Artykuły

"Fedra" czyli dramat namiętności

BY docenić wielkość - potrzebujemy dystansu. Codziennie niemal ocieramy się o zdarzenia, które swoją dramatycznością co najmniej dorównują sile tragedii antycznej. Dlatego właśnie nie przeżywają się utwory, których konwencje literackie lub dramaturgiczne mogłyby być dla współczesnego widza przestarzałe lub słabo zrozumiałe. Tak zresztą dzieje się nie tylko współcześnie, czego żywym dowodem właśnie twórczość Racine'a, zamknięta jeśli nie największym, to najbardziej typowym jego dziełem "Fedrą".

Ta właśnie tragedia otworzyła nowy sezon w Teatrze Narodowym nie tylko dlatego, że niepodobieństwem było przygotować zupełnie nowy spektakl oraz, że mieliśmy już poznański sukces tej sztuki wystawionej również w reżyserii Wiliama Horzycy z Ireną Eichlerówna w roli tytułowej i z Kazimierzem Wichniarzem w roli Tezeusza. Oczywiście ułatwiało to i wręcz umożliwiało otwarcie nowego sezonu Teatru Narodowego nową premierą. Ale nie te względy są najważniejsze, "Fedra" w jakimi stopniu zapowiada dalszy kierunek repertuaru i charakter stylu scenicznego teatru. Celem teatru ma być przyswajanie widzowi najbardziej ludzkich dramatów ujętych we wszechogarniającej perspektywie wielkiego repertuaru klasycznego.

W warszawskim przedstawieniu "Fedry" i reżyser - Wiliam Horzyca i kreująca rolę tytułową - Irena Eichlerówna, zbliżyli XVIII-wieczny dramat Racine'a publiczności współczesnej. Trudności było wiele, bo przecież autor zakładał pewną umowność fabuły sięgając po temat zaczerpnięty z greckiej mitologii, a wykorzystany już w tragedii antycznej. Eurypides - Racine - teatr współczesny; trzy epoki splotły się w tym przedstawieniu, udowadniając, że odczucia i konflikty etyczne w istocie swojej niewiele się zmieniają.

"Fedra" jest utworem, którego prawda psychologiczna wyrosła z dwóch - zdawałoby się wykluczających się - zjawisk. W tym dramacie uczucia łamiącego człowieka mamy jednocześnie do czynienia z autowiwisekcją, jaką przeprowadza bohaterka na swojej psychice. "Fedra" zachowuje w pełni świadomość swych czynów i decyzji a jednocześnie zdaje sobie sprawę z własnej bezsilności. Wobec fatum? Wobec zemsty bogów? To tylko konieczne rekwizyty tragedii o tematyce antycznej. Racine wskazuje tu raczej na ograniczoność ludzkiej woli, na bezsilność człowieka wobec naturalnych konieczności czy też schorzeń swojej natury. Występna w ocenie określonych norm obyczajowych miłość Fedry do pasierba, prowadzi królową wbrew jej woli do przyzwolenia fałszu i zbrodni. Jednocześnie tragizm tej postaci zostaje spotęgowany przez niemal niedopuszczającą ją świadomość zła któremu ulega. To chyba dobrze znany moralistom i spowiednikom stan, w którym człowiek kapituluje przed grzechem w pełni świadomy swojej porażki.

"FEDRA" jak sugeruje zresztą tytuł, to dramat którego ośrodkiem są losy jednej postaci. Racine zresztą lubi podporządkowywać całą akcję temu, co dzieje się w psychice i życiu głównego bohatera. A więc sceniczny sukces "Fedry" uzależniony jest od roli tytułowej i od całej koncepcji reżyserskiej, podporządkowującej jej lecz oczywiście nie spychającej w cień pozostałych postaci dramatu. Druga trudność, tak doskonale przezwyciężona w przedstawieniu warszawskim, to pogodzenia koniecznej wierności wobec dzieła Racine'a z wymogami współczesnego teatru. Wiele kłopotu sprawiłby sam wiersz, archaiczny i pompatyczny styl racinowskich określeń i porównań, monotonność rytmu.

Różnie radzili sobie z tym aktorzy, ale niezapomnianie rozwiązała te, trudność Irena Eichlerówna. A był to nie tylko problem właściwych umiejętności recytatorskich. Właśnie Racine'a, u którego najbardziej charakterystyczna jest siła uczucia wyrażająca się nie w słowach, lecz w sytuacjach, wymaga od artysty posługiwania się tekstem jako trudnym do prowadzenia, lecz bardzo precyzyjnym instrumentem oddającym wszelkie najbardziej subtelne niuanse przeżyć postaci. Irena Eichlerówna osiągnęła to w sposób mistrzowski, operując przede wszystkim głosem, bardzo świadomie i precyzyjnie wykorzystując gest i mimikę twarzy.

Kobiety Racine'a, to indywidualności silne, charaktery niemal męskie. To często wzmacnia tragizm sytuacji, w której się znajdują przy zachowaniu pełni uczuciowości kobiecej. I tę również cechę podchwyciła i uwydatniła artystka pokazując Fedrę jako indywidualność silną, zdecydowaną, ale bez reszty ulegającą jeszcze silniejszej od niej namiętności. Jeślibyśmy sięgnęli do szczegółów - to należy przypomnieć choćby scenę śmierci Fedry, którą Irena Eichlerówna zagrała bez zwykłego w takich wypadkach tragicznego szarpania się człowieka walczącego ze zgonem. Fedra Eichlerówny po zażyciu trucizny czując, że kona, powoli słania się na ziemię, zaznaczając tym, że cały tragizm swego życia ma już poza sobą, że śmierć jest dla niej wyzwoleniem i jedynym rozwikłaniem nieuniknionej tragedii.

Obok Ireny Eichlerówny najciekawszą bodaj rolę stworzył Kazimier! Wichniarz, traktując postać Tezeusza raczej statycznie, operując również przede wszystkim głosem; środkami dość oszczędnymi oddając tragizm przeżyć i sytuacji antycznego bohatera. Ciekawie ukazała postać nieszczęsnej Arycji Danuta Szaflarska, uwspółcześniając tę rolę. Wydaje się jednak, że przynajmniej w pierwszym przedstawieniu nie weszła jeszcze w pełni artystka we właściwy rytm sztuki. Gra bardzo wzruszająco, doskonale oddając charakter postaci, ale przy tym nieco "za współcześnie" w stosunku do charakteru utworu. Tragiczną postać powiernicy Fedry, Enony, zagrała Zdzisława Życzkowska, trafnie zaznaczając surowy tragizm powiernicy królowej, która nie z chęci zysku, lub korzyści osobistej, ale z miłości dla swojej pani popycha ją do zbrodni. Trudno natomiast zgodzić się z interpretacją roli Hipolita przez Igora Śmiałowskiego, który potraktował swego bohatera w przeciwieństwie do Danuty Szaflarskiej, bardzo konwencjonalnie. Nie przekonywał ani sposób mówienia wiersza, ani środki aktorskie, którymi dość powierzchownie akcentuje artysta tragedię przeżywaną przez Hipolita.

Jan Kosiński podobnie jak w inscenizacji poznańskiej zaznaczył w swoich dekoracjach monumentalność utworu i jednocześnie podkreślił jego sens filozoficzny. Można dyskutować z plastycznie uzasadnionym pomysłem ekranu stanowiącym przeciwwagę kolorystyczną dla surowych bieli i szarości wnętrza pałacu, ekranu symbolizującego groźną obecność nad człowiekiem starożytnych bogów - nieba i wody. Zachwycały natomiast kostiumy, doskonale podkreślające charakter poszczególnych ról.

Długotrwale brawa, którymi wyrażała widownia premierowa swoje uznanie dla reżysera i aktorów, a wśród nich przede wszystkim dla Ireny Eichlerówny, nie były tylko grzecznościową formułką. Teatr Narodowy ro2poctął swoja, nowa i na pewno wielką epokę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji