Artykuły

Sama sława to jeszcze za mało

Jeszcze kilkanaście lat temu biznesowe eksperymenty polskich gwiazd kończyły się najczęściej klapą. Splajtował choćby dom mody "Szu" Jana Nowickiego, zbankrutowała firma odzieżowa KK Krzysztofa Kolbergera. Najwięcej porażek zaliczyli znani ludzie, którzy próbowali zainwestować swe zyski z ekranu czy sceny w biznes restauracyjny - pisze Zofia Fabjanowska-Micyk w Sukcesie.

Wyłożyli się na tym między innymi Przemysław Saleta, Andrzej "Piasek" Piaseczny, Jan Pietrzak, Wojciech Jagielski czy Hubert Urbański. Głośne fiasko bardzo intensywnie promowanej serii kosmetyków "Sza" firmowanej przez Grażynę Szapołowską na dobre podważyło tezę, że znane nazwisko może pomóc w biznesowym sukcesie. Wydawać by się mogło, że w interesach radzi sobie w polskim show-biznesie tak naprawdę tylko Marek Kondrat - właściciel Winarium. Nieprawda. Są jeszcze one. Showbiznesmenki.

(...)

ANNA GORNOSTAJ TEATR INNY NIŻ WSZYSTKIE

Modernistyczna fasada dawnego kina, do tego na wejściu dwie korynckie kolumienki owinięte neonowym sznurem. W środku trochę jak w klubach nocnych z lat 30. na Manhattanie. Przyćmione światła, za okienkiem biletowym kuta ozdobna krata, u sufitu ogromne żyrandole, w głębi pluszowa kanapa, półokrągły bar.

Anna Gornostaj przyznaje, że sama nie wiedziała, w co się pakuje. Nie była pierwsza na rynku. Krystyna Janda ze swoją Polonią przetarta szlaki. Udowodniła, że prywatny teatr może funkcjonować i na siebie zarabiać. Ale Capitol jest inny. W jednym z wywiadów Gornostaj stwierdziła: "Teatr Jandy jest teatrem gwiazdy, ona jest zjawiskiem (...). Ja jestem po prostu aktorką, nigdy nie byłam gwiazdą. Znalazłam natomiast ludzi i możliwości, które uruchamiają zupełnie nowe myślenie o teatrze prywatnym". W ramach "zupełnie innego myślenia" powstała profesjonalna scena i klub nocny w jednym. Ale nie tylko. - Organizujemy też imprezy i konferencje dla firm. Jednocześnie jesteśmy impresariatem, jeździmy ze spektaklami po całej Polsce - mówi Gornostaj. Prawie nikt nie wierzył, że jej się uda. Pożenić teatr z dyskoteką, co to za pomysł? Znajomi z branży pukali się w głowę. - Prawdę mówiąc, po jakichś trzech miesiącach od otwarcia i ja się załamałam. Byłam pewna, że się pomyliłam. Że tych dwóch światów rzeczywiście nie da się połączyć. Wciąż dochodziło do nieporozumień. Pracownicy klubu musieli być cicho w czasie przedstawienia, nie można było przyjmować dostaw, układać szklanek. Przychodzili dwie godziny wcześniej, a potem w czasie spektaklu siedzieli bezczynnie i czekali. Konferencje nakładały się na spektakle. Bałagan, niesnaski. Wbrew zdrowemu rozsądkowi wyjechaliśmy z mężem na dwa tygodnie wakacji. Wróciliśmy i nagle okazało się, że nasi pracownicy zaczęli ze sobą współpracować. Jak to się stało, nie wiem do dziś. Ale się dogadali - wspomina szefowa Capitolu. Gornostaj, aktorka znana z seriali i filmów, otwierając teatr, miała już 20-letnie doświadczenie w prowadzeniu własnego interesu. Jak została bizneswoman? Zawdzięcza to mężowi Stanisławowi Mączyńskiemu, reżyserowi i technikowi teatralnemu. Razem pracowali w warszawskim teatrze Ateneum. W latach 80. na targach teatralnych nawiązali współpracę z amerykańską firmą Rosco sprzedającą oświetlenie i maszynerię, gigantem w tej branży, z Oscarami za efekty specjalne na koncie. Przez 15 lat mieli swoje biuro w niewielkim pokoiku w budynku Ateneum. Gornostaj dobrze wspomina tamte czasy, miała niepowtarzalną okazję, żeby zobaczyć teatr z innej strony, poznać mechanizmy sprzedaży.

Ale najlepszym poligonem doświadczalnym był wówczas Fort Sokolnickiego. Scena na Żoliborzu, którą Anna "wychodziła" po urzędach. Kiedy odeszła z Ateneum, zapisała się na kursy dla menedżerów kultury, skończyła też kurs księgowości. Wiedziała już, jak starać się o dotację od miasta. Pukała do każdych drzwi. Kiedy pozwolono jej zagospodarować Fort, wyremontowali go z mężem własnymi rękami. To była scena niszowa, ale przez dwa i pół roku wystawili aż siedem spektakli i zorganizowali blisko dwieście wydarzeń. Wykładów, warsztatów, koncertów. Otwarcie dużego profesjonalnego teatru stało się możliwe, kiedy znaleźli ze Staszkiem jeszcze dwóch wspólników. Biznesmenów niezwiązanych z teatrem, których przekonała idea miejsca, gdzie oprócz spektakli można też organizować eventy dla firm. Zaufali Annie, nie wtrącają się w to, co dzieje się na scenie. Repertuar? Po dwóch latach działalności Capitolu Gornostaj dokładnie wie, na jakie spektakle ją stać, a na jakie już nie. - Prowadzę teatr bulwarowy, na wysokim poziomie, ze świetną obsadą. Moją największą ułańską fantazją była "Pornografia" Gombrowicza. Postanowiła po 25 latach przenieść kultowe przedstawienie Teatru Ateneum, w reżyserii Andrzeja Pawłowskiego, na deski Capitolu. Dziś jednak przyznaje, że to był błąd. Recenzje były świetne, ale do każdego przedstawienia dokładała z własnej kieszeni. Z bólem serca zdejmowała Gombrowicza z afisza. Mimo to ma poczucie, że spełniła swoje marzenie. W końcu zawsze chciała mieć własny teatr. Czy doradzałaby innym zakładanie własnej sceny? Koszty całej inwestycji są ogromne, rzędu kilkunastu milionów złotych. Koszt najbardziej kameralnego przedstawienia z dwoma aktorami to "na dzień dobry" 150 tysięcy. A trzeba je jeszcze wypromować. Anna Gornostaj boi się, że kiedyś dzieci wypomną jej przetrwonienie pieniędzy. Bo w Capitol poszedł też spadek po dziadku, który przed wojną był właścicielem fabryki śmigieł na Bielanach. Może nie była to gigantyczna suma, którą trzeba było jeszcze podzielić między krewnych. Ale starczyłoby na dobry samochód i mieszkanie.

(//)

KATARZYNA GRONIEC - WYTWÓRNIA WOLNOŚCI

Prosi, żeby nie pisać, że "robi biznes", bo już samo hasło "biznes" kojarzy się jej się ze światem, którego nigdy nie rozumiała. Bizneswoman? Katarzyna Groniec, podobnie jak Kinga Rusin, nie słyszała tego słowa w dzieciństwie. - Kto to jest górnik, wiedziałam, bo mówili o tym w szkole. Ale bizneswoman? To słowo kojarzyło mi się zawsze z "Peweksem", ale nie miałam pojęcia, co ono znaczy. Adapter, własną wytwórnię płytową, Katarzyna Groniec założyła półtora roku temu. Skąd taka decyzja? - Najpierw chodziło tylko o mnie i o moje projekty - mówi. Nagrała do tej pory sześć płyt. Trzy pierwsze w dużej międzynarodowej wytwórni. Kolejne albumy już w kameralnych, zaprzyjaźnionych firmach. Przyglądała się, jak działają, a w końcu doszła do wniosku, że nie są w stanie zaproponować jej niczego ponad to, co sama już potrafi. - W wydawnictwie muzycznym trzeba mieć pomysł na dystrybucję płyt - wiedzieć, gdzie je wyprodukować, z kim rozmawiać. Po kilku albumach już to wiedziałam. Dobrze znam cały proces. Mam własne pomysły na promocję swoich projektów. Po co mam komuś za to płacić? Z założenia Adapter jest przede wszystkim wytwórnią, w praktyce do tej pory był głównie agencją muzyczną. Organizował koncerty. Szybko poszerzył swoje działania o dwóch kolejnych - poza samą Groniec - artystów. Kiedy się spotykamy, Katarzyna Groniec jest akurat w trakcie organizowania studia na nagrania dla zespołu Mikromusic, którego album wydawać będzie jesienią. To płytowy debiut jej wytwórni na rynku, A dla niej samej sprawdzian, czy rzeczywiście się do tego nadaje. Szczerze przyznaje, że nadal nie wie, jak rozlicza się faktury. I jak wystawia rachunki. Tym zajmuje się jej wspólniczka i menedżerka Magda Falkowska. Pracują razem od pięciu lat. Bez Magdy nie dałabym sobie rady. Nie ukrywam, że 80 procent spraw organizacyjnych spoczywa właśnie na jej barkach.

Groniec podkreśla, że na płytach swojej wytwórni niekoniecznie musi zarabiać. - Mam inne założenie. Wydaję je po to, żeby tylko zwróciły się koszty. Ewentualne zyski chcę inwestować w kolejne projekty i tak dalej. To pozwoliłoby mi utrzymać płynność finansową. Zarabiam na koncertach, to one są moim głównym źródłem utrzymania - dodaje. Oczywiście, że ma tremę przed jesienną premierą, jednak własna firma na dłuższą metę nie zmienia wiele w jej życiu. Uśmiecha się, kiedy mówi, że dla niej najbardziej przełomowym momentem było osiągnięcie niezależności. "Wychowana" w prowadzonym twardą ręką przez Janusza Józefowicza Studio Buffo, przez całe lata słyszała: "Stworzyliśmy cię, ale wiedz, że jak odejdziesz, nie dasz sobie rady". - Tym bardziej potrafię docenić wolność, jaką daje mi teraz Adapter.

(...)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji