Artykuły

Z dzieckiem przez dżunglę

"Tygryski" w reż. Agaty Biziuk w Teatrze Lalka w Warszawie. Pisze Magdalena Foks w Teatrze.

Końcówka listopada minionego roku zaowocowała w warszawskim Teatrze Lalka udanym przedstawieniem dla najmłodszych dzieci. Już po przekroczeniu granicy między szatnią a foyer, w którym odbywa się spektakl, zwraca uwagę dbałość twórców o jednolitą oprawę plastyczną "Tygrysków". Przestrzeń gry zajmuje szerszy bok pomieszczenia. Wszystko spójne i estetyczne: ciemne zastawki, czarne i białe poduszki, czarno-biała szafa pośrodku, nawet krzesła dla publiczności ubrano w monochromatyczne pokrowce. Maluchy dość długo się usadawiają: najstarsze na krzesłach, bojaźliwe na kolanach rodziców, te odważne na szerokim proscenium. Miejsc dla publiczności jest niewiele, zaledwie kilkadziesiąt, atmosfera intymna, aktorów będziemy mieć na wyciągnięcie ręki.

Marta Guśniowska (autorka scenariusza) i Agata Biziuk (reżyserka) przygotowały zaskakująco bogatą historię na podstawie wiersza Joanny Papuzińskiej. Prosta opowiastka o tygrysach, które uciekają z piżamy niesfornej dziewczynki, została rozpisana na trzech aktorów. Małą Asię gra, prawie etatowo już występująca w rolach dzieci, Monika Babula, rodziców Anna Porusi-ło-Dużyńska i Tomasz Mazurek. Fabułą przedstawienia są wspomniana już ucieczka i poszukiwania dzikich kocurów, tematem zaś jest epizod z relacji rodzinnych. Córka nie chce spać, przez całą noc harcuje z iście niespożytą energią. Urządza w łóżku safari, leci na księżyc, szuka bezludnej wyspy. Jak wiele dzieci wyczarowuje niemalże realistyczny świat za pomocą kilku gestów i dźwięków. Rano wyczerpana wita mamę i tatę słowem "dobranoc". Poranny pośpiech nie jest w stanie wygnać jej z łóżka. Szykowanie śniadania, tata wskakujący w garnitur nie zaćmią faktu, że dziecko musi się wyspać. Sprawy nabierają ciekawego obrotu. Zamiast wedle wszelkich prawideł dać małej klapsa i pouczyć, że spać trzeba w nocy, rodzice przyjmują perspektywę widzenia Asi. Jej wybryk nie był przecież przejawem złośliwości, a tylko znakiem innej hierarchii w postrzeganiu świata, w której miejsce pracy i codziennych obowiązków zajmuje wyobraźnia oraz wypełniające ją niezwykle istotne zadania, takie jak lot międzyplanetarny czy tresura dzikich zwierząt. Objaw elastyczności rodziców, którzy próbują dostosować się do swojego dziecka, rezygnując przynajmniej na chwilę z dopasowywania go do swoich norm, przynosi zaskakujące efekty. Po pierwsze okazuje się, że sami potrafią czerpać radość z zabawy i nie przeraża ich wyimaginowana dżungla porastająca całe mieszkanie. Po drugie wcale nie są obserwatorami przeżywanej przez Asię przygody, ale po niej przewodnikami.

Inez Krupińska niuansuje czarno-białą oprawę plastyczną przedstawienia. Zestaw rodem z szachownicy, a wzorów mnogość. Paski, prążki, kropki i groszki, romby, kwadraty oraz puste płaszczyzny pokrywają kostiumy i scenografię. Puentą jest kropla koloru: czerwona kanapa, pomarańczowe tenisówki Asi oraz tygryski zaludniające jej piżamę. Scenografka zamieniła foyer Lalki w naprawdę stylowe wnętrze, szczęśliwie unikając skojarzeń małych dzieci z banalnymi różami czy błękitami. Stonowane, choć intrygujące wnętrze jest przygrywką dla feerii barw, która zawładnie sceną, gdy mieszkanie pokryje tropikalny las. Dżungla jest porywająca i pełna niespodzianek. Widać w niej osobiste fascynacje Krupińskiej, w której twórczości malarskiej obecny jest motyw pełnego obfitej roślinności, zaczarowanego ogrodu o surrealistycznej proweniencji. Scenerię tworzą: drzewo oplecione przez liany i wielką pajęczynę, zarośla gęstych traw i zagon olbrzymich kwiatów. Na scenie dominuje soczysta zieleń. Zarówno elementy scenografii, jak i lalki są gałgankowym majstersztykiem pracowni teatru. Wielkie owady zamieszkujące busz są prawie naturalistyczne, nie mają w sobie jednak nic niepokojącego. Choć wykonane ze szmatek, przywodzą raczej na myśl dekoracyjną ważkę z obrazu Mehoffera albo kunsztowne secesyjne broszki. Z wypiekami na twarzy oczekuje się pojawienia kolejnego żuka czy motyla.

Wycieczka po dżungli daje możliwość kontynuowania wątku relacji rodzinnych. Rodzice biorą udział w aranżowaniu przestrzeni wielkiej przygody, wprowadzając na scenę elementy zielonej scenografii, następnie animują lalki owadów. Asia biega po scenie w poszukiwaniu zgub i to właśnie ona wciela się w ich role. Lalki tygrysów też są godne uwagi. Mają różne formy, choć są gałgankowe jak wszystkie pozostałe. Tygrys leniuch to wielki kap-ciuch, który grzęźnie na stopie dziewczynki. Najbardziej rozbrykany kocur jest pa-cynką, inny ma formę sporego pluszaka. Spotkania z rozmaitymi owadami skutkują nowymi doświadczeniami. Tygrysek pacynka jest zafascynowany delikatnym motylem. Próbuje wdrapać się na kwiat. Kiedy jednak dowiaduje się, że motyle życie trwa tylko jeden dzień, z radością na nowo odkrywa w sobie tygrysa. Gromada mrówek pokazuje, że najskuteczniej działa się razem. Przykład lekkomyślnej muchy (zwykłej mówić "bzzzdura!") przekonuje, że lepiej nie zbliżać się samotnie do pajęczyny. Rodzice pokazują Asi świat pełen nowości, których tak bardzo była spragniona. Sami doskonale sprawdzają się w roli mistrzów, tych, którzy wiedzą więcej. Córeczka nabywa w bezpieczny sposób poważne życiowe doświadczenia. Tygrysy - tym razem pod postacią płaskich aplikacji - kolejno wracają na piżamę dziewczynki. Dzikie zarośla znikają, mieszkanie wraca do zwykłego stanu.

Agata Biziuk udowodniła swoim przedstawieniem, że pracując dla maluchów, twórcy nie muszą rezygnować z ambicji artystycznych. Marta Guśniowska na potrzeby spektaklu stworzyła kolejny interesujący tekst dla teatrów lalkowych. Przy okazji przypomniano twórczość klasycznej już autorki wierszy dla dzieci, Joanny Papuzińskiej. Połączenie talentów obu pań dało doskonały efekt. Spektakl nie nudzi, choć trwa prawie godzinę. Mimo dynamiki wydarzeń nawet małe dzieci będą w stanie nadążyć za ich przebiegiem. Reżyserka nie bała się zastosować nieco bardziej wyrafinowanych konwencji teatru animacji. Asia brykająca w nocy to świetna scena Moniki Babuli. Stojąca na środku sceny szafa pełni zarazem funkcję pokoju i łóżka. Z wypełniającego jej tył materiału wystają głowa i ręce aktorki, są też nogi, jak się później okazuje, animowane przez kogoś innego. Cały ten układ tworzy karykaturalnego człowieczka z wielką głową. Asia może w ten sposób fikać koziołki, przecząc prawu grawitacji, zawisać w powietrzu i udawać kosmonautę. Aktorzy mają tu pierwszorzędne znaczenie, tworzą solidne role. Utrzymują bliski kontakt z widownią, choć nie zwracają się do niej bezpośrednio. Konferansjer wyjaśniający dzieciom przebieg akcji nie jest potrzebny, bo forma teatralna i przekaz edukacyjny są doskonale wyważone. Choć aktorzy niekiedy ocierają się o groteskę, jak w scenie szykowania się taty do pracy, są jednak na tyle wiarygodni, że pozwalają dzieciom rozpoznać na scenie swoją własną rodzinną sytuację.

Uważam za przesadę anonsowanie "Tygrysków" jako pierwszego spektaklu dla dzieci poniżej trzeciego roku życia. W Warszawie zarówno Baj, jak i Guliwer mają w swoich repertuarach propozycje dla trzylatków. Czy dziecko jest dojrzałe do wizyty w teatrze, to kwestia indywidualna. A widełki wiekowe podawane przez teatry są tylko umowne. Sama widziałam chłopczyka płaczącego ze strachu na widok całkiem przyjaznej biedronki występującej w "Tygryskach". Trzeba jednak zauważyć, że teatr dołożył wielu starań, żeby ułatwić maluchom odbiór. Spektakl odbywa się w foyer, co ułatwia swobodę ruchu, łatwiej z kapryszącym dzieckiem wyjść, łatwiej też wrócić, nie przeszkadzając innym. Bliskość sceny i niewielka, jak na warunki teatralne, liczba osób na sali pozwalają skoncentrować się na spektaklu. Zakończenie płynnie przechodzi od oklasków do na poły spontanicznego kontaktu widzów z aktorami, którzy podchodzą do dzieci z lalkami tygrysków i pozwalają się nimi chwilę pobawić. Teatr Lalka planuje rozwijać nowy nurt pod hasłem "Teatr dla dzieci najnajmłodszych", choć do tej pory specjalizował się w spektaklach dla dzieci starszych.

Myślę, że największą nagrodą dla "Tygrysków" byłaby informacja, że spektakl zaangażował zarówno dzieci, jak i dorosłych, do których przecież w dużej mierze zaadresowane jest przesłanie reżyserki. Jest nadzieja, bo przecież zrobili już pierwszy krok, rozpoczynając ze swymi dziećmi teatralną przygodę. Mam nadzieję, że zawsze równie udaną, jak ta pierwsza.

Mgdalena Foks - absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej, studiuje historię sztuki na Wydziale Historii Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z Fundacją Scena Współczesna. Publikuje w kwartalniku "Teatr Lalek".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji