Artykuły

Nie igra się z miłością

Musset "Nie igra się z miłością", komedia w 3-ch aktach, przekład T. Boya-Żeleńskiego, inscenizacja i reżyseria Cz. Szpakowicza, scenografia R. Owidzkiego, J. Romańskiego, Cz. Szpakowicza, muzyka J. Wasowskiego.

Romantyzm we Francji przyniósł ze sobą bujny rozkwit twórczości dramatycznej: Victor Hugo, Alexander Dumas (ojciec), Alfred de Vigny - oto wielkie nazwiska francuskiego romantyzmu, bożyszcza owej publiczności, która wygwizdała bez miłosierdzia pierwszy utwór młodego poety Alfreda Musset pt. "Noc wenecka". Rozgoryczone "dziecię wieku" zrezygnowało z wystawiania swych "komedii i przysłów" na scenie, ograniczając się do drukowania ich w czasopismach. Dopiero słynna swego czasu aktorka francuska, pani Allan, ujrzawszy jakie sukcesy święci jedna ze sztuk Musseta w Petersburgu, przekonała swych rodaków do tych misternych cacek scenicznych, które z czasem wejść miały do repertuaru światowego, gdzie zabrakło miejsca na "Antonych", "Chattertonów" i "Ruy Blasów". Przedziwne połączenie spuścizny Shakespeare'a i Marivaux z potęgą własnego talentu lirycznego, fantazja i serce romantyka skojarzone z ironicznym uśmiechem wolterianina, subtelność i błyskotliwość, wdzięk i lekkość - oto elementy, które czynią z teatru Musseta zjawisko w swoim rodzaju jedyne i niepowtarzalne. Czy utwory jego są niesceniczne - owszem... o ile są źle wystawione. A czy łatwo jest je dobrze wystawić - niewątpliwie nie, podobnie jak nie łatwo jest uchwycić ręką motyla, nie ścierając mu ze skrzydeł tęczowego pyłku, stanowiącego o jego pięknie i wspaniałości.

Jedna z najbardziej popularnych sztuk Musseta "Nie igra się z miłością" posiada wszelkie cechy, charakterystyczne dla twórczości owego uroczego "infant terrible" romantyzmu.

Na tle groteskowego otoczenia rozwija się historia dwu młodych serc, których lekkomyślne igraszki z miłością sprowadzą fatalny koniec. Kamilla, zatruta pełnymi żółci zwierzeniami elementów klasztornych przyjaciółek, nie chce przyznać się do swej miłości dla Oktawa, stawiając wyżej fałszywą ambicję; Oktaw urażony w swej dumie młodego Don Juana, nie waha się przed okrutnym kłamstwem, które doprowadzi do samobójstwa oszukaną przez niego Rozalkę. Śmierć jej kopie nieprzebytą przepaść między niedoszłą parą - zaledwie rozpoczęta idylla kończy się wieczną rozłąką.

Subtelny rysunek postaci, poetyczność dialogów, bogactwo różnorodnej poezji, oraz iście szekspirowska swoboda w przenoszeniu akcji z miejsca na miejsce, nie ułatwiają realizatorom siadania, ale nie mniej jednak dotychczasowe premiery Miejskich Teatrów Dramatycznych pozwalały nam oczekiwać czegoś lepszego.

Przede wszystkim całkowicie zawiodły dekoracje: krajobraz wymalowany na parawanie pośrodku sceny, przypomina do złudzenia pejzaż, na tle którego "uwiecznia" swych klientów jarmarczny fotograf, a pokój w pałacu barona (dla ukazania go krajobraz jest rozsuwany przez dwie nieustannie roześmiane dziewoje) nie jest nic a nic estetyczniejszy.

Reżyseria Szpakowicza nie zdołała zharmonizować elementów sztuki i zachować zawartego w niej skarbu poezji, co przejawia się zwłaszcza w interpretacji postaci obu księży (W. Rychter i J. Nowicki), panny Pluche (I. Oberska) i gromady wiejskiej, gdzie groteska i ironia przerodziły się w karykaturę i szarżę. Mniej zastrzeżeń wzbudza baron (Jerzy Wasowski), a naprawdę miłym zjawiskiem była para kochanków (J. Anusiakówna i W. Sadowy), którzy chwilami wnosili ze sobą powiew prawdziwej poezji, oraz Rozalka (znana już z poprzednich premier, ale po raz pierwszy ujawniona w programie młodziutka artystka M. Janecka).

[recenzja z prywatnego albumu Witolda Sadowego w zbiorach IT]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji