Artykuły

Powstaniowy niewypał

Albo narzekamy na brak polskich sztuk współczesnych w naszych teatrach albo na to, że są one słabe. Do rzadkości należy inny głos na ten temat. I tym razem, niestety, nie mogę być oryginalna. Nowa sztuka Warmińskiego stanie się krokiem naprzód ani w scenicznym dorobku autora, ani w rozwoju polskiego dramatu.

Trzeba przyznać, że Warmiński potrafił zawsze "wyczuć chwilę" i dostosowywać do niej swoją twórczość, i "Chwasty" miały przecież swoją epokę, i "Melodramat" miał ją również. Teraz przyszła kolej na dramat o powstaniowym podłożu. Trudno mi uwierzyć w taką twórczość na zamówienie. Trzeba by wielkiego geniuszu dramatopisarskiego, by tak się - w zależności od chwili - przerzucać z tematu na temat. W przeciwnym wypadku za każdym razem grozi mielizna. Autor nie może dobrze spełnić takiego społecznego zamówienia, jeżeli sam od siebie nie ma nic na dany temat do powiedzenia.

Ostatnia próba była zresztą szczególnie trudna. Wiadomo, czym grozi wskrzeszenie na scenie tamtych dni, zwłaszcza zaś na scenie warszawskiej. Tu patos razić będzie na równi z bagatelizowaniem wypadków. A prawda wyda się konieczna nawet w szczegółach realiów.

Odcięcie bohaterów od świata zewnętrznego wymaga zawsze niezwykłej kondensacji ich wewnętrznych przeżyć i myśli. Wystarczy przypomnieć sobie choćby dramat Sartre'a: "Przy drzwiach zamkniętych", czy "Niepogrzebani" - zbudowanie na tej właśnie zasadzie.

Nie przypadkiem wspomniałam zresztą tego autora. Pomijam, do jakiego stopnia wolno jednemu autorowi wzorować się na dramatach drugiego bez narażania się na zarzut plagiatu. To jednak pewne, że "Niepogrzebanych" Sartre'a drukowanych w naszym numerze "Dialogu" br. i "Osaczonych" z numeru 11-go połączy się natychmiast ze sobą.

Wspólne jest im bowiem nie tytko podobieństwo konstrukcji, ale także podobieństwo sytuacji, charakterów i myśli. (Zainteresowanych odsyłam do wskazanych numerów "Dialogu"). Być może zresztą autor świadomie nawiązuje do Sartreowskiego dramatu (świadczyłby o tym choćby sam tytuł), nie wspomina jednak o tym, w programie teatralnym.

Zresztą "Osaczeni" nie tylko nie rozwijają dalej myśli Sartre'a, ale -- wydaje mi się spłycają raczej całe zagadnienie. Sztuka nie stawia żadnych nowych i ciekawych problemom i tym samym nie może ich rozwiązywać. Jest wewnętrznie pusta. Można by ją właściwie skończyć już po drugim akcie, można również z powodzeniem dopisać do niej akt czwarty.

Autor nie angażuje nas w tragedię, którą oglądamy. Śmierć każdego z bohaterów przyjmujemy właściwie ze spokojem. Co gorsze, na widowni co chwilę słychać śmiech. Może nie najlepiej świadczy to o publiczności, ale na pewno również źle o samej sztuce. W czasie antraktu ktoś złośliwie zauważył: "Z całej grupy bohaterów tego wieczoru najodważniejszy był sam autor".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji