Artykuły

Puccini przez zamknięte oczy

"Cyganeria" w reż. Agaty Dudy-Gracz, plenerowe widowisko Teatru Wielkiego w Starej Gazowni w Poznaniu. Pisze Maciej Jabłoński w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Brak doświadczenia w inscenizowaniu oper Agata Duda-Gracz chce zrekompensować ostrością wypowiedzi, w której dominuje nadmiar, chaos i niezliczona ilość aktorskich mikroświatów. Metabolizm odbiorcy nie nadąża za dawkami pokarmu, który serwuje reżyserka - o "Cyganerii" w Starej Gazowni pisze Maciej Jabłoński*

Jest rok 2010, Teatr Wielki im. Stanisława Moniuszki obchodzi 100-lecie istnienia sceny operowej w naszym mieście. Ponieważ rodzima potrzeba świętowania przy każdej możliwej okazji wydaje się nigdy niezaspokojona, wszyscy z wypiekami na twarzach oczekujemy niezwykłych wydarzeń operowych, pokazujących zarówno znaczenie Opery w minionych dziesięcioleciach, jak również jej aktualny potencjał. Na stronie internetowej Teatru czytamy: "dzisiaj Teatr Wielki w Poznaniu symbolizuje 100 lat historii opery polskiej". Piękne i stanowcze słowa. Czytając je nie waham się pomyśleć, że od sceny, która pyszni się, skądinąd nie całkiem bez powodu, tak dalekosiężną i górnolotną tradycją, wymagałbym głęboko przemyślanego projektu artystycznego. Zręczne próby budowania inicjatyw zastępczych w postaci cyklu imprez-podarunków, ofiarowywanych poznańskiej Operze przez poznańskie (i nie tylko) instytucje, budzą sympatię, ale niczego nie załatwiają. Nie stanowią bowiem o własnej aktywności artystycznej Teatru. Z tego i innych realizowanych w ostatnim czasie projektów nie dowiemy się wiele na temat roli, jaką ta scena miałaby odgrywać w kulturze miasta, regionu i Polski w bliższej i dalszej przyszłości. Jak chciałaby się rozwijać i co z kapitału przeszłości pragnie uznać za szczególnie warte przypomnienia. Oryginalności i nowych treści oraz idei, które powinny pojawić się po straconych latach dyrekcji Sławomira Pietrasa, szukam mozolnie, próbuję znaleźć uzasadnienie dla niektórych działań (występy gościnne, "Jutro" Bairda i "Kolonia karna" Bruzdowicz, czy "Werter" Masseneta), grzebię w argumentach, łowię "za" i "przeciw". Czas umyka

Wreszcie - trafiam na nowy pomysł, nowego i ciekawego artystę, operę, która chwyta nie tylko za ucho, ale nawet za serce. "Cyganeria" Pucciniego, sentymentalna i pełna urody muzyka - jedyne światło, które ogrzewa zapisane czarnymi barwami losy bohaterów. Wybierając dzieło Pucciniego dyrektor Opery postawił na trzy asy. Pierwszy - to hit Pucciniego, drugi - to wysoko ceniony reżyser teatralny Agata Duda-Gracz. Trzeci - to miejsce, czyli Stara Gazownia w Poznaniu, fantastyczny przykład architektury przemysłowej, która sama zagrała w spektaklu, jakby na przekór bezlitosnym pomysłom pani reżyser. Asy wrzucone do gry z wielką gracją (gracji Michałowi Znanieckiemu nie brakuje), w zamyśle miały poruszyć uśpione poznańskie środowisko operowe i udowodnić, że nowi szefowie Teatru Wielkiego myślą nowocześnie i niekonwencjonalnie. Pomysł nawet trafny, próby poszukiwań zawsze traktuję z szacunkiem, choć ich celność potwierdzają dopiero konkretne efekty, za które - tak to już jest! - płaci (dosłownie i w przenośni) podatnik. Dla Dudy-Gracz utwór Pucciniego to pierwsza opera w dorobku reżyserskim, który wydaje się interesujący, a teksty z których czerpie artystka, są ważne nie tylko dla sztuki, ale i myśli humanistycznej XX wieku (Camus, Genet, Dorst, Buchner). Młodość i talent grają na korzyść nowej koncepcji, kruszenia operowych schematów, które często nam dziś przeszkadzają. Ciekawość się wzmaga, kurtyna przepraszam nie ma kurtyny!

W co więc zagrała z Puccinim i z nami Agata Duda-Gracz? Wybierając, sama lub na zaproszenie, dzieło włoskiego kompozytora - takie, a nie inne - podjęła określoną decyzję wejścia w świat muzyki, która rozmija się z jej myśleniem o teatrze. Brak doświadczenia w inscenizowaniu oper Duda-Gracz chce zrekompensować ostrością swojej wypowiedzi, w której dominuje nadmiar i chaos. Gdzie rządzi szczegół, a niezliczona ilość aktorskich mikroświatów - każdy ma swoją rolę do odegrania - wykonywanych przez śpiewaków, a nie aktorów, potęguje śmieszność zbędnych pomysłów i ich realizacji. Metabolizm odbiorcy nie nadąża za dawkami pokarmu, który serwuje Duda-Gracz. Daremność, fragmentaryczność, doczesność i sprzeczność - oto cechy świata, w którym przyszło nam żyć. Nie wiemy, kogo za ten stan obwiniać, nie wiemy, co możemy zyskać, choć czujemy, że wszystko co mamy, tracimy każdego dnia, w każdej chwili. Taki obraz świata nie jest obcy współczesnemu myśleniu, a może jest nawet (po części) prawdziwy.

Problem jednak w tym, że koncepcja Dudy-Gracz ma zasadnicze słabości. Wybierając "Cyganerię" reżyserka nie tylko pokazała, że nie bardzo wie, z czego i jak ta muzyka jest zrobiona, ale - co gorsza - wcale nie zapragnęła się tego dowiedzieć. Opera stała się dziś modna po raz kolejny, każdy poszukujący reżyser ma ambicję, by wkroczyć do królestwa opery i zrobić w nim porządek, odkurzyć, zbliżyć do ludzi, wyciągnąć z niej to, co teatralne. Rzecz w tym, że takim ambicjom towarzyszy, w przeważającej liczbie przypadków, ignorancja wobec muzyki, która "opowiada" własnymi środkami, buduje własną narrację, a czas muzyczny jest zawsze inny od czasu realnego oraz scenicznego. Ich złożenie jest zadaniem niezwykle trudnym, przy czym w sytuacji, w której reżyser gra przeciw muzycznej opowieści, widz raczej zamknie oczy i wsłucha się w dźwięki, niż zatyka uszy, by wyłącznie patrzeć. Sprawdziłem na sobie (zresztą nie pierwszy raz). A więc słuchałem, rozglądając się czasem po twarzach publiczności, po niebie i po budynku Gazowni, którą reżyserka obwiesiła jak choinkę, bibelotami złożonymi z postaci ludzkich, mechanicznie powtarzających swoje rólki i trywialnych przedmiotów. I co z tego? Że mamy się w tym świecie zgubić, że ma on być dla nas odpychający, że siedząc na niewygodnych fotelikach naprzeciw wyniosłego komina gazowni, po którym frazy muzyki Pucciniego wspinają się z lekkością, ku niebu, mamy nie rozumieć? Przez chwilę mignęła mi myśl, że Duda-Gracz świadomie posłużyła się chwytem "niezrozumiałości" swojej koncepcji. I choć byłoby to przedsięwzięcie karkołomne, to w literaturze jednak znane. Reżyserka nie usłyszała ani nie zrozumiała, że fraz, z których zbudowana jest ta muzyka, nie uda się ani jej, ani nikomu innemu unieważnić. Ani obniżyć ich estetycznego i dramaturgicznego znaczenia w ramach rozwibrowanego spektaklu na wielkiej przestrzeni, nad którą artystka nie do końca zresztą panuje. Duda-Gracz nie wiedziała, co począć z Puccinim, nie wiedziała też, że z tego starcia musi wyjść pokonana. Miała dwa wyjścia: po pierwsze, mogła odrzucić propozycję robienia opery, której nie rozumie, lub - po drugie - zaatakować frontalnie dzieło kompozytora, dokonując jego dekonstrukcji, zbudować zupełnie nowy, drastyczny estetycznie świat, także w warstwie muzycznej. Zabrakło jej odwagi i wyobraźni w obu przypadkach. Gdyby wybrała drugie rozwiązanie, mielibyśmy przynajmniej o co się pokłócić.

Czy spektakl "Cyganerii" nie ma żadnych zalet? Ma kilka, choć bledną one w powodzi inscenizacyjnych niedorzeczności i nudy, która - choć dzieje się pośpiesznie - nudą być nie przestaje. Chwalę dyrygentkę Agnieszkę Nagórkę, że mimo tarapatów uratowała honor Pucciniego, chwalę Monikę Mych (Mimi - Śmierć), której legato i kultura muzyczna są godne rzęsistego aplauzu, chwalę Mariusza Godlewskiego za urodę głosu, wyrazistość i pewność wokalną, których wielu występującym w "Cyganerii" artystom zabrakło. Zachwycam się, jak co dzień, chórem poznańskiej Opery, wiem, że nigdy nie zawiodą. Brawo, jesteście wspaniali!

Mam ochotę wciąż pytać retorycznie: co dalej? Przymiarki, pomysły, chwyty, goście, zapowiedzi, prezenty, megawidowiska, nowe miejsca teatralne, może nawet - dzieła młodych kompozytorów! Chciałbym jednak doczekać chwili, gdy każdy kolejny, nowy, pełen zapału i wiary we własną nieomylność dyrektor poznańskiej opery pomyśli o niej po europejsku. Żeby to osiągnąć, trzeba przestać mamić publiczność i siebie samych. Chwytając się doraźnych, populistycznych rozwiązań, nie nadamy Teatrowi i miastu rangi, o której pewnie marzymy.

* doktor muzykologii, adiunkt w Katedrze Muzykologii UAM w Poznaniu. Zajmuje się estetyką i semiotyką muzyki, teorią i historią teatru operowego, metodologią muzykologii. Jest autorem dwóch książek: "Krzysztof Meyer. Do i od kompozytora" oraz "Muzyka jako znak", za którą otrzymał Nagrodę Związku Kompozytorów Polskich im. ks. H. Feichta. Publikuje w Niemczech, Czechach, Finlandii, Włoszech, USA, Słowenii i Polsce. Jest redaktorem serii "Poznańskie Studia Operowe", "Res Facta Nova" oraz "Interdisciplinary Studies in Musicology". W latach 1992-1994 był dyrektorem artystycznym Teatru Wielkiego w Poznaniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji