Artykuły

Witkacy w samo południe

Mówiąc szczerze, w teatrach lalkowych nie bywam i od dawna nic mnie do nich nie ciągnie. Nawet spektakle spoza bajkowego kanonu, przygotowane specjalnie dla dorosłej publiczności - budzą we mnie bliżej nie zrozumiałą obojętność. Tym razem uległem, nie można zlekceważyć zaproszenia zwiastującego rzecz nad wyraz interesującą - DORMAN REŻYSERUJE WITKACEGO. Mimo nietypowej dla Witkacego pory dnia (11.00), uległem i nie żałuję.

Obchodzimy właśnie Międzynarodowy Rok Witkacego i wielu teatralnych twórców zainteresowało się jego dramaturgią. Mówi się jednak i pisze, że w większości przypadków jest to zainteresowanie "z okazji", że jak dotąd nie było premiery godnej miana artystycznego wydarzenia, że okazjonalność Witkacemu-dramaturgowi wyraźnie nie służy.

Podejrzewanie o koniunkturalizm artysty tego formatu, co Jan Dorman byłoby nietaktem. O kierowanym przez niego Teatrze Dzieci Zagłębia w Będzinie przez ponad trzydzieści lat nie mówiło się inaczej, jak "Teatr Dormana". I jako taki niewątpliwie przejdzie do historii polskiej kultury. Bywało, że bulwersował, zawsze jednak wywołał twórcze dyskusje i spory. Jego, wielekroć opisywane eksperymenty, odwołujące się do wyobraźni i zdolności dzieci do abstrakcyjnego myślenia - burzyły schematyzm myślenia o sztuce dla najmłodszych. Burzyły także błogi spokój dyrektorów i kierowników artystycznych, od lat układających repertuar z różnych kapturków, sierotek i kopciuszków. Dorman jako pierwszy pokazał dzieciom spektakle oparte na Szekspirze, Cervantesie, Brechcie... - wychodząc z założenia, że najważniejsze jest wrażenie, które w nich pozostanie i kiedyś w dojrzałości powróci.

Teatr Dormana wywarł niewątpliwie duży wpływ na środki artystycznego wyrazu nie tylko na lalkowych scenach. Klasyczne lalki często zastępują tzw. "żywy plan", a do spektakli przenikają elementy podpatrzone z dziecięcych zabaw, wierszowane odliczanki i podwórkowe rekwizyty - co w zestawieniu z literackim tekstem stanowi sedno jego teatru.

Wiele z tego odnaleźć można w "Odważnej księżniczce" w realizacji Teatru Lalki i Aktora "Baj Pomorski" w Toruniu. Głównym elementem scenografii jest tu długi podest, na którym w klatkach - kabinach, skleconych ze starych ram okiennych siedzi czterech aktorów. Siedzą na "tronach" rodem z miejsca, dokąd "król piechotą chodzi". Pod podestem i w rogach sali piętrzą się gołe manekiny. Słychać muzykę - stare walce i tanga. Gdy publiczność zajmie miejsca po obu stronach podestu, ci na "tronach" kolejno przy dźwiękach spuszczonej wody będą koronowani i detronizowani. Ustawiać się do nich będą kolejki poddanych, nękać ich będzie złodziej a kokietować księżniczka. Ta rytmiczność akcji, rozgrywanej w konwencji zabawy-odliczanki i tym razem stanowi jedno z głównych założeń dormanowskiego spektaklu. Ma to swoje uzasadnienie nie tylko w poetyce, nie tylko w odwiecznej prawdzie o powtarzalności historii, ale także w wykorzystanych w scenariuszu dramatach Witkacego.

Zaczyna się od poczekalni przy "audiencjonalnej" sali w pałacu Wahazara. "Wnętrzności mi puchną od czekania! Tak wszystko się we mnie wypina i czeka, bez końca czeka". Potem "Mister Price czyli bzik tropikalny", potem Ryszard III z "Nowego wyzwolenia" i wreszcie "Oni". A wszystko spięte młodzieńczym utworem Witkiewicza "Odważna księżniczka" i podporządkowane myśli z "Gyubala Wahazara" - "Piekło jest jedną wielką poczekalnią." Cytaty z Witkacego dyskretnie sygnalizowane tytułami sztuk, wypisanymi na wciąganych do gry manekinach. One także stają w kolejce. W kolejce, która w tym przedstawieniu urasta do symbolu naszej dzisiejszej małej stabilizacji. Podkreśla to postać porządkowego, kolejkowego, który nie znoszącym sprzeciwu głosem próbuje panować nad całością. On to rozdaje publiczności koperty, z których w finale spektaklu wyjmujemy i zakładamy na twarze pomysłowe maski-programy.

Jest w tym przedstawieniu witkacowski klimat I spory ładunek jego filozofii, potraktowanej przez reżysera ze specyficznym dystansem. Widać to np. wtedy, gdy aktorzy kręcąc się w kółko niczym dzieciaki na podwórku, powtarzają słowa: "Zwykły humbuk pod maską czystej formy". Także i wtedy, gdy pianista po pompatycznych ukłonach siada przed klawiaturą z rękoma założonymi do tyłu a muzyka rozlega się z głośników. A jak potraktować postać upadłej hrabiny, tu sprzątaczki? Właśnie tak, z ironicznym przy mrużeniem oka. Oto doświadczony, sędziwy człowiek i wiecznie młody artysta o sercu dziecka - Jan Dorman, pokpiwa sobie ze wszystkich po trochu. Pokpiwa i ostrzega: tylko dystans wobec "kolejkowych problemów" i poczucie humoru może nas ocalić od zupełnego zszarzenia. I tak właśnie odczytywać można sens tego Witkacego Made in Dorman'85.

"Nie przyjechałem do Torunia z gotowym spektaklem. Dopiero dziś przed premierą skończyłem pisać scenariusz na maszynie. Wszyscy, cały zespół, jesteśmy autorami tego przedstawienia. Razem musieliśmy wejść w Witkacego. Chcieliśmy, aby powstał utwór witkacowski o dzisiaj" - powiedział mi Jan Dorman po przedstawieniu i przyznać trzeba, że to wspólne zaangażowanie było widoczne.

Aktorzy zaprezentowali się na wyrównanym poziomie. Co prawda, chwilami czuło się pewną chropowatość, wynikającą z faktu, że na co dzień grają oni w innej konwencji w bliskim kontakcie z publicznością nie czują się najlepiej, ale brawa należą się wszystkim.

"Wychodząc z teatru człowiek powinien mieć wrażenie, że obudził się z jakiegoś dziwnego snu..."-- pisał Stanisław Ignacy Witkiewicz. I to udało się "Bajowi Pomorskiemu" pod okiem mistrza Dormana osiągnąć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji