Artykuły

Coraz mniej istniejemy

Premiera "Czarownej nocy" i "Męczeństwa Piotra Ohey'a" Sławomira Mrożka, w reżyserii Macieja Englerta, odbędzie się w niedzielę w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Z Maciejem Englertem rozmawia Janusz R. Kowalczyk.

- O ile "Czarowna noc" Mrożka miała na profesjonalnych scenach w Polsce ćwierć setki wystawień, o tyle "Męczeństwo Piotra Ohey'a" zaledwie trzy: Zofii Jaremowej przed 45 laty w krakowskiej Grotesce, Erwina Axera przed 42 lary w Teatrze TV i Jerzego Hutka przed 20 laty w Koszalinie. Co pana skłoniło do przypomnienia tej jednoaktówki?

- Pamiętam wersję Axera, która na możliwości ówczesnej siermiężnej telewizji wydawała mi się idealna, gdyż Mrozek napisał ten tekst jako scenariusz telewizyjny. Wracam dziś do tego utworu, bo całkowicie odmienił się jego kontekst. W "Męczeństwie Piotra Ohey'a" państwo bardziej przypomina to, w którym żyjemy dzisiaj - łącznie z podatkami od tygrysa - niż PRL. W teatrze nie dobiera się sztuk jedynie według wartości literackiej, ale i aktualnych nastrojów. W "Ohey'u" autor poruszył uniwersalny problem, który pewnie nigdy się nie zdezaktualizuje.

Mrozek ma ów profetyczny rodzaj przeczucia tego, co się wydarzy ze światem. Z początku jego sztuki przyjmowaliśmy jako absurd i surrealizm, bo na wierzchu królowała forma. Jednak jego myśl była - jak się okazało - prorocza. Dotyczy to nie tylko "Tanga", które inaczej dziś czytamy, ale i "Ohey'a". Nie jest to w sumie zbyt wesoły utwór. Nie powstał na scenę, dlatego wymaga znalezienia wyrazistej formy. Notabene ostatnio poszukiwanie formy nie należy do ulubionych zajęć naszego środowiska, bardziej zainteresowanego nurzaniem się w naturalizmie. Omija się ją więc z daleka, jako zbyt kłopotliwą, za trudną. Uznając zapewne, że widzowie nie są nią zainteresowani, bo w teatrze szukają tego samego, co serwują różne redakcje w telewizji. Moim zdaniem niekoniecznie tak jest. Widz w telewizji kocha to, co telewizyjne, a w teatrze, który jest sztuką konwencji, oczekuje kreacji i formy. I Mrozek mu jej dostarcza.

- Jaki miał pan powód, by zderzyć ze sobą akurat te dwa teksty?

- "Męczeństwo Piotra Ohey'a" to opowieść o relacji państwo - lojalny obywatel. Powinności lojalnego obywatela obligują go do służenia państwu. Natomiast państwo ma pozorne zobowiązania wobec lojalnego obywatela. Sprawia to, że czas dla depozytariuszy różnych etosów i lojalnych obywateli już się kończy Tak przynajmniej wynika z samobójczego monologu Piotra Oheya. Natomiast bohaterowie "Czarownej nocy" w podrzędnym hoteliku stają nagle przed dość istotnym pytaniem - czy są, czy też istnieją? Mam poczucie, że pytanie jest ważne, bo coraz bardziej jesteśmy, a coraz mniej istniejemy. Surrealistyczne założenie i zabawa formą nie wykluczają logicznego przebiegu akcji, z konkretnym rozwiązaniem. Roboczo nazwaliśmy to przedstawienie "Sceny łóżkowe". Z prostej przyczyny - w obu sztukach łóżko jest istotnym elementem. Zrezygnowaliśmy jednak z takiego tytułu, bo jego konotacje znaczeniowe wydały nam się zbyt frywolne, wręcz komercyjne. Są to wprawdzie sceny łóżkowe, ale nie takie, jak można by sądzić, patrząc na afisz. Czym tłumaczyłby pan zauważalny powrót Mrożka na nasze sceny?

Przyczyna jest prosta. To świetny dramaturg.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji