Artykuły

Kapelusz na niepogodę

Na ciężkie czasy mądrzy Francuzi wymyślili farsę. Co więcej - nigdy nie mieli pretensji do mistrzów tego gatunku, że nie wypełniają misji naprawiania świata. Toteż kiedy Ludwik Napoleon dokonał w 1851 roku przewrotu, w parę miesięcy później Francja jak gdyby nigdy nic zachwycała się "Słomkowym kapeluszem" Labicbe'a.

U nas nieco inna tradycja: najwybitniejszy mistrz, polskiej komedii: Aleksander hrabia Fredro musiał zerwać ze sceną, kiedy okazało się,. że swoimi dziełami nie urabia narodowej świadomości w pożądanym dla sprawy kierunku; pisywał już tylko potajemnie do szuflady.

Francuzi jednak mieli rację - śmiech to naturalna potrzeba człowieka, a śmiech w teatrze daje szansę odrodzenia. Nawet wówczas, kiedy na scenie o nic nie chodzi. O Labiche'u pisał wybitny historyk teatru. Allardyce Nicelle, że "większość jego dzieł jest rozkosznie nieodpowiedzialna". Ale w tym właśnie tkwi ich główna siła. Nie w naśladowaniu czy nawet parodiowaniu rzeczywistości, ale powoływaniu najbardziej zwariowanej fikcji :na scenie. Taki jest "Słomkowy kapelusz", opowieść o absurdalnych perypetiach pewnego dżentelmena, który ma wejść w związek małżeński, ale oto na przeszkodzie realizacji tego zamierzenia staje tytułowy kapelusz pożarty przez konia. Spirala wydarzeń odtąd toczy się niezależnie od czyjejkolwiek woli, absurd przegania absurd, a farsowy komizm z całą jego uroczą rupieciarnią przesadnych gestów, nieporozumień i dwuznacznych zbiegów okoliczności wzbudza żywiołowy śmiech. Oczywisty idiotyzm głównej sprężamy akcji daje nieodmienną od lat bez mała stu pięćdziesięciu satysfakcję, że świat zwariował; a nieliczni normalni to... widzowie.

Wydawać by się mogło, ze to już wszystko zbyt dobrze znamy, aby dzisiaj bawić się absurdem Labiche'a. Jednak najnowsza premiera "Słomkowego kapelusza" w warszawskim Ateneum pokazuje, że farsa nie starzeje się albo starzeje tylko w nieznacznym stopniu. Aby nadać adaptacji Juliana Tuwima nieco wigoru, autorzy widowiska uzupełnili rzecz o nowe piosenki autorstwa Marcina Sosnowskiego (tekst) i Janusza Bogackiego (muzyka), a wymiaru delikatnego dystansu do rzeczywistości scenicznej dodały dekoracje Janusza Wiśniewskiego. Razem z publicznością bawił się zespół pod kierunkiem Krzysztofa Zaleskiego (reżyseria), na czele z Marianem Kociniakiem, Krzysztofem Tyńcem, Ewą Wiśniewską i Marią Pakulnis. Była to więc nie tylko zawodowo skrojona farsa, ale także smakowita gra formalna: wspólna zabawa w farsę.

Po premierze szatniarki zbierały od widzów zapewnienia, że "kapelusz" utrzyma się w repertuarze co najmniej przez pięć lat. Publiczność spragniona jest rozrywka, która nie ma pretensji, aby być czymś innym niż tylko rozrywką w stanie czystym - pozbawioną poczciwej misji nauczania maluczkich.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji