Artykuły

"Sen klowna"

Spektakl jest ogromnie interesujący, urodziwy plastycznie, pulsujący reżyserską inwencją, z ogromną dyscypliną prowadzony przez cały zespół. Niekiedy, ośmielam się sądzić, otwiera uowe perspektywy, proponuje rozwiązania, które - każde z osobna - mogłoby stać się inscenizacyjną formułą kolejnych przedstawień. Gdy mały klown, klown marionetka - bardzo pięknie. bez jakiejkolwiek próby kamuflażu prowadzony na oczach widowni przez Mieczysława Dyrda - odlatuje w przestrzeń łagodnie poruszając ramionami - skrzydełkami, pomyślałem, jak bardzo Lalkowa byłaby sztuka o cudownym klownie, który nauczył się fruwać... Ale to już był finał i na widowni zerwały się właśnie oklaski.

Przepysznym pomysłem jest też reperowaniie trzepaka uszkodzonego przez dziejową burzę, wojnę. Duży klown ze skupieniem, dyskretnie i ciepło grany w żywym planie przez Tadeusza Wojana - daremnie próbuje podnieść jego górną, bezwładnie obwisłą poprzeczkę. Potem jednak, w nagłym przypływie natchnienia, poczyna markować pompowanie i trzepak prostuje się z wolna, jakby wypełniany powietrzem.

Tenże trzepak, oparcie ławki, dwa kubły na śmieci i inne jeszcze przedmioty w chwilę później podejmą radosny, rytmiczny taniec w tajemniczy sposób animowane spod desek sceny, choć przez dłuższy czas byliśmy skłonni sądzić, że to tylko martwa dekoracja obramowująca właściwy plan akcji, mały placyk zagubiony w bezmiarze strzelającego pod niebo miasta.

Obok rozwiązań najwyższe próby są wszelako w przedstawieniu również i sceny słabsze, nie zawsze w pełni domyślane, niekiedy zbyt dosłowne, deklaratywne niemal. Nie będę ich bliżej analizował, wymagałoby to niezwykle szczegółowego opisu, pokuszę się natomiast o parę uwag nieco ogólniejszej natury.

Janusz Ryl-Krystianowski, twórca młodszego pokolenia, który tak ładnie debiutował na scenie "Arlekina" sztuką ,,Tygrys Pietrek" Hanny Januszewskiej, kolejną reżyserską pracę warsztatową przygotował w oparciu o własny scenariusz i czuło się wyraźnie, że pragnie zawrzeć tu wszystkie przemyślenia, niepokoje i tęsknoty, nagromadzone z biegiem czasu. Ryl-Krystianowski mówi nam o trudno spełnialnych marzeniach człowieka, o zalewie informacji, trudności porozumiewania się, zagrożeniu środowiska naturalnego, potwornościach wojny, narastającej spirali zbrojeń, słowem o wszystkich niemal ważnych i dramatycznych sprawach naszego czasu. Mówi o tym z przejęciem, protestuje szczerze, zanim jednak widz - młody widz, nie zawsze jednakowo przygotowany - zdoła rozszyfrować jedną metaforę, już ^ na scenie rozbudowuje się druga, trzecia i kolejna... A zarazem brakuje fabularnego wątku, jakiejś pretekstowej opowiastki - choćby tak wątłej, jakie tworzył niekiedy Chaplin - ułatwiającej odbiór, prowadzącej młodą publiczność poprzez krainę poetyckich szyfrów.

Bogactwo inwencji twórcy widowiska jest z pewnością niesłychanie obiecującą zapowiedzią na przyszłość, utalentowany reżyser musi jednak nauczyć się ostrzejszego selekcjonowania własnych pomysłów, a także bardziej brać pod uwagę możliwości percepcyjne widowni. Program powiada wprawdzie uczciwie, że "Sen klowna" jest widowiskiem dla dzieci starszych, dodać jednak trzeba, iż winne one być również inteligentne, oczytane i wrażliwe plastycznie. Oczywiście są takie dzieci, podobnie jak i są tacy dorośli, jeżeli jednak dorosły widz wybiera zazwyczaj świadomie i zna skalę trudności jaką niesie za sobą teatr Grotowskiego czy Kantora, to widz młodszy raczej błąka się na oślep, nie wie "co jest grane", a najczęściej nie sam nawet decyduje o wyborze przedstawienia. W jego imieniu wybiegają dorośli, rodzice bądź wychowawcy szkolni i obawiam się, że w przypadku "Snu klowna" zdarzać się będą również wybory fałszywe.

Mimo to warto było zaryzykować, warto było stworzyć ten spektakl i warto go - przy wszystkich zgłoszonych zastrzeżeniach - szczerze polecać. Dla jednych stanie się on poetycką przygodą, dla innych - myślowym treningiem, dla jeszcze innych - pasjonującym otwarciem na przebogate możliwości teatru lalek. Operując żywym aktorem i odwołując się do języka pantomimy, Janusz Ryl-Krystianowski nie opuścił bowiem lalkowego terytorium, pokazał jak pięknie może współgrać marionetka z człowiekiem i w jak zadziwiający sposób prowadzący marionetkę aktor staje się kolejnym bohaterem dramatu. Walnie wspierany przez Bubę Tomalę - scenografia i przez Zbigniewa Nawrockiego, który opracował plastykę scenicznego ruchu, reżyser-inscenizator osiągnął harmonijne współgranie ludzi, lalek i przedmiotów, dał spektakl frapujący nawet w tych partiach, które budzą pewne opory czy prowokują do dyskusji.

Zespół wykonawców - obok wymienionych wyżej: Irena Ferworu, Urszula Sękowska, Tomasz Pietrasik i Włodzimierz Wdowiak - zdał się być szczerze przejęty przeżywaną teatralną przygodą i z ogromną intensywnością rozgrywał również te sceny, które dawały mniejsze pole do aktorskiego popisu.

Udane było także opracowanie strony muzycznej przez Marka Jaszczaka; doprawdy, jeżeli widowisko rodziło się nawet wśród sporów i dyskusji, to osiągnęło jednorodny kształt sceniczny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji