W sprawie teatru muzycznego - głos Jana Kosińskiego
JAN KOSIŃSKI
Czuję się zażenowany moim udziałem w tej rozmowie z tego względu, że w najmniejszym stopniu nie jestem profesjonalistą. Jeżeli kiedyś w życiu włączyłem się w pewne dyskusje dotyczące teatru muzycznego, to tylko w sposób bardzo teoretyczny. Coraz częściej mówi się o jakiejś jak gdyby dewaluacji słowa i na dobrą sprawę należy się zastanowić, czy nie żyjemy przypadkiem w przededniu zasadniczych zmian na terenie życia teatralnego; czy po okresie, w którym teatr dramatyczny płynął gładkim nurtem, a teatry muzyczne były raczej wodą stojącą, nie należy się spodziewać, że - wcześniej czy później, może jeszcze za naszego życia - mogą się zacząć jakieś procesy natury odwrotnej. Jako człowieka związanego z teatrem od strony inscenizacyjnej, od strony dziania się scenicznego, od strony wizuałności interesują mnie perspektywy rozwoju teatru muzycznego jako teatru innego, jako teatru, którego nie umiem, ale który mnie podnieca - nie swoją praktyką obecną ale możliwościami. Zdarzyło mi się - niebacznie parę razy wmieszać w jakieś dyskusje, coś na ten temat napisać i ogłosić. Do tego właściwie moja rola z konieczności musi się ograniczyć. Absolutnie nie czuję się na siłach dyskutować , z profesjonalistami na temat bieżącej taktyki w określonych instytucjach które muszą wykonywać plan i muszą od strony sprawozdawczości prezentować się godziwie. Natomiast nie ukrywam, że zastana tradycja teatrów operowych, zarówno w zakresie repertuaru jak i w zakresie metod pokazywania tego repertuaru, zawsze była mi dosyć obca i niechętnie tam zaglądałem tak długo, póki nie powiały wiatry wskazujące, że może coś tutaj zacznie się dziać świeższego, innego, że może za cenę dopuszczenia mniej typowych, nowszych pozycji repertuarowych i szukania dla nich właściwego kształtu scenicznego rozszerzy się paleta środków. Może wtedy i do bardziej tradycyjnego repertuaru można będzie przystąpić w sposób cokolwiek świeższy, bardziej bezpośredni i mniej skonwencjonalizowany i wyuczony. Zdajemy sobie sprawę, że są to dwie rzeczy różne: sprawa doskonalenia tego co jest i sprawa przedsiębrania jakichś ryzykownych reform. Mam wrażenie, że dzieje teatru muzycznego wskazują na to, że związki muzyki z dramaturgią i teatrem okazywały się zawsze w chemicznym sensie nietrwałe i że właściwie dzieje teatru muzycznego są dziejami reform, i to reform, które w znacznym stopniu były porażkami. Niewątpliwie mogłaby nas interesować nasza własna porażka. Natomiast zagadnienie, w jaki sposób zbudować doskonalszy parowóz dzisiaj, kiedy na świecie rezygnuje się z produkcji parowozów, wydaje mi się problemem postawionym w sposób wątpliwy. Oczywiście, że byłoby to zadanie technicznie do rozwiązania. Zespół fachowców byłby w stanie opracować parowóz większy, szybszy i piękniejszy w linii, ale żeby go móc eksploatować, należałaby zmienić tory, bo na istniejących większej prędkości nie osiągnie.