Artykuły

Z teatrów. MUSSET W TEATRZE ROZMAITOŚCI

Teatr Rozmaitości odważnie wystąpił z nader trudną premierą. "Nie igra się z miłością" Alfreda de Musset, ta niezwykła komedia, którą autor jak "skrzydlaty złoczyńca" raz zamienia w dramat serc, bijących gorącymi pasjami, to znów w satyrę o subtelnym ostrzu - jest - ze względu na swą koronkową tkaninę - zadaniem inscenizacyjnym wyjątkowo wdzięcznym lecz i wyjątkowo trudnym. Pełno tu jakichś poetycznych motylich skrzydeł malowanych złotawym pyłkiem - i much, które nie tylko tną, ale również mienią się w słońcu. Lecz nade wszystko szumi tu wezbrany strumień liryzmu, płynący przez romantyczną dolinę, gdzie spotykają się Oktaw i Kamilla.

Musset, którego życie i twórczość - jak słusznie mówi Boy - stały pod znakiem kaprysu - bardzo bezceremonialnie poczynał sobie ze wszelkimi uświęconymi regułami, czego jaskrawy wyraz dawał także w swej twórczości literackiej. Komedie jego to zjawisko bez precedensu, a w stosunku do współcześnie rozpartego na koturnie Wiktora Hugo - prowokacja! Lekkie pióro Musseta burzy ciężki patos króla teatru romantycznego. Dramat rozpada się w wachlarz miniatur scenicznych powiązanych jak wstążką jednością artystyczną, której umiał po mistrzowsku ustrzec 25-letni autor.

Jak to pokazać na scenie? A zwłaszcza jak to pokazać na ubożuchnej scenie teatru Miejskiego? Intencje p. Szpakowicza były dobre, ale wykonanie zawiodło. Ten malowany parawan, którego skrzydła zamykane i otwierane z trudem i rumorem - przerzucają akcję z wnętrza i w plener, jest instrumentem ciężkim i niezdarnym. A pomysł jest dobry. Gdyby mu w wykonaniu nadać lekkość skrzydeł motylich - zabawa mogłaby się udać.

Komedię swą oparł Musset na zasadzie dwoistości: z jednej strony niespokojny nurt romantyczny, z drugiej groteska kukiełkowa. Odpowiedzialność za sprawę romantyzmu spada na parę Oktaw i Kamilla (są tu echa autentyczne romantycznych przygód Musseta z Georgie Sand), odpowiedzialność za groteskę i satyrę na resztę postaci (oprócz Rozalki).

Ta odpowiedzialność przeniosła się, jeśli chodzi o romantyzm, na młodociane barki p. Sadowego i p. Anusiakówny. Dobrze się stało, że tym młodym utalentowanym aktorom powierzono młodzieńczy wdzięk Musseta. Z trudnego zadania młodzi artyści wyszli na ogół zwycięsko. Pani Anusiakówna może nie zawsze przekonywująco budziła się do wielkich uczuć - idąc poprzez kaprysy igrania z miłością - ze snu klasztornego. Za to obudzona w scenach końcowych docierała do prawdy przeżycia i wyrazu. Pan Sadowy, bardziej wyrównany w całej linii, pełen wdzięku w scenach nad źródłem - winien głębiej i boleśniej wejść w niebezpieczną sprawę igrania dwoma sercami, z których przecież jedno pęka.

Z postaci groteskowych (których charakter marionetkowy dobrze sugeruje ukazanie w scenach ekspozycyjnych prawdziwych kukiełek w rękach urwipołcia i kpiarza wiejskiego, przodownika chóru) najprecyzyjniej rysowała się postać Barona w wykonaniu p. Wasowskiego. Dzielnie mu sekundowali dwaj duchowni - mistrz Blazjusz preceptor Oktawa i Bridaine, proboszcz - obaj opoje i łakomczuchy.

W związku z tymi postaciami uwaga końcowa.

Musset i jego komedie nie potrzebują uzasadnień celowości wprowadzania ich na scenę. Ich artyzm i pasja docierania do prawdy ludzkich namiętności są uzasadnieniem dostatecznym w każdej epoce i koniunkturze. Należałoby dbać, aby wszyscy od dyrekcji teatru poprzez aktorów i inscenizatorów do ostatniego widza zdawali sobie sprawę, że ten wzgląd jest najważniejszy, a nie inne aktualne i poboczne. Obawiać się jednak należy, że nie przez wszystkich sprawa ta tak była pojęta. Jak powiedzieliśmy przed chwilą - w komedii tej ostrze satyry godzi w dwu opojów w sutannach. Tak to jest, jak świat światem, że każdy kierunek, obóz, partia, czy organizacja z lewej czy prawej strony posiada swych realizatorów postępowych jak również takich, którzy postępowość tę hamują i sprawie szkodzą. Apostołowie i zawalidrogi. Podlegają oni "chwale i naganie", jak mówił Krasicki, biskup postępu.

Takich właśnie, dwóch zawalidrogów idei prawdziwego chrześcijaństwa wycyzelował swym piórkiem Musset na marginesie romantycznych dziejów romantycznej pary. Te dwie kukiełki są arcyśmieszne i bawią znakomicie widza, ale co ważniejsze w okresie odrodzeńczych przemian chrześcijaństwa i katolicyzmu torują drogę prawdzie. Chodzi tylko o to, by aspektu satyrycznego nie uogólniać i żeby nie żywić intencji takiego uogólniania. Każdy kierunek ma swoich zawalidrogów. Wiedziała o tym dobrze satyra wieku Oświecenia, kiedy z zacofanymi sarmatami łączyła przeróżnych fircyków tzw. postępu, którzy byli i będą plagą kultury.

[recenzja z prywatnego albumu Witolda Sadowego w zbiorach IT]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji