium, który w gruncie rzeczy nie bardzo nas obchodzi, nawet gdyby pływały tam rekiny. Młodzi ludzie ze sztuki Delaney będą nam bliżsi, ponieważ ich konflikty bezpośredniej wypływają z sytuacji życiowej, zaś ich uwarunkowania społeczne są wyrazistsze. Owszem, środowisko, w którym wzrastała bohaterka sztuki, młoda dziewczyna Jo, nie jest środowiskiem typowym. Jednak przyczyny i skutki jej losu, pewne sytuacje, reakcje moralne i psychologiczne wykraczają poza półświatek przedstawiony w tym utworze.

Tytuł sztuki "Smak miodu" w zestawieniu z jej fabułą nabiera smaku gorzkiej metafory. Jest to jeszcze jeden dowód zdolności obserwacyjnej i inteligencji autorki. Akcję utworu zamknęła panna Delaney w obskórnym pokoiku czynszowej kamienicy. Jej postaci to: starzejąca się piękność swobodnych obyczajów, jej córka, dziewczyna, która nie znalazła u matki ani oparcia, ani życzliwości, wychowana w podejrzliwości i buncie wobec świata, na którym nieproszona się zjawiła, lecz jednocześnie pełna nadziei i pogody wynikającej z praw jej wieku. Dalej - jednooki sutener. I wreszcie młody homoseksualista, chłopak równie zagubiony w świecie mu wrogim jak Jo, odczuwający olbrzymią tęsknotę, potrzebę przyjaźni, konieczność opiekowania się kimś (co nie pozostaje na pewno bez związku z jego schorzeniem). Bohaterka sztuki w poszukiwaniu czułości uwikła się w kilkudniową miłość do młodego Murzyna, który znika z jej życia. Nowe komplikacje - ma zjawić się dziecko, osamotnienie, nowy konflikt z matką pogłębiający się w miarę starzenia Heleny i dojrzewania Jo - stwarzają dla niej sytuację osaczenia.

Problemy utworu Delaney, a także i jego warstwa dramaturgiczna, nie są wydawałoby się nowoczesne. A jednak "Smak miodu" jest sztuką bardzo współczesną, mimo że mówi o rzeczach i o sprawach aktualnych również przed kilkudziesięciu laty. Jest współczesną dlatego, że problemy w niej zamknięte wyrażone zostały językiem współczesnego życia. Druga cecha tej sztuki, to już wspomniana umiejętność wyjścia poza specyficzne środowisko, które autorka czyni tłem jej konfliktów. Wartość tej sztuki polega nie na tym, że stanowi ona pewnego rodzaju obraz bezsilności przeżywających się rzekomo uczuć i ideałów, ale na brutalnym odkrywaniu przyczyn i skutków nieobecności tych uczuć w życiu i działaniu ludzi. Autorka odrzuciła tutaj wszelką dydaktykę, a mimo to, przez unaocznienie konkretnych sytuacji życiowych, wyrażonych z zadziwiającym wyczuciem form wypowiedzi dramatycznej, jej sztuka oddziałuje wychowawczo. "Smak miodu", ten utwór 19-letniej, na pewno wrażliwej dziewczyny, pozbawiony został autorskiej kokieterii. Debiutująca dramatopisarka zaufała swojej obserwacji, pozostała wierna zasadzie trzymania się konkretu, nie powiększania faktów, a także i nie uogólniania konfliktów, co jest w zasadzie pożądane w każdym dramacie "wielkiego wymiaru", jednak w sztuce stawiającej sobie mniejsze zadania może łatwo okazać się niewypałem. Efekt jest, mimo że nie ze wszystkimi postaciami autorka dała sobie radę. Rezultaty artystyczne osiągnięto dzięki dużej oszczędności i selekcji szczegółów, przy czym autentyczność tej sztuki nie została sprowadzona do pamiętnikarskiego zapisu, do kształtu rodzinnej fotografii.

"Smak miodu" wystawiono w teatrze "Wybrzeże" w reżyserii Konrada Swinarskiego. Reżyser nadał konkretnemu konfliktowi, umiejscowionemu w konkretnym środowisku, sens powszechniejszy, wzbogacając sytuacje etyczne o uogólnienia, które powiązały wycinek życia angielskiej młodzieży z problemem młodego pokolenia i jego stosunku wobec świata nasyconego ludzką obojętnością. Te uogólnienia osiągnął Swinarski, wprowadzając między innymi odpowiednią ilustrację muzyczną. Tam, gdzie kończyły się możliwości ludzkiej mowy, przemawiała muzyka jazzowa. Powtarzała i interpretowała kwestie wypowiedziane przez aktorów, nadawała sytuacjom sens powszechniejszy. Muzyka zmniejszała dystans między wycinkiem rzeczywistości, pokazanym w tej sztuce a problematyką moralną dużego wymiaru. Czasem jednak sprowadzała sens utworu na tory egzystencjalne, do wielkiego krzyku o samotności ludzkiej, wielkiej obcości wobec społeczeństwa, zacierając konkretne przyczyny osamotnienia młodych bohaterów.

Reżyser sztuki, łącząc pracę reżysera i scenografa, uzyskał jedność nastrojów przedstawienia. Bardzo dosłowny realizm tekstu wzbogacił specyficzną, gorzką poezją. Inteligentna bez oschłości, i nowoczesna bez blagi reżyseria Swinarskiego nie przyniosłaby tak dobrych rezultatów bez doskonałego obsadzenia przynajmniej niektórych ról.

Postacią centralną sztuki jest na pewno Jo, dziewczyna o dużej indywidualności, wychowująca się w atmosferze obojętnej, doprowadzona do klęski moralnej i fizycznej. Jak to pokazać prawdziwie, bez patosu? Jak rozwiązać trudną scenę krytycznego momentu finałowego, który jest dla bohaterki sztuki dnem jej życia? Tej trudnej roli podołała w pełni młoda aktorka, Elżbieta Kowalska-Kempińska, nawiązując do autentyczności sztuki i postaci. Aktorka połączyła zaczepność i bezradność Jo, jej brak moralności z bezbronnością wobec uczucia i samotności, jej gorycz z pogodą młodości. Prostota i naturalność - przy dużej świadomości stylu swego aktorstwa, której dowiodła artystka - jest tajemnicą jej sukcesu.

Podobnie ciekawa jest postać Goeffa. Autorka uniknęła w tym wypadku poważnego niebezpieczeństwa powiedzenia kilku sentymentalnych słów o zakochanym chłopcu, który poświęca swoją troskliwość i uczucie dziewczynie uwiedzionej przez innego mężczyznę i opuszczonej przez najbliższych. Odczuwamy wyraźnie, że kobieca troskliwość, ułatwiająca mu odruchy szlachetności, wynika z jego natury, podobnie jak częściowo jej przyczyną jest homoseksualizm Goeffa. Władysław Kowalski nadaje tej postaci cechy pewnej obiektywnej miękkości i serdeczności, wzbudzając wiele sympatii dla chłopca i wyrażając jakoś prawdę o dobru, które tkwi w ludziach najbardziej nawet zagubionych i nie umiejących sobie poradzić z życiem. Ciepło i miękkość, które przydaje młodym bohaterom sztuki również i reżyser, nie ma nic wspólnego z mazgajstwem w rysowaniu tych postaci.

Helena w interpretacji aktorskiej Wandy Stanisławskiej - Lothe jest również kobietą zagubioną. Uzbrojona pozornie w doświadczenie i brak skrupułów, egoistyczna i wyrachowana nie kryje swej niechęci wobec dziewczyny, która jest jej niepożądaną córką. Jednocześnie Helena (co tak trafnie uwydatniła aktorka) to kobieta, aktora nie ma siły, by wydostać się z półświatka. Dlatego czepia się szczątków jakichś zasad w stałym lęku przed stoczeniem się na ostateczne dno.

"Smak miodu" jest sztuką okrutną, tak jak bezwzględnymi mogą być tylko młodzi w ocenie pokolenia, które jest Wobec nich zimne i obojętne. "Smak miodu" jest przy tym sztuką, której tendencje moralne nie leżą w zamiarach autorki i tekst nie jest ich zamkniętym i skończonym wyrazem. To sztuka, której sens etyczny zależy od odczuć odbiorcy, od jego etycznej wrażliwości. Dopuszcza to możliwość wielu interpretacji i żywa reakcja sali, wskazująca na przeżycie przez widza istotnych konfliktów utworu, jest dobrym świadectwem" zarówno dla autorki, jak i dla teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji