Artykuły

"Uciekła mi przepióreczka"

Z wielkim namaszczeniem przystępował Teatr Aktora do wystawienia "Przepióreczki'' Stefana Żeromskiego w 25 rocznicę jego zgonu. Premierze nadano - i słusznie - charakter uroczystości państwowej z udziałem władz, fragmenty zaś sztuki transmitowano przez radio brytyjskie na kraj.

Wystawienie Żeromskiego jest wielkim wydarzeniem na każdej scenie nie tylko w rocznice. Cień sławy powieściopisarskiej Żeromskiego przesłonił jego twórczość dramatyczna. Ale po latach światło powieści "Serca nienasyconego" nieco blednie, podczas gdy dramaty Żeromskiego poczynają dopiero z odległości ćwierćwiecza rzucić snopy kosmicznego blasku. "Komedia" i (podobnym mianem określiła potomność poemat Dantego jako "Boską komedię") "Uciekła mi przepióreczka..." jest jednym z najwyższych wzniesień dramatu światowego na przestrzeni historii kultury.

Dramat grecki wyrósł z walki człowieka z losem. Główną postacią greckiej sceny jest Los. Tragiczne Przeznaczenie było ostatnim słowem filozoficznej zadumy starożytnych. Walkę z Losem podjęło dopiero chrześcijaństwo. Dramat chrześcijański jest zwyciężaniem losu. Człowiek nie jest w nim igraszką bogów, lecz włodarzem duszy nieśmiertelnej, obdarzonej wolną wolą. Los w dramatach chrześcijańskich nie jest mniej twardy, niż los starogrecki. Mocniejszy jest w nich tylko człowiek. Człowiek chrześcijański nie wierzy w przeznaczenie. Sam kuje swój chodnik kopalnym przez ściany losu.

Więc właśnie "Przepióreczki" jest dramatem walki człowieka z losem. Przełęcki jest człowiekiem silniejszym niż los, umiejącym mocą duszy los odwracać i jego węzły rozplątywać. Żeromski świadomie nawiązuje w "Przepióreczce" do dramatu greckiego. Profesorowie zebrani na kursach wakacyjnych w Porębianach, to chór klasyczny. Jego zadaniem jest komentowanie dramatu, pogłębianie jego konturów, chóralne podejmowanie poszczególnych zaśpiewów i misterium, rytmika przypływów i odpływów nastroju.

Reżyser Teatru Aktora wiedział doskonale, jaki ciężar przychodzi mu wziąć na barki. Mimo ogromnego wysiłku ciężaru tego jednak nie podrzucił w górę, choć go dźwignął i być może, że w dalszych przedstawieniach zdoła ramiona z nim rozprostować. Premiera bowiem była porażką i to podwójną: reżyserską i aktorską. Wojciech Wojtecki wziął na i siebie za wielki ciężar. Jest to po Osterwie najlepszy odtwórca roli Przełęckiego, wspaniały aktor-solista. Zaplątał się jednak w sieci reżyserskie, czego ofiarą padła przede wszystkim jego własna rola.

Kilka miesięcy temu na scenie "Ogniska Polskiego" czytano "Przepióreczkę". Było to prawdziwie wielkie misterium, dosłownie misterium, gdyż scena i dekoracje nie więziły z dramatu, ale go pogłębiały i poszerzały wyobraźnią. Toteż "Przepióreczka" czytana była zupełnie innym przedstawieniem, niż "Przepióreczka" grana. Dobre dekoracje Tadeusza Orłowicza na małej scence zamknęły ją w zbyt ciasne granice. Aktorzy zatłoczyli nienaturalnie scenę i przeszkadzali sobie wzajemnie. Chór profesorów, potraktowany nietylko jako zaśpiew dramatu, lecz z wulgarnym realizmem, deptał sobie po piętach i krzyczał jak na lichym popisie amatorskim. Styczność z wielkim teatrem miał skutkiem tego jedynie akt drugi i duet Przełęckiego z Dorotką.

Dorotka uratowała tę emigracyjną "Przepióreczkę" dzięki talentowi Maryny Buchwaldowej. Ona jedna rozumiała tekst Żeromskiego a gra jej była w harmonii z tonacją dramatu. Jedna jedyna Pani Buchwaldowa grała z sercem i rozumem. Każde jej spojrzenie, każdy gest, upozowanie postaci, uśmiech każdy pokrywały treść tragicznie piękną. Ona jedna była w stanie łaski scenicznej.

Wojciech Wojtecki porał się z wewnętrznym kryzysem, jaki go chwycił w bezlitosne szpony w czasie przedstawienia. Widać było to ciężkie zmaganie się z rolą, która mu "uciekła w proso", choć ją napróżno i głośno nawoływał. Ale to z pewnością był jednorazowy kryzys. Jeśli się Wojtecki uspokoi i przeboleje tę porażkę z premiery, w dalszych przedstawieniach da napewno taki koncert, jaki dał w "Przepióreczce" czytanej.

Buchwaldowa zagrała mistrzowsko akt drugi. W trzecim i jej się udzielił zły czar premiery i nie starczyło sił aktorce, aby rolę donieść do końca. Najpoprawniej z zespołu zagrał rolę Smugonia J. Buchwald, interpretując ją właściwie i z artyzmem. Pani Ewa Kuncewicz jako księżniczka Sieniawianka miała tylko niektóre chwile dobre. Profesorowie ani jako chór ani jako indywidua nie stanęli na wysokości zadania. Najlepszą sylwetkę stworzył S. Belski. Starannie też zagrał Ryszard Kiersnowski. Z dużą kulturą szachował się na scenie A. Bożyński.

Głównym brakiem przedstawienia było katastrofalne nieopanowanie tekstów. Nie można na scenie dokonać niczego bez opanowania tekstów. Doskonale rozumiemy warunki, w jakich pracują aktorzy schodzący się na nieliczne próby po przepracowanych dniach, ale warunki te w żadnym wypadku nie mogą być w kolizji z ambicją teatru narodowego. Aktorzy jak ćmy ciągnęli do suflera, skrytego po prawej stronie kulis, tłocząc się w pobliżu egzemplarza sztuki. Sprawę suflera trzeba pilnie rozwiązać przez budowę normalnej budki, co wprawdzie jeszcze bardziej zacieśni scenkę "Ogniska", ale wróci nareszcie granym sztukom wyłamywane skrzydła.

Dziwny jest fatalizm tytułu sztuki Żeromskiego, wzięty z ludowej piosneczki. Bo oto znowu powtórzyła się ironia na emigracyjnej scence: aktorzy mogą słusznie zaśpiewać wraz z chórem dzieci zza sceny "Uciekła mi przepióreczka w proso..." Ale mimo wszystko słychać było jej tragiczny głos.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji