Artykuły

Nigdy nie chce być inaczej

"Belfer!" w reż. Michała Kwiecińskiego z Teatru Bajka w Warszawie na Festiwalu Krakowskie Miniatury Teatralne. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Zabijał tak, jak by na głos czytał "Mizantropa". Podobna ulga, porównywalna radość słuchania brzmień nieomylnych, ostatecznie interpretujących strukturę świata, ten sam spokój chłodny. Gdy w rocznicę śmierci Moliera wszedł do maturalnej klasy i w stosie młodych oczu nad ławkami dostrzegł obojętność - nawet nie dygnął ramieniem. O tamtym dniu właśnie tak teraz opowiada ze sceny - intonacją wody spływającej po gęsi. Ale bez pogardy. Delikatnie.

Nie dygnął ramieniem, bo obojętność mętnych kulek znał na pamięć. Przez całe życie belfra od literatury, dzień w dzień wkuwał strukturę marnego świata. Tu on, tam stos, pomiędzy - przepaść. Więc - spokojnie położył teczkę na katedrze, otworzył, wsunął dłoń... Czy można było wtedy odwlec ostateczną interpretację? Prostsze pytanie brzmi: dlaczego stało się? I jeśli czegoś do dziś nie zrozumiał, to tego, jak komuś może przyjść do głowy pytanie: dlaczego?

Włodarze sprawiedliwości, edukacji i więziennictwa - wszyscy zadecydowali, by swój wyrok dożywotniego odosobnienia Belfer krasił scenicznymi monologami, ludziom ku przestrodze snutą opowieścią o życiu swoim marnym. A nuż ktoś pojmie? Podjął się. W odległym dniu, kiedy ojciec nauczył go, że hektar to nie kwadrat o wiecznie i wszędzie tych samych wymiarach, jeno nigdy i nigdzie nie to samo zmęczenie człowieka, który obszedł hektar - poczuł, że nic lepiej nie ujmuje istoty świata niż mówienie nie wprost, opowieść, metafora. Czy mógł nie zgodzić się na opowiadanie?

Nie mógł. Więc co wieczór więzienna suka przywozi go do teatru. Jak teraz, pod tylne wejście na Scenę im. Stanisława Wyspiańskiego w krakowskiej PWST. Jest spokojny w światłach rampy. Na wieszaku zostawia kapelusz i palto. Doskonały, szary garnitur, znakomite buty - potwór, który zabił pół maturalnej klasy, okutany dyskretną elegancją. Maleńki, łysiejący, o doskonale chłodnych manierach dżentelmena, którego opuściły złudzenia. Kładzie teczkę na profesorskim biurku, jak wtedy, o poranku dnia czarnego. Gąbką ściera z tablicy wielką pytę i wpisane weń słowo BELFER. Nawet nie dyga ramieniem. Ma twarz podobną, bardzo podobną do oblicza Louisa de Funesa. Któż lepiej od błazna może odmalować los bez właściwości? Belfra gra Wojciech Pszoniak.

Aktor gra potwora realnego, który jako aktor, czyli kapłan fikcji, o swej zbrodni z krwi i kości mówi na scenie - w miejscu przeznaczonym dla potworów tylko iluzorycznych i historii wyłącznie z palca wyssanych! Więc? W monodramie Jeana-Pierre'a Dopagne'a "Belfer" to zapętlenie jest sednem. Wieczny ping-pong prawdy z iluzją. Życie i teatr (hektar jako kwadrat i zmęczenie jako metafora hektara), co się w nawias biorą bez końca. Któremu ufać?

Opowiada więc. Opowiada ten, który jest sobą, bądź tylko udaje. Dzierga koleje swego losu, będącego zbiorem faktów, o ile nie jest zbiorem słów. Nie mam czego streszczać. Kto nie zna marności - niech rzuci kieliszkiem. Zwyczajnie - snuje Belfer historię życia, co było jak jąkający się jeden dzień. To samo wciąż od nowa. Śniadanie, autobus, brama szkoły, schody, klasa i stos oczu, które nie pojmują żadnej opowieści. I wszędzie trupy starych złudzeń. I wciąż pamięć biedna o ojcu zmieniającym geometrię w portret zmęczenia. I z każdym zmierzchem coraz więcej ciemnej kry w żyłach - puchnie obojętność.

Pszoniak ma oblicze de Funesa, lecz ani krzty jego gwałtowności. Gorycz Belfra jest dojmująco stoicka - czasem tylko kwaśny uśmiech na wargach wąskich, to wszystko. Pszoniak brzmi niczym ironia filozoficznych powiastek Woltera albo ta myśl innego mędrca: nie to jest w świecie tajemnicą, jaki jest świat, lecz to, że jest. Dlaczego rozstrzelał pół maturalnej klasy? Z bezradności? Dobrze, lecz skąd ona w świecie? Jest. I nic nie da się z nią zrobić. Wszystko, co można, to opowiadać historie, jak Molier i Belfer, czyli snuć je bez nadziei, że to coś zmieni, wyjaśni, przyniesie odpowiedź, uspokoi. Belfer jutro wróci, stanie w świetle, zacznie od początku. Opowie, jak na dnie teczki poczuł w palcach chłód pistoletu. A przecież tuż obok leżał tom dzieł Moliera.

Festiwal Krakowskie Miniatury Teatralne. Jean-Pierre Dopagne "Belfer". Reżyseria Michał Kwieciński. Scenografia i kostiumy Irena Biegańska. Występ w krakowskiej PWST, 15.07.2010 roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji