Artykuły

Dzieci kina

Hamlet musi być kimś, z kim chętnie poszłoby się na piwo

W samej Warszawie można zobaczyć w teatrze Ateneum "Kontrabasistę" i "Mein Kampf" w reż. Roberta Glińskiego, "Mewę" i "Hamleta" w inscenizacji Andrzeja Domalika w Teatrze Dramatycznym oraz spektakl "Lautreamont-sny" Mariusza Trelińskiego w Studio.

Filmowa przestrzeń nie istnieje w rzeczywistości, choć złożona jest z realnych elementów utrwalonych przez kamerę. Ogranicza ją jedynie zamysł reżysera, który poprzez montaż stwarza wrażenie prawdziwości pokazywanego świata.

W teatrze, gdzie miejsce gry jest ograniczone, tworzy się przestrzeń metaforyczna, w4ej ramach mieszczą się znaczenia, przenośnie, symbole.

- Scena może być zarówno pokojem, jak i plenerem, piekłem i niebem, będąc jednocześnie tą samą sceną - mówi Robert Gliński. - Przedstawienie "Mein Kampf" Taboriego przeniosę wkrótce do telewizji. W spektaklu telewizyjnym, który jest gdzieś pomiędzy teatrem a filmem, zupełnie inaczej będę musiał zakomponować przestrzeń. W studio telewizyjnym pokój będzie ograniczony ścianami, gdy tymczasem na scenie ściany te są mi całkowicie niepotrzebne, nie muszą bowiem sugerować rzeczywistości.

- Staram się unikać w teatrze filmowego sposobu ukazywania świata, zwłaszcza w tym spektaklu - kontynuuje Robert Gliński. - "Mein Kampf" nie jest sztuką realistyczną. W związku z tym sposób gry aktorów, dekoracje, rekwizyty, wszystko to oparte jest na umowności. W przedstawieniu "występuje" kura, która na początku jest realistyczna. Ale scena zabijania ptaka pokazana jest środkami typowo teatralnymi, w sposób symboliczny, krew więc lać się nie będzie.

Ciekawemu rozróżnieniu w filmie i w teatrze podlega czas. Film - to głównie koncentracja czasu. Odpowiednio zmontowane, sugestywne sceny mogą opowiedzieć wydarzenie w kilka sekund. Kiedy indziej czas rozciąga się, by analizować ruch, zjawisko czy gest. W teatrze czas wiąże się z narracją, jest zależny od rodzaju przestrzeni w konkretnym teatrze.

- Wprowadzając do spektaklu wielonarracyjność - mówi Mariusz Treliński -dokonuję swoistego zabiegu montażu filmowego. Bohater spektaklu - Lautreamont, to nikt inny jak powieściowy narrator realistyczny. Staje on przed widzem jako konkretna postać literacka, za pomocą prostego gestu, jakim jest "pstryknięcie palcami" powołuje on na scenę nową stworzoną przez siebie rzeczywistość, którą zaludnia "wyśnionymi", przedziwnymi postaciami. Wraz z posuwaniem się akcji odkrywam przed widzem nową przestrzeń, nowe miejsca.

Andrzej Domalik w swoich realizacjach teatralnych również ucieka się do montażu filmowego.

- Zawsze mnie drażniło, że jeden aktor musi zejść, żeby mógł wejść następny, każda scena musi się wyraźnie skończyć. W moich przedstawieniach staram się inaczej manipulować czasem. W "Hamlecie" próbuję stworzyć coś na kształt montażu filmowego. Wydaje mi się, że nawet przedstawienie teatralne zbudowane na klasycznym tekście, może korzystać z języka i chwytów czysto filmowych. Nierozsądne, wręcz niemożliwe byłoby dla reżysera pominięcie tego magicznego miejsca, jakim jest teatr, choć nie wiadomo, czy doszłoby do mojego debiutu scenicznego, gdyby nie telefon dyrektora Macieja Prusa, który zaproponował mi wyreżyserowanie "Mewy". Sytuacja, w której się znalazłem, wpisana była pomiędzy przypadek a konieczność.

- Po premierze filmu "Pożegnania jesieni" przez dwa lata nie miałem pomysłu na nowe realizacje - mówi Mariusz Treliński - potrzebowałem nowej materii, i takie tworzywo odnalazłem w teatrze, choć dopiero propozycja Jerzego Grzegorzewskiego dała możliwość scenicznego zaadaptowania Lautreamonta "Pieśni Maldorora". Teatr odmłodził mnie, stałem się znowu debiutantem.

Na koniec zapytaliśmy naszych rozmówców, na ile ich doświadczenia filmowe wpływają na estetykę tworzonych przez nich spektakli. Andrzej Domalik mówi, "że współczesny teatr musi uwzględnić wszystko, co w ogóle stało się w komunikacji wizualnej na świecie. To pociąga za sobą konsekwencję. Myślę o sposobie opowiadania, o rytmie, sposobie mówienia, o estetyce. Hamlet, którego chcę pokazać publiczności, jest pozbawiony koturnowości. Duński książę musi być kimś, z kim chętnie poszłoby się na piwo do pubu, i zamieniło parę słów o ostatnim filmie Saury. Dzisiejszy widz teatralny przyzwyczajony jest do odbioru wybranych przez kamerę fragmentów, poddany iluzji montażu, i oczekuje tego samego od teatru. Dlatego dzisiejszy teatr jest w dużym stopniu zdeterminowany przez film. Nie ośmielę się jednak jeszcze stwierdzić, że zdystansowanie teatru przez film pociągnie ogromne zmiany w całej sztuce dramatycznej. Na razie mówimy tylko o percepcji widza".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji