Artykuły

Fedra

Pro: Teatr Nowoczesny

"Starałem się uczynić Fedrę mniej odrażającą, niż jest ona w tragediach antycznych, gdzie sama z własnego impulsu oskarża Hipolita... W istocie nie jest ona ani całkiem winna, ani całkiem bez winy; z woli przeznaczenia i gniewu bogów jest ofiarą namiętności nieprawej, budzącej obrzydzenie u niej samej" - napisał we wstępie do swojej "Fedry" Jean Racine. I to chyba przekonująco wyjaśnia dlaczego francuski dramaturg po Sofoklesie i Eurypidesie opisał na nowo tragiczną miłość Fedry do swojego pasierba Hipolita. W wersji Racine'a ta antyczna tragedia nie traci nic ze swego tragizmu, zyskuje natomiast na prawdzie psychologicznej. Najnowsza inscenizacja w Teatrze na Woli do tragedii antycznej i prawdy psychologicznej dołączyła jeszcze tak bardzo istotny element nowoczesności i to zarówno w warstwie interpretacyjnej jak i inscenizacyjnej.

Zacznijmy od tej pierwszej. Reżyser Bogdan Augustyniak zrobił spektakl zwarty i klarowny. Zachowane zostały podstawowe wątki, przebieg wydarzeń, mimo znacznych skrótów, jest czytelny i komunikatywny. Ale najciekawsze jest samo współczesne odczytanie klasycznego dramatu. Otóż, według mnie, Augustyniak zrobił spektakl - jak byśmy dziś powiedzieli - o manipulacji. Stoją za nią rzecz jasna silne emocje, uczucia, ale jej istotą jest zafałszowanie rzeczywistości. Dlaczego dochodzi do manipulacji? Sprzyja mu lizusostwo poddanych, gotowych "na wszelkie usługi", ale motorem jest słabość ludzi. I tu dochodzimy do tytułowej postaci Fedry. Anna Chodakowska bardzo konsekwentnie buduje postać kobiety słabej, zalęknionej, niemal żałosnej. Ale gdyby Fedra była kobietą silną, przeżywającą tylko wewnętrzne rozterki, nie uległaby "życzliwym" podszeptom piastunki Enony. To słabość pchnie ją do kłamstwa.

Co prawda w rzeczywistości nie zawsze jest tak, jak u Racine'a, że manipulacja w równym stopniu dotyka manipulujących i manipulowanych, ale jej istota zdaje się w konsekwencji do tego sprowadzać. Właściwie wszyscy chcą dobrze, ale efekty są wręcz przeciwne. Być może jest to nadinterpretacja intencji reżysera, ale jakoś nie mogłem oprzeć się takim właśnie skojarzeniom w Teatrze na Woli.

Ku współczesności prowadzi drugi ważny trop - forma przedstawienia. Chodzi mi o zupełnie niesamowitą scenografię Józefa Oraczewskiego. Pierwsze wrażenie nie jest najlepsze. Ale ta przedziwna konstrukcja zaczyna "grać" - rusza się (między Tezeuszem a Teramenesem rośnie nagle ściana), świeci, skrzypi. I tu wkraczamy w świat dźwięku, który dla potrzeb spektaklu precyzyjnie i sugestywnie przygotował znany twórca muzyki filmowej i teatralnej Piotr Moss.

Kontra: Fatum na kredyt Racine'a

W "Fedrze" Jeana Racine'a słowa wypowiadane przez bohaterów mają siłę czynów. Niepotrzebne są żadne dodatkowe ornamenty, by wystawić tragedię rozsądku oraz zakazanej miłości żony Tezeusza do jej pasierba, Hipolita. Jednak realizatorzy ostatniej premiery w Teatrze na Woli utracili chyba wiarę w moc słowa i "wzmocnili" jego wyraz scenografią, która przemówiłaby nawet do głuchego. W ten właśnie sposób to, czego w myśl zasad tragedii antycznej i klasycystycznej nie było można pokazywać na scenie - jest oczywiste już po podniesieniu kurtyny: spod morskich fal wynurzają się konie z tonącego zaprzęgu Hipolita, zaś najwyżej położony, ze schodzących ku widowni podestów, jest jakby tratwą rozbitków... Interpretacja w pigule, rozwiązanie tragedii jak na patelni. Można wstać i bić brawa.

Ale do zagrania pozostaje jeszcze pięć aktów. I jeśli nawet zbyt opisowa scenografia nie okazałaby się zabójcza dla spektaklu Bogdana Augustyniaka - losy bohaterów "Fedry" nie powinny w końcu stanowić dla nikogo tajemnicy - aktorzy i tak nie radzą sobie z psychologicznymi sprzecznościami, jakim podlegają protagoniści tragedii Racine'a. Namiętnościom, które owładnęły każdą postacią nie towarzyszy bowiem poczucie winy, wtedy gdy występuje ona przeciw boskim i ludzkim prawom, a tylko tak zbudowany konflikt godny jest tragedii. Zamiast niej, na deskach wolskiego teatru, podziwiać możemy chemię ludzkich uczuć, wyalienowaną ze świata moralnych praw.

Inscenizacyjne słabości spektaklu Bogdana Augustyniaka najsilniej uwidaczniają się w roli Fedry. Występująca w niej Anna Chodakowska od początku gra kobietę zagubioną - słabą nie tylko w chwilach słabości. To raczej ofiara z egzystencjalnego romansu, gdzie zbyt wiele jednoznaczności, a za mało miejsca na bogactwo jansenistycznych przemyśleń Racine'a, dla którego nieodwracalność ludzkich losów nie wykluczała wolnej woli. Dowolne wobec autora rozłożenie akcentów interpretacyjnych spektaklu naruszyło klasycystyczną harmonię tragedii. W inscenizacji Bogdana Augustyniaka fatum pojawia się na kredyt Racine'a.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji