Artykuły

Ten pies ma kaganiec na duszy

"Z tobą chcę oglądać świat", pomysł, choreogr. i wykonanie Mikołaj Mikołajczyk, muz. Zbigniew Kozub, fortepian Anna Kozub, wideo Kacper Lipiński, produkcja Art Stations Foundation, premiera 17 grudnia 2008, Studio Słodownia + 3 w Centrum Sztuki Stary Browar w Poznaniu w ramach programu "Stary Browar - Nowy Taniec"

Enfant terrible - powiedziała o nim Joanna Leśnierowska przy okazji Polskiej Platformy Tańca. W świecie tańca właśnie w taki sposób reagowano na twórczość francuskiego choreografa Jerome'a Bela. Znany twórca podważał zastane reguły tańca współczesnego, poszukując nowej formy spektaklu. Takiej, która nie prezentuje "ciała niewiarygodnego" (termin Eugenia Barby), należącego do tancerza-wirtuoza - lecz pozwala uprawiać "ciało krytyczne". Jerome Bel zamiast tańczyć, nierzadko wykłada albo performuje, występując z laptopem, a nie w przysłowiowych trykotach.

Analogię między Mikołajem Mikołajczykiem a Jeromeem Belem można przeprowadzić tylko powierzchownie - jak zawsze, gdy porównuje się różnych twórców podejmujących eksperymentatorskie, śmiałe decyzje; ludzi, siejących artystyczny ferment. Polski tancerz, a zarazem choreograf, porusza się w przestrzeni baletowej (właściwie półklasyki). Jest jednym z nielicznych artystów, którzy współcześnie mają odwagę sięgać po technikę baletową, zamiast ją odrzucać, co w środowisku tancerzy tańca współczesnego wydaje się niemal postawą obowiązującą.

Od lat na balet patrzy się przez pryzmat nieludzkich treningów oraz wymogów wobec ciała i przeciw ciału. Inaczej jest z Mikołajczykiem, który odnalazł sposób, by "na nowo" posługiwać się, uznaną za minioną, estetyką. Artysta realizuje swoje pomysły w stylu "wyzwolonego" tancerza współczesnego. Paradoksalnie, "wyzwolony" w świetle praktyki tanecznej najczęściej oznacza uwolnienie się od reguł baletu, w takich okolicznościach przynajmniej ukuto to pojęcie na początku dwudziestego wieku. Natomiast Mikołajczyk poddaje balet takim próbom, jak inni tancerze eksperymentujący ze współczesnymi technikami. Ciekawe jednak, czy towarzystwo zrzeszone wokół baletu (w jego współczesnym kształcie) odbiera go jako "swojego"? W jego przedstawieniach taniec został włączony do spektaklu na równych prawach jak inne elementy - tracąc prymat, który posiadał w widowiskach baletowych.

Niedokończony tryptyk

Grudniowa prapremiera jest drugim elementem teatralnej trylogii. Pierwszą częścią było przygotowane przez Mikołajczyka w 2006 roku solo "Waiting". Tę założoną strukturę potwierdza wymowa istniejącego dyptyku.

Wspólna wydaje się także przestrzeń, choć jest jakby lekko przesunięta, trochę zmieniona. Jadwiga Majewska w opublikowanej na łamach "Didaskaliów" recenzji z pierwszej części tryptyku notowała: "Czarna podłoga sceny z jednym białym paskiem. Półmrok, na białym kawałku podłogi stoi w głębi sceny krzesło, na nim siedzi nagi mężczyzna. Jeszcze nie wiemy, czy jest zupełnie nago, jeszcze zwodzi nas mrok i wstrzymuje pruderia". W spektaklu "Z tobą chcę oglądać świat" pojawia się ta sama przestrzeń, z tym samym wyraźnym białym paskiem na podłodze. Patrząc na układ sceny z perspektywy "Waiting", jej przestronność zostaje zaburzona przez ustawiony w rogu, blisko publiczności, wielki czarny fortepian. Jest też krzesło - tym razem, jakby na przekór, z przodu. Ta bliskość artysty względem widowni zdecydowanie ma na celu wytworzenie intymnego kontaktu, ma sprzyjać powstaniu atmosfery odpowiedniej dla zwierzeń.

Oba przedstawienia wchodzą ze sobą w dialog także w innych elementach. Łączy je protagonista, jak zwykle ubrany w - by tak rzec - naturalny kostium nagości (choć w "Z tobą chcę oglądać świat" jest tak tylko w pierwszej części, dalej tancerz występuje w bieliźnie). Łączy charakter przedstawienia - niewielkiego, kameralnego, dla jednej osoby.

Psie serce

"Z tobą chcę oglądać świat" to raczej monodram niż solo. Różnica wydaje się niewielka, niemniej jednak można ją zauważyć. Typowe solo zdaje się być wytańczone, wyśpiewane albo i wygrane na instrumencie. W najnowszym spektaklu Mikołajczyka jest tego wszystkiego po trochu, a nawet więcej. Jest także monolog z "Dziecka salonu" Janusza Korczaka. Mężczyźnie śni się, że jest pudlem. Z początku ułożonym, który może tylko wzbudzać zachwyt przechodniów. Jednak pewnego dnia staje się zbuntowanym psem, który gryzie swojego pana, by udowodnić, że "na jego duszy nie ma kagańca". Koszmar kończy się wystrzałem - spudłowanym - w stronę pudla. Mikołajczyk, kreujący postać męską (albo może po prostu sam Mikołaj Mikołajczyk?), opowiada swój sen, siedząc na krześle blisko publiczności, chwilę po tym, jak spacerował z prowadzonym na drewnianym kiju sztucznym pudlem.

Spacer był to niecodzienny. Nagi mężczyzna wyprowadza psa. Siedmiokrotnie tancerz, na tzw. wysokich półpalcach, z twarzą zwróconą w stronę publiczności, powoli przemierza scenę. W tę i we w tę. Chciałoby się powiedzieć: "cedzi" kroki. Śnieżnobiały pudel sunie na kółeczkach przed właścicielem, po linii prostej (nie zawsze mu się to udaje), przez białą połać podłogi, sterowany kijem. W tle słychać poszczekiwanie psa. Ustawienie poruszających się modeli, pana i psa, w jednej pozie podczas sceny spaceru - ich niezmienne posągowy wyraz - wytwarza wrażenie statyczności i wyabstrahowanego, obcego potocznej rzeczywistości ruchu. Zabieg to celowy, przecież przechadzka odbywa się jeszcze przed wspomnianą przemianą pudla, stąd silna estetyzacja, która wprowadza piękno klasycznej urody.

Pod koniec spektaklu Mikołajczyk, jakby śniąc nadal, że jest psem - ale bez "kagańca na duszy" - tarza się w płatkach róż. Tym razem za pośrednictwem beztroskiego ruchu staje się kwintesencją szalejącego czworonoga. Klasyczna forma opada, pojawiają się jakości, których nie znała pierwsza, spacerowa, scena - jest dynamika, ekspresja i zwierzęcość.

Pomiędzy tymi scenami rozgrywa się jeszcze jedna historia. Mężczyzna bierze w dłonie przygotowany wcześniej bukiet róż i zaczyna śpiewać sentymentalną piosenkę Zbigniewa Wodeckiego - "Z tobą chcę oglądać świat". Akompaniuje mu Anna Kozub, czasem nawet podrzuca tekst. Mężczyzna jest wyraźnie speszony, mylą mu się słowa, mieszają zwrotki, ma tremę, nerwowo gniecie pąki kwiatów, które rozsypują się na podłodze. "Gdy ty i ja, cały świat jest dla nas, gdy ty i ja" - brzmią słowa piosenki, a projekcja na ekranie znajdującym się na drugim planie zdaje się podkreślać realność składanej obietnicy, bowiem film przedstawia podróż samochodem. Widz, niczym w grach komputerowych, jest kierowcą, przed oczami ma ulice, po bokach sklepy. Wszystko się zgadza - tylko miejsce obok pozostaje puste. "Z tobą chcę oglądać świat" - śpiewa niepewnie mężczyzna. I nie brzmi to banalnie, choć niewątpliwie powinno. A podróż już trwa.

Maciej Mikołajczyk jest o krok od sentymentalizmu, ale artysta balansuje świadomie na tej niebezpiecznej granicy. Dlatego na zakończenie spektaklu wybrał rytmy z Bollywoodu, przywołując tym samym tradycję choreograficznych romansów (malutkie cytaty z hollywoodzkiego tańca - ustawienie dłoni, rąk - można było zobaczyć i wcześniej w tym przedstawieniu). Na koniec twarz Mikołajczyka nareszcie "budzi się" i zaczyna grać, pojawia się na niej, komentujący Bollywood, nienaturalny uśmiech. Hiperuśmiech.

Już jestem ciekawa, jak zakończy się trylogia Mikołajczyka? Pierwszą część, "Waiting", można odbierać jako historię ciała i jego pamięci. Drugą zdominował "porządek serca". Czyżby trzecia zapowiadała się konceptualnie i wyznaczyła "prymat głowy"?

Anna Królica - doktorantka w Katedrze Dramatu Uniwersytetu Jagiellońskiego i magistrantka Instytutu Filologii Wschodniosłowiańskiej, współzałożycielka i redaktorka portalu www.nowytaniec.pl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji