Co tam, Panie, w polityce...
WŁAŚNIE przeczytałem śliczne wspomnienia Jana Dobraczyńskiego pod nazwą "Gra w wybijanego". I oto cytacik a propos piątkowego przedstawienia Juliusza Słowackiego "Króla Agisa" w Teatrze TV.
Matura. Wśród tematów egzaminu pisemnego z polskiego jest i taki: "Co sadził Słowacki o swojej współczesności". Profesor uchyla ten temat; Dobraczyński-maturzysta - ma o to do niego pretensje. Jest bowiem wielbicielem Mistrza Juliusza i bardzo chętnie zająłby się właśnie odpowiedzią na to pytanie.
.....Pobiegłem z pretensja do Zakrzewskiego - pisze Jan Dobraczyński. - Na moje skargi odpowiedział: "mój drogi. Słowacki sam nie wiedział, co myślał o współczesności..."
Przypomniał mi się ten fragment książki, kiedy w zamyśleniu odchodziłem od zgaszonego telewizora. Oto ujrzeliśmy sztukę co się zowie polityczną. Sparta. piąty wiek przed Chrystusem. Źle dzieje się w państwie... Słabość, marazm, bieda i podłość. Na szczęście jednak znalazł się reformator. Chce skończyć z tym wszystkim. I na początek towarzyszy mu szczęście. Dochodzi do władzy, przeprowadza konieczne jego zdaniem zmiany. Teraz wszystko powinno pójść ku lepszemu...
Aha, właśnie... Właśnie, że nie. Siły starego porządku mają swoje sposoby i środki. Jedni zaciągną się pod sztandary szlachetnego króla. Żeby w odpowiednim momencie podstawić mu nogę. Inni wręcz ściągną obcą interwencję. Finał? Jak przeważnie w takich razach, albowiem w historii dzieje się tak, że na tysiąc usiłowań przedsięwziętych jedno najwyżej kończy się powodzeniem. Króla zniszczą, reformy obalą, wszystko powróci do dawnych dobrych (dla niektórych...) czasów.
CO SŁOWACKI MYŚLAŁ O TYM?
Coś mi się wydaje, że szkicując ten utwór dramatyczny, niedokończony, pełen rozmaitych wariantów. Słowacki myślał. mniej więcej to samo, czy tak samo - jak o własnej współczesności. To znaczy, jak powiedział prof. Zakrzewski, sam nie wiedział, co o tym myśleć. Ot, po prostu pewne zdarzenie historyczne, pewien cykl obrazów z bardzo odległej przeszłości - bez jakiegoś kwintesencyjnego podsumowania teoretycznego czy ideologicznego.
Czy to dobrze, czy to ile? Źle, bo byłoby jednak rzeczą ciekawą poznać nie tylko pewien wycinek historii, ale także i to, co opowiadający o tym sądził. Ale - jak mówią - nie ma tego złego, co b: na dobre nie wyszło. Bo oto w rękach doświadczonego realizatora scenicznego znajdzie się szereg możliwych wariantów; ostateczną wymowę sztuki przesadzi nie wypowiedziana expressis verbis deklaracja historiozoficzna autora, ale rozstawienie akcentów scenicznych, plastyka, gest. intonacja, gra twarzy.
Sztuka Słowackiego nastręcza najrozmaitsze ujęcia; każde z nich będzie jakoś wierne tekstowi, a jednocześnie każde jakoś odkrywcze i stanowiące wyraz osobowości reżysera. A więc - co tkwi u najgłębszych korzeni kieski Króla-Może młodzieńczość i niedojrzali przeprowadzanych reform... Może dialektyka ścierania się starego nowego... Może dialektyka przyj ni i zdrady, więzów międzyludzkich powstających z wyboru i więzów obiektywnych, więzów socjologicznych i biologicznych (podział polityczne bowiem idą poprzez takie trójkąty rodzinne jak ojciec, córka i jej mąż). A może?
CO DĄBROWSKI MYŚLAŁ O TYM
Cóż jest tragedią ludzi bardzo inteligentnych i źródłem ich tak częstych niepowodzeń w życiu? To, że nie mogą sobie wyobrazić, jak dalece głupota i ograniczoność innych mogą spowodować ich działanie przeciwko własnym interesom.
Właśnie tu widzę sedno sprawy. Król Agis podjął wielki wysiłek, wielką wojnę polityczną dla dóbr ludu. Ma przeprowadzić reformy, które uwolnią go z pęt lichwiarz i wyzyskiwaczy, które otworzą dla szarych spartańskich mas nowe lepsze życie. Jest odważny i inteligentny. Ma w sobie coś z zuchwałości i rozmachu takich ludzi, jak Aleksander Macedoński czy szwedzki Karol XII.
To on: wódz i jego ekipa. A jak wyglądają ci. na rzecz których usiłuje działać? Co jakiś czas wbiega na scenę grupka podekscytowanych durniów. "Co tam, panie, w polityce..." Król chce naszego wyzwolenia i szczęścia? A to ci heca... No, zobaczymy, jak mu się uda. Poplotkują, poszturchaja się pośmieją się w konwencji debilów "samotnych w tłumie" i uciekają ze sceny.
Dokąd? Pewnie pod jakąś tam ichnią spartańską budkę z piwem. Do jakiejś tam ichniej kawiarni, miejscu szeptanych na ucho sensacyjek. Będą zajmować się tam różnymi drobiazgami swojego życia. I wzajemnie pytać, cmokając wargami; co tam, panie, w polityce... a to ci heca... ciekawe, co z tego wyniknie.
A to wcale nieciekawe. Bo jeżeli taka jest postawa tych. na rzecz których dokonywany jest heroiczny wysiłek przemiany świata na lepsze, to z góry wiadomo, czym to wszystko się skończy. Właśnie tak, jak w tym przedstawieniu: generalną klapą wszystkich prób nowego podejścia, powrotem dawnych dobrych (dla niektórych...) czasów.
Tak odebrałem myśl przewodnią Bronisława Dąbrowskiego i ten akcent główny wydał mi się przejmujący. Cała reszta - interwencja Związku Achajskiego, zdrada, rozdarcie, kieska - są już tylko prostymi następstwami zasadniczego faktu. Taka interpretacja wynika z kompozycji scenicznego kształtu przedstawienia. Jakież to ciekawe, czy moje odczucia i wnioski pokrywają się z subiektywnym zamysłem twórcy przedstawienia. Otrzymałem niedawno od pewnego wybitnego reżysera polskiego list na podobny temat - w jakim stopniu to, co odczytałem z przedstawienia pokrywało się z intencja jego twórcy. List był ściśle prywatny, toteż z żalem muszę odstąpić od jego publikacji. Ale nie będzie przecież wielkim grzechem przeciwko dyskrecji, jeśli podam, że tamtym razem udało mi się odczytać trafnie...
KSIĄŻKA DOCENTA BASZKIEWICZA
A oto leszcze jedna lektura, kojarząca się z piątkowym spektaklem. "Polaka czasów Łokietka" - doc. dra Jana Baszkiewicza. Dawno nie czytałem tak dobrej książki historycznej; pomijając już jej merytoryczna zawartość, jest ona pełna literackiej i intelektualnej urody. Będąc rzeczą nowoczesna w każdym calu. ma w sobie coś. co przypomina dawnych mistrzów historiografii, a należąc do dziedziny nauki, jest także sztuka piękna i pozwala uprzytomnić sobie, dlaczego patronka tej gałęzi ludzkich wysiłków jest właśnie Muza Klio.
Ta książka pozwoliła mi uświadomić najprostsza i kto wie, czy nie najważniejsza prawdę działania historycznego. Król Władysław Łokietek... Przegrał prawie wszystkie możliwe bitwy, ale wygrał tocząca się przez dziesiątki lat przy akompaniamencie własnych klęsk i cudzej przewagi kampanie: o zjednoczone i wolne Królestwo. Uderzały w niego siły. wobec których był bezradny fizycznie, ale w końcu one właśnie, a nie ów Łokietek, maciupki nie tylko wzrostem, ale i możliwościami zestawionymi z zamiarami - uległy i pozwoliły na spełnienie się awanturniczych, zdawałoby się planów politycznych.
Jak to się stało? Oto dlatego, że król Władysław Łokietek został stworzony przez tęsknotę narodu. Baszkiewicz w sugestywny i wzruszający sposób opowiada, jak to przez całe dziesiątki lat, przez stulecia nieomal, pisano po klasztorach i szeptano nad kuflami piwa o takim królu, który musi przyjść, by zebrać, co rozproszone, podnieść, co poniżone, oczywiście i przywrócić do blasku, co zbrukane.
Jak to się stało? Oto dlatego, że im większe były kieski szlachetnego władcy, tym większa rosła solidarność wokół niego, tym większa pomoc i przyjaźń, tym bardziej niewzruszona zaciętość i woła doprowadzania, sprawy aż do zwycieskiego końca. Zupełnie jak w tej piosence Bogusławskiego: "Im srożej los nas nęka, tym mężniej stać mu trzeba..."
Taka jest podstawowa prawda historii. Widzieliśmy w "Królu Agisie", jak szlachetny reformator pozbawiony poparcia mas, które na razie (do czasu! do czasu!) odgrywają role kibiców procesu politycznego, ponosi kieskę. Mimo odwagi, inteligencji, mimo przyjaciół i łuta przysłowiowego szczęścia. Tak jest! Dramatu dziejów nie inscenizuje się dramat dziejów - jeśli ma zmierzać do sensownego i optymistycznego epilogu - musi być autentyczny. Autentyczny - to znaczy pulsujący wiara, nadzieja i miłością tych, w imię których i na rzecz których spełnić się ma zwrot na lepsze.