Artykuły

Ariadna bez konia, czyli Feta na Starym Przedmieściu

Lubię widowiska poetyckie, nastawione na obraz, spokojne. Takie, w których niewiele się dzieje. Nie przepadam za ekstremalnymi spektaklami, gdzie jest niebezpiecznie - przyznaje dyrektorka trwającego w Gdańsku Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA.

Magdalena Hajdysz: Jakie zmiany zaszły w Fecie w stosunku do poprzedniej edycji, która po raz pierwszy odbywała się na Starym Przedmieściu i w okolicy Bastionów?

Elwira Twardowska*: W ubiegłym roku nie zrobiliśmy niestety odpowiednio dokładnego rozeznania tego miejsca - po prostu bardzo podobała nam się tutejsza przestrzeń. Zakłopotani naszą zeszłoroczną ignorancją, która spowodowała m.in. nazwanie tej okolicy Dolnym Miastem, postanowiliśmy tym razem odkryć jej tożsamość i duszę. Między innymi dlatego właśnie zaprosiliśmy spektakl "Mura", który takie badania prowokuje. Chcemy przybliżyć widzom historię tych miejsc, związane z nimi niezwykłe legendy i zdumiewające fakty, jak choćby obecność na tym terenie pierwszej w mieście drukarni, fabryki fortepianów, kolejki linowej czy słynnej kawiarni. M.in. dzięki pracom profesorów Januszajtisa i Sampa zebraliśmy mnóstwo informacji na temat Starego Przedmieścia - i tych historycznych, prawdziwych, i tych legendarnych.

W tym roku chcemy też tę przestrzeń bardziej okiełznać festiwalowo i organizacyjnie. Objęty festiwalem obszar zaczyna się już przy Muzeum Narodowym przy Toruńskiej i przez ulicę Rzeźnicką, Plac Wałowy i ASP wiedzie aż po najdalej położoną Redutę Wilk. Również po to, aby Feta była bardziej widoczna w mieście, a nie "ukryta" na zasłoniętym przez budynki Placu Wałowym. Z uwagi na to, ze spektakle takie jak "Mura" czy "The Garden" wymagają dłuższych przygotowań i oswajania przestrzeni, od miesiąca krążą po terenie festiwalu tłumy ludzi - artystów, technicznych.

Staramy się jak najbardziej przyjaźnie traktować naszych widzów. W tym roku nie zabraknie już gastronomii, co ostatnio było związane z wycofaniem się w ostatnim momencie firmy cateringowej. Niestety, nie będzie zapowiadanego stoiska ze środkami przeciw komarom, ponieważ okazało się, że firma, która miała się tym zając, ucierpiała w trakcie powodzi. A poza tym duże zapasy środków owadobójczych przekazała na tereny popowodziowe, na których insekty stały się prawdziwą plagą. Jest za to Straż Pożarna, która zwykle sama w sobie stanowi atrakcję. Tym razem jej zadaniem jest jednak głównie zapewnienie chętnym widzom odrobiny chłodu i orzeźwienia... Mamy też drogowskazy prowadzące do poszczególnych miejsc, w których grane są spektakle. Na Placu Wałowym, jak w zeszłym roku, stanęło Centrum Festiwalowe. Niewątpliwą atrakcją są, specjalnie przywiezione z Krynicy Morskiej, świeżo uwędzone ryby. Jest też chleb ze smalcem, ogórki małosolne, gofry, kawa i inne przekąski. Oczywiście jest też woda, ale dobrze się w nią samemu zaopatrzyć.

Co jest największym obciążeniem festiwalowego budżetu?

- Sześćdziesiąt procent pochłania technika, przygotowanie terenu itp. Pozostałe czterdzieści to honoraria. W tym roku liczę każdą złotówkę. Na etapie planowania zawsze jest fajnie. Dopiero później okazuje się, że trzeba wydać jeszcze dwieście złotych na to, osiemset na tamto, że trzeba skosić trawę, bo teren jest własnością szkoły, a szkoła nie ma takiej potrzeby. A skoro trawnik nie należy do miasta, to miasto się tym nie zajmie. Ile kosztuje skoszenie trawy? Niedużo. Dwadzieścia groszy za metr kwadratowy. Ale okazuje się, że tej trawy jest hektar, co daje dwa tysiące złotych. Gdy usłyszałam, że wyłączenie ulicy z ruchu kołowego kosztuje pięćdziesiąt groszy, też uznałam, że nie muszę się martwic, dopóki pani w urzędzie nie uświadomiła mnie, że to cena za metr kwadratowy za dobę i jak zaczęłam liczyć, to stwierdziłam, że zamiast robić Fetę, wyłączę sobie z ruchu ulicę.

Szczególnie, że w tym roku teren festiwalowy obejmuje więcej ulic - częściowo Toruńską, Rzeźnicką i cały Plac Wałowy.

- Toruńskiej i Rzeźnickiej nie wyłączyliśmy z ruchu na stałe. Przez Rzeźnicką od Muzeum przechodziła parada i tylko na ten czas ruch został wstrzymany. Ale ulice wokół Placu Wałowego to już tysiące metrów. Na szczęście dostaliśmy cenę promocyjną - 2 gr za metr kwadratowy. To nowe przepisy i jest ich coraz więcej. Przy pierwszej Fecie na Zaspie ustalałam tylko, gdzie będą grane spektakle i to wszystko. Straż Pożarna też kiedyś uczestniczyła "charytatywnie", a dzisiaj muszę zlecać to komercyjnie. Co roku powstają nowe przepisy, coraz bardziej szczegółowe, przez co rosną koszty organizacji festiwalu. Płaci się nawet za samo wydanie zgody. To tylko 50 złotych, ale tych zgód musiałam w tym roku załatwić całe mnóstwo. Na szczęście Gdańsk dość przyjaźnie traktuje wszelkie imprezy miejskie, ale mimo wszystko koszty co roku rosną.

Staram się jednak pocieszać, ze to nie tylko nasz problem. We wszystkich krajach unijnych weszły duże obostrzenia co do imprez masowych i pod tym względem Feta jest traktowana w Gdańsku naprawdę życzliwie. Nie jest to w końcu stricte impreza masowa - jak mecze piłki nożnej czy duże koncerty. Tu jednorazowo spektakl ogląda maksymalnie 200 osób. W całej Unii problem bezpieczeństwa stawiany jest bardzo wysoko i czasem wymagania dotyczące tego typu imprez są irracjonalne. Wiadomo przecież, że spektakl teatralny nie wyzwala aż takich emocji, ani takiego zagrożenia, jak mecz. Pamiętam, jak kiedyś komendant komisariatu w Śródmieściu przy okazji organizowania jakiejś parady powiedział, że nie weźmie za to odpowiedzialności, o ile zaraz po jej zakończeniu nie zostaną dla wszystkich podstawione autobusy. Uratował mnie wtedy naczelnik Straży Miejskiej, który odpowiadał za prewencję: "Kolego, to są kulturalni ludzie. Oni chodzą do teatru".

Na takiej imprezie jak Feta muszą jednak być obecne służby dbające o bezpieczeństwo widzów - choćby opieka medyczna.

- Tak, uważam, że to niezbędne. Na Fecie zawsze są karetki. Najwięcej pracy ratownicy medyczni mieli, gdy festiwal odbywał się na Zaspie. I to bynajmniej nie dlatego, że teatry stworzyły jakieś zagrożenie, tylko temperatura była podobna do tej teraz. Wielu ludzi słabło z powodu upału, szczególnie gdy znajdowali się na otwartej przestrzeni bez możliwości schowania się w cień. Niestety, ludzie nie zdają sobie sprawy, że koniecznie trzeba zadbać o nakrycie głowy. W ubiegłym roku na Fecie były rodziny z malutkimi dziećmi, wręcz noworodki.

Musze się przyznać, że sama byłam z takim...

- No cóż, w końcu to jedyna możliwość, by z małymi dziećmi "znaleźć się w teatrze". Nikomu nie przeszkadzają, są na świeżym powietrzu. Trzeba jednak odpowiednio je chronić, zwłaszcza przed słońcem.

Podobno planujesz znowu zmienić lokalizację Fety. Czy to znaczy, ze tegoroczna edycja festiwalu, która służy wnikliwemu rozpoznaniu Starego Przedmieścia, wyczerpuje jego twórczy potencjał?

- Nie, to nie tak. W obecnej lokalizacji przede wszystkim brakuje mi dużego utwardzonego placu. Wielu naprawdę dużych spektakli nie zapraszamy właśnie z tego względu, że nie mamy ich gdzie pokazać. Żal mi spektaklu poznańskiej Strefy Ciszy, bo na małym szkolnym boisku, którym dysponujemy, niewielu ludzi będzie mogło to zobaczyć. Poza tym jest to teren trudny organizacyjnie. Gdyby nie życzliwość Akademii Sztuk Pięknych, nie dalibyśmy rady. Na dodatek w dawnej hurtowni książek ma powstać duży apartamentowiec, co pewnie wykluczy wszelką działalność po g. 22. Ciągle uważam, że Zaspa była świetnym miejscem dla Fety. Tam mieścił się każdy spektakl, na tamtejszym pasie startowym czasem montowały się trzy przedstawienia jednocześnie. Był też park, który dawał widzom wytchnienie i panowała w nim bardzo przyjazna atmosfera. Ale powrót na Zaspę jest niemożliwy. Między innymi dlatego, że część pasa startowego została sprzedana prywatnemu deweloperowi, a sam park to za mało. Są w Gdańsku przestrzenie, które marzą mi się od zawsze, ale są nie do ugryzienia, jak np. Jelitkowo - okolice potoku i Restauracji Parkowej. Jest tam wiele pięknych miejsc. Zebrałam już nawet całą dokumentację na ten temat. Niestety, te tereny, szczególnie latem, sa tak obrośnięte popkulturą, że nie ma tam już miejsca na nic więcej. Bardzo atrakcyjna jest też Oliwa. Ma piękne, zadbane uliczki, jest duża łąka nad stawem. Gdyby na serio traktować ten pomysł, bralibyśmy też pod uwagę tereny AWFu i wielkie parkingi należące do Telewizji. Trzeba by się tylko dogadać. Jeśli w przyszłym roku zostaniemy w obecnym miejscu, na Starym Przedmieściu, to jestem za tym, żeby zrobić mniej spektakli, za to dużych i granych na wodzie, m.in. przy Reducie Wilk.

"Nić Ariadny" Teatru Feta na Specjalne Okoliczności, którego jesteś kierownikiem, miała swoją premierę podczas zeszłorocznej edycji Fety. Teraz będzie grana ponownie - tym razem po zmroku. Czy cos się w tym spektaklu zmieniło?

- Oczywiście będzie grany w sztucznym oświetleniu. I nie będzie konia. Niestety, naszego konia sprzedano. Ten, kto go kupił, odsprzedał go jeszcze dalej. Tak nam żal tego Berta. To był już stary koń, ale cudny. Drugiego takiego nie sposób znaleźć. W ubiegłym roku wymyśliłam sobie, że w spektaklu będzie biały koń. Znalazłam go zupełnie przez przypadek, u pana, który wypożyczał nam dorożki. Bert wziął udział w dwóch festiwalach. Teraz zagramy bez konia, bo nie chcę jakiegokolwiek, a o białego jest bardzo trudno. Poza tym na obrazach Marszałka, które były naszą inspiracją, był koń właśnie taki, jak Bert... "Nić Ariadny" zmieniała się już wielokrotnie. W Petersburgu na przykład też nie było białego konia, ale dostaliśmy żywe białe gołębie, które w trakcie spektaklu wypuściliśmy. Tutaj nie możemy użyć gołębi, bo one w nocy nie latają. Byłoby niebezpiecznie wypuszczać je po zmroku. Spektakl w ogóle jest teraz w dość dramatycznym momencie, bo dwie nasze aktorki sa "niedysponowane" - jedna Iwona właśnie urodziła córeczkę, a druga Iwona, po upadku ze szczudeł ma problemy z nogą i mimo braku widocznego urazu wolę ją jeszcze oszczędzać.

To co teraz?

- Wszystko jest pod kontrolą. Oczywiście wypadły mi ze spektaklu dwie najlepsze dziewczyny, ale, w zmienionym składzie, gramy dalej i dajemy radę. Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, że pod względem popisów szczudlarskich to, co się dzieje w "Nici Ariadny", to najwyższa półka. Dodatkowo trzeba wykonać bardzo precyzyjny układ choreograficzny. Jestem na etapie szukania dobrych szczudlarzy, chętnie złożyłabym komuś ofertę dłuższej współpracy. Ale dotąd nie wypatrzyłam jeszcze nikogo, kto dałby rade nie tylko na nich chodzić, przemieszczać się, ale też wykonywać dynamiczne i skomplikowane ruchy.

Jaki rodzaj teatru plenerowego czy ulicznego lubisz najbardziej?

- Lubię widowiska poetyckie, nastawione na obraz, spokojne. Takie, w których niewiele się dzieje. Nie przepadam za ekstremalnymi spektaklami, gdzie jest niebezpiecznie. Szczególnie w polskich teatrach musi lać się krew i być dużo golizny. Ja szukam przede wszystkim ładnego obrazu. Nie przez przypadek zaprosiłam na tegoroczną Fetę np. "The Garden", który właśnie zaspokaja moją potrzebę pięknej, poetyckiej aranżacji przestrzeni i działania drobnymi elementami. Podoba mi się też to, co robi Theater Tol - jak najmniej techniki, a dużo poezji. Nie bez znaczenia jest, że teatru ulicznego uczyłam się na Teatrze Snów Zdzisława Górskiego, który jest bardzo prosty i charakterystyczny, rozpoznawany w świecie. To on narzucił mi pewien sposób myślenia o teatrze w ogóle - że są spektakle, które bez widowni nie mają racji bytu, ale są i takie, w których dobrze byłoby widownię odsunąć jak najdalej, bo jej obecność nie jest dla tego, co się dzieje, konieczna. Niestety dla mnie, postępującym w teatrze ulicznym trendem jest coraz większa ilość techniki, świateł, dźwięku. Na szczęście powoli mija za to moda na wizualizacje, które w pewnym okresie były plagą wszystkich spektakli.

W zeszłym roku na Fecie było hucznie i widowiskowo z powodu ogromnej ilości "fajerwerków".

W tym roku prawie w ogóle ich nie będzie. Zresztą cały świat powoli odchodzi od pirotechniki, głównie ze względów bezpieczeństwa. Np. po pierwszym w Gdańsku spektaklu hiszpańskiego Teatru Xarxa wszyscy z dumą pokazywali sobie wypalone w ubraniach dziury. Nie byłoby mi żal, gdyby mieli zabronić używania pirotechniki podczas spektakli. Wystarcza mi sama myśl, że komuś mogłoby się coś stać. Z tego względu muszę np. odrzucić cudowne miejsce, w którym mogłaby się odbyć Feta - gdańskie Grodzisko. Jest tam duży majdan, niżej boisko asfaltowe, świetna komunikacja. Ale są tam też, grożące śmiertelnym upadkiem, pionowe ściany, głębokie wąwozy. Nie tak jak na Bastionach - w miarę łagodne, porośnięte trawą zbocza. Podobnie wymarzonym na festiwal miejscem są tereny Stoczni Gdańskiej - chyba jeszcze bardziej niebezpieczne, niż Grodzisko.

Większość trójmiejskich artystów marzy o twórczym wykorzystaniu terenów Stoczni...

- Szkoda, że to takie zamknięte miejsce, że tak mało jest tam teatru. Jednym z najfajniejszych moich doświadczeń teatralnych, jakie przeżyłam nie tylko w Gdańsku, ale w ogóle, był spektakl Bzdyla "Odys Seas". Na początku, szczególnie kiedy kazano mi płynąć Galeonem, byłam temu bardzo niechętna. Ale w Stoczni otworzyła się przede mną zupełnie magiczna przestrzeń. Do dzisiaj nie wiem, czy cokolwiek innego zrobiło na mnie podobne wrażenie. Aż serce boli, że było to jednorazowe wydarzenie. Uważam, ze ten spektakl powinien być grany co najmniej przez jeden sezon. Choć była to naprawdę droga produkcja. W każdym razie do dzisiaj bardzo mi szkoda, że ten spektakl przeszedł właściwie bez echa.

* Elwira Twardowska - animatorka kultury, dyrektorka Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA oraz kierownik klubu "Plama", gdzie powołała do życia Teatr w blokowisku. Działalność na rzecz kultury rozpoczęła w 1981 roku. Od 14 lat powoduje, ze przez kilka dni Gdańsk jest jedną ze stolic teatrów ulicznych i plenerowych

FETA w Gdańsku

XIV Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA rozpoczął się w czwartek i potrwa do niedzieli 18 lipca. Przez cztery dni 27 teatrów z 14 krajów zaprezentuje spektakle inspirowane mitami, legendami i prawdziwymi historiami z całego świata. Przedstawienia odbywają się w okolicach Bastionów i Starego Przedmieścia. Centrum Festiwalowe stanęło na Placu Wałowym, jest tam duża mapa oraz drogowskazy do poszczególnych miejsc, w których grane są spektakle. Punkty gastronomiczne usytuowano na Placu Wałowym i przy ulicy Grodza Kamienna. Na czas trwania festiwalu całkowicie wyłączono z ruchu kołowego Plac Wałowy oraz ulicę Grodza Kamienna. Informacje o festiwalu na stronie: www.feta.pl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji