Artykuły

Do Hamleta podobni

Nie ma dziś dramatopisarza, który umiałby z taką bezwzględnością jak Czechow opisywać miałkość naszego istnienia i wszelkich naszych poczynań.

Każdemu się zdaje, że w swych rozterkach i cierpieniach "do Hamleta podobny" (tak postrzegali Płatonowa ludzie uwikłani w jego los), że tragedię życia gra, a Czechow chłodno i spokojnie udowadnia, że to, co przeżywamy, to żaden Hamlet i żadna tragedia, lecz żałosna farsa niegodna współczucia, co najwyżej politowania. Reżyserzy wystawiający Czechowa często sentymentalizują sceniczne dzieje wyobrażonych przez pisarza postaci, zalewają ich życie łzami, choć sam pisarz przed tym przestrzegał i zachęcał do traktowania swoich utworów jak komedii. Bo jeśli nawet do Hamleta podobni, to tylko podobni, a nie tacy jak Hamlet. Zaś podobieństwo do wielkich historii właściwe jest farsie.

Czechowa grać trzeba i warto bez końca, bowiem jego dramaty wypełniają dotkliwą lukę we współczesnej dramaturgii, pokazując w działaniu człowieka nowoczesnego. Cóż z tego, że osadzonego w XIX-wiecznej rodzajowości, skoro wystarczy ją odjąć, by otrzymać nieudaczników w pełni XX-wiecznych, a nawet XXI-wiecznych. To dopiero ubawiłoby doktora Czechowa! Ludzie u progu XXI stulecia, ludzie międzygalaktycznych przestrzeni, okazują się tacy sami jak lokatorzy stulecia XIX, świata sprzed wielkiego przełomu technologicznego, sprzed rewolucji informacyjnej i informatycznej. Żadnego w nas postępu, wciąż ta sama naiwność, głupota, szkodliwa niedojrzałość i podejrzana "romantyczność". Wciąż "do Hamleta podobni".

Nowy sezon rozpoczął się wystawieniem aż dwóch dramatów Czechowa. W Teatrze Narodowym w Warszawie Maciej Prus pokazał "Wiśniowy sad" z Raniewską dedykowaną Teresie Budzisz-Krzyżanowskiej, a w krakowskim Teatrze im. Słowackiego młody reżyser Grzegorz Wiśniewski sięgnął po młodzieńczy dramat pisarza - "Płatonowa". Dwa dramaty o ludziach z pozoru nieprzystosowanych do świata, niewinnie naiwnych, zagubionych w odmętach przerastających ich zdarzeń, a w rzeczywistości ludziach niedojrzałych, którzy próbują przerzucić na świat odpowiedzialność za własne niepowodzenia. Ale czy na pewno?

PRUS: DRAMAT ROZPADA SIĘ

W "Wiśniowym sadzie" przywykliśmy współczuć Raniewskiej. Co z tego, że roztrwoniła majątek, skoro zrobiła to w wielkim stylu? Co z tego, że nie umie podjąć racjonalnej i ekonomicznie zasadnej decyzji o rozparcelowaniu sadu i wydzierżawieniu go letnikom? Nie słucha przecież rad Łopachina, kupca, nowego człowieka nowych czasów, uładzonego chama, tego, który symbolizuje zło świata, nową cywilizację opartą na racjonalności, a nie porywach duszy. Jak można słuchać takiego człowieka? Jak można mu zaufać? Raniewska bliższa była inteligenckiej wrażliwości teatromanów, na ogół gardzących burżuazyjnymi cnotami. Ale świat się zmienił i na teatralnej widowni zasiada coraz więcej Łopachinów, którzy nie potrafią pojąć, o co chodzi Raniewskiej i dlaczego zachowuje się w tak nieżyciowy sposób. Z tego powodu "Wiśniowy sad" jest dziś piekielnie interesujący.

U Prusa Raniewska przez cały czas hamletyzuje. Wykonuje mnóstwo teatralnych gestów, nieustannie nerwowo odgarnia włosy, malowniczo zawisa na otwartych drzwiach. Mówi z teatralną manierą i nosi wyszukane suknie. Łopachin (Artur Żmijewski) zaś robi nader sympatyczne wrażenie. Skromnie i elegancko ubrany, jest zwyczajnie rzeczowy. Nie hańbi się nuworyszowskimi zachowaniami, nie upokarza nikogo swoimi pieniędzmi, nie afiszuje się z bogactwem. Jest pozytywistycznie pozytywny. Racja jest po jego stronie, a nie po stronie egzaltowanej i nieszczerej Raniewskiej.

Takie odczytanie "Wiśniowego sadu" byłoby interesujące i otwierałoby wiele nowych furtek, gdyby nie fakt, że przedstawienie w Narodowym wymknęło się spod kontroli reżysera i wszystkie interpretacyjne odkrycia dokonują się w nim przypadkiem. Najbrutalniej rzecz ujmując, ten spektakl jest po prostu niewyreżyserowany. Prus nie podjął żadnej decyzji, nie określił motywacji postaci i nie nadał im odpowiednich barw. Nie wyciągnął zasadniczych uczuć i namiętności, które kierują działaniami bohaterów, nie wspominając o niuansach. Oto trzynaście osób dramatu zupełnie że sobą niepowiązanych. Nikt nikogo nie kocha, nikt się nikim i niczym nie interesuje. Każdy ciągnie w swoją stronę, próbując ratować własne sceniczne istnienie, a dramat rozpada się, jakby rozwiał go wiatr.

W rezultacie sceniczne obrazy zamieniają się w zużyte clichees. Tracą siłę i moc oddziaływania na widzów. A aktorzy odwołują się do przestarzałej kategorii warsztatowej, czyli do emploi. Chłodne dekoracje dezintegrują przestrzeń i działania. Świetliste i pełne powietrza, powinny niby sycić pneumatyczną strukturę rozgrywającego się dramatu, a w rzeczywistości sprzyjają zamętowi. Chaos drażni. Przez większą część spektaklu miałem przykre wrażenie przebywania w przeciągu. W rezultacie nawet ostatnia scena z Firsem (Zdzisław Tobiasz), zapomnianym w opustoszałym domu, nie budzi najmniejszego wzruszenia. Odgłosy wycinania sadu powinny brzmieć jak zabijanie wieka trumny, a w tym teatrze pozostają płasko brzmiącym stukotem.

Przedstawienie Prusa mogło wzruszać lub śmieszyć, mogło przewartościować oceny poszczególnych postaci dramatu, a pozostało obojętne i nijakie. Nie udała się nawet Raniewska Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej, zamierzona jako popis maestrii tej wspaniałej aktorki. Reżyser nie podjął żadnej decyzji interpretacyjnej, a w teatrze jest tak, że gdy decyzje podejmują się same, nie prowadzą do nikąd.

WIŚNIEWSKI: FARSA SZYTA GRUBYMI NIĆMI

Grzegorz Wiśniewski decyzję podjął. Postanowił potraktować "Płatonowa" jak komedię, wręcz farsę. Komedia o nieudanym życiu - to brzmi obiecująco. Z tekstu, który z powodu swej długości wymaga zawsze skrótów, wybrał wątki dotyczące poczwórnego życia uczuciowego Płatonowa. Nowobogacka generałowa Wojnicew (Dorota Pomykała), karykaturalna emancypantka Maria Grekow (Dorota Godzic), nafaszerowana sentymentami Sonia (Dominika Bednarczyk) i wreszcie prawowita małżonka Sasza (Marta Waldera) wykonują swój pełen determinacji pląs wokół Płatonowa (Piotr Grabowski). Ma być lirycznie i wykwintnie, a wszystko grzęźnie w coraz grubszymi nićmi szytej farsie. Druga część przedstawienia, w której Płatonówkę przemierza korowód nieszczęsnych kobiet zakochanych w ciapowatym demonie, chwilami w swej poetyce przypomina sitcom. Reżyser nie waha się zresztą w stopniowaniu efektów komicznych. Zdradzony Sergiusz (Maciej Jackowski) paraduje po scenie w białej jedwabnej piżamie rodem z operetki. Generałowa, przygotowując się do opuszczenia zlicytowanego majątku, zajmuje się zwijaniem dywanu i już po chwili trzyma w rękach przedmiot determinujący jej wszelkie działania i rujnujący wszelką powagę jej położenia.

Komediowa stylistyka powiększa tylko grozę "Płatonowa", który w adaptacji Wiśniewskiego kończy się strzałem oddanym przez Sonię do męskiego powodu wszystkich cierpień. Bohaterowie stają się żałośni. Ich dobroć i działania dyktowane litością prowadzą do nieszczęść i nie licują z ludzką godnością. Płatonow nie budzi ani odrobiny współczucia.

Gdyby ostre widzenie reżysera zdołało konsekwentnie i bez szarży unieść cały dramat, przedstawienie mogłoby się udać. Tak się jednak nie stało, w związku z czym spektakl udał się nie do końca, choć im bliżej końca, tym lepszy. Zbyt długo trwa ekspozycja i zbyt niemrawo toczą się zdarzenia w pierwszej części. Za dużo tu złej muzyki, która, natrętnie wypełniając pauzy, ma budować "nastroje". Za dużo rodzajowości i kostiumu. Przede wszystkim jednak z zadaniami nie radzą sobie aktorzy. Reżyserowi udało się wprawdzie doprowadzić do tego, że nie stosują oni żadnych teatralnych grepsów, nie "grają". Uczynili pierwszy kroku scenicznemu istnieniu, ale jeszcze nie zaistnieli. To wymagałoby pewnie jeszcze wielu długich prób. Gdyby dano je reżyserowi i spektaklowi, być może efekt byłby bardziej satysfakcjonujący, ponadprzeciętny. Metodą, która prowadziłaby do celu drogą na skróty, mogłaby też być większa determinacja i odwaga reżysera, który udowodnił, że posiada teatralny talent. Teraz tylko nie powinien się go bać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji