Artykuły

21 czerwca w Leningradzie

"Starzy Przyjaciele" Maliugina w Teatrze Powszechnym

SZTUKA Maliugina rozpoczyna się 21 czerwca 1941 roku, a więc w dniu wybuchu wojny niemiecko - radzieckiej. Nic jednak w ciągu całego pierwszego aktu nie wskazuje na to, że za kilka godzin rozpocznie się najstraszniejsza z wojen, nic też nie wskazuje na to, że już od półtora roku cały świat skąpany jest w krwi i ugina się pod przemocą hitlerowską. Młodzież, która zebrała się w leningradzkim mieszkaniu swej nauczycielki, pani Elżbiety, by uczcić świeżo odbytą maturę oraz urodziny ukochanej koleżanki Toni, jest beztroska, zajęta swoją przyszłością, a nade wszystko swoimi miłostkami.

Powie ktoś, może, że to jest właśnie przywilejem młodości i że na tym polega prawda psychologiczna sztuki. Zapewne. Ale my chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś więcej o młodzieży radzieckiej. Gdy kurtyna zapada po akcie pierwszym, w rezultacie wiemy tylko, że Tonię, zwaną figlarnie "Antkiem" kocha aż dwu kolegów, lekkomyślny Wołodia i poważny Olek, no, i że nad ranem rozpoczęła się wojna. Całe nasze oczekiwanie skupia się wówczas na akcie drugim. "Tamto była tylko ekspozycja" pocieszmy się "przydługa ale ekspozycja".

Istotnie akt drugi ożywia się już mocną akcją. Dzieje się w rok równo po pierwszym w tym samym mieszkaniu , ale już w oblężonym Leningradzie.

Nad miastem szaleje obstrzał artyleryjski, do mieszkań zagląda widmo głodu, ale dzielni mieszkańcy Leningradu nie tracą pogody ducha i optymizmu i mimo wszelkich przeszkód, ci spośród gromadki młodzieży, którzy tylko mogą, zjawiają się w mieszkaniu nauczycielki na uroczystość urodzinową Toni. Tonia jest co prawda w szpitalu frontowym, Wołodia odzywa się tylko z frontu przez radio, pani Elżbieta przygarnęła sierotę po zabitych leningradczykach, na scenie zjawia się nowa, dobrze podrysowana postać Dusi, sanitariuszki, pasjonatki o złotym sercu. Olek stawia się na umówione zebranie bez ręki, którą stracił na froncie. Słowem, wojna przejechała się już po bohaterach sztuki.

Ten akt jest z pewnością najlepszy w sztuce Maliugina. Natomiast akt trzeci i ostatni znowu zawodzi nasze nadzieje.

Dzieje się również 21 czerwca już po wojnie. Wszyscy powrócili, prócz jednego Alka, Tonia trzpiot narwaniec z I aktu dojrzała w ogniu niebezpieczeństw i wcale się nie dziwimy, że zamiast zarozumiałego i dumnego ze swych odznaczeń bojowych Wołodi wybrała cichego inwalidę Olka, mała Sima wyrosła na dorosłą panienkę, a pani Elżbieta w dalszym ciągu patrzy na tę gromadkę dorosłych już i dojrzałych ludzi, jak na swych małych uczniów i zwraca się do nich tak samo żartobliwym: "No i na czym to skończyliśmy ostatnim razem, moi kochani?".

Sztuka Maliugina nadaje się doskonale do teatru szkolnego, ale mam wrażenie, że wybór jej w miesiącu wymiany kulturalnej polsko-radzieckiej jest pewną krzywdą dla bogatej radzieckiej literatury, z której należało raczej wybrać jakieś dzieło większego kalibru, choćby grane już dzisiaj na scenach zachodnio-europejskich znakomite. "Zagadnienie rosyjskie" Simonowa. Jeżeli, jednak, już wybrało się tę sztukę, należało ją powierzyć wytrawnemu reżyserowi, któryby skrócił pewne dłużyzny, zwłaszcza aktów pierwszego i trzeciego. Reżyser Koweczko tego nie uczynił. Jego reżyseria robi wrażenie daleko idącej nieporadności: towarzystwo plątało się na scenie zupełnie bezładnie, za każdym ktoś uchylał drzwi i patrzył na korytarz, wszystko było jak gdyby przypadkowo.

Ale najgorszą stratą widowiska był przekład sztuki. Czy doprawdy nie można było znaleźć kogoś, kto by tę sztukę przetłumaczył na język polski? "Czy aby wpadłem" w ręce dobrych lekarzy?", "Przysiądź się", "I tak zamiast "a więc nie mieliśmy balu pomaturalnego", "syntetyczna kasza" - oto niektóre tylko kwiatki nie mówiąc już o sztucznościach stylu takich, jak poważne "spiekę raka" w ustach maturzysty.

Tonię grała p. Stępniówna, tym razem nie utrafiła tak dobrze w swą rolę, jak w "Szklanej menażerii". Miała momenty dobre, ale naogół była zbyt podniecona i rozchichotana. I znowu trzeba mieć o to pretensję do reżysera, który nie dał wskazówek tej zdolnej artystce. P. Szczepańska była na miejscu w roli dobrej i serdecznej pani Elżbiety, a młodziutka p.

Janecka (nieujawniona na afiszu) była w roli Simy może najlepszą kreacją aktorską z całej sztuki. Żarłoczną Tamarę grała p. Stępniakówna, a hałaśliwą Dusię może trochę przeszarżowała p. Rostkowska.

Z męskich ról na wyróżnienie zasługują p. Morawski, naturalny i na miejscu w roli Olka, p. Tkaczyk szczerze zabawny jako Szymon, wygłaszający aforyzmy, oraz całkiem przyjemny p. Michalewicz w roli Alka, P. Sadowy w głównej roli egoisty i zarozumialca Włodka był nie wiadomo czemu rozkapryszonym zniewieściałym pieszczochem.

[recenzja z prywatnego albumu Witolda Sadowego w zbiorach IT]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji