Artykuły

Opera za trzy grosze

Dziś w I programie premiera, jutro w programie II powtórzenie premierowego spektaklu. Weszło to już w dobry zwyczaj poniedziałkowego Teatru TV, dając nam swobodą dysponowania poniedziałkowym wieczorem, jeśli marny okazję spędzić go inaczej niż przed telewizorem, np. na jakiejś atrakcyjnej imprezie artystycznej, ciekawym spotkaniu.

Okazuje się jednak, ze do naszej telewizji nie można mieć zaufania. Widzowie, którzy w ubiegły poniedziałek nie obejrzeli "Opery za trzy grosze" Brechta, licząc na to, że zobaczą to przedstawienie we wtorek w popołudniowej emisji II programu - doznali srogiego zawodu. Kiedy już zasiedli wygodnie w fotelach w oczekiwaniu na interesujące widowisko z udziałem Piotra Fronczewskiego i kilku innych świetnych aktorów - urocza pani spikerka zapowiedziała z czarującym uśmiechem: "A teraz zobaczycie państwo komedią Wojciecha Bogusławskiego "Spazmy modne". Może tekst zapowiedzi brzmiał inaczej, ale to nie ma znaczenia. Ważne jest to, że podziałał na widzów, pewnych, że zobaczą sztuką Brechta jak grom z jasnego nieba.

Nie wiadomo, dlaczego telewizja złamała uświęcony kilkumiesięczną tradycją zwyczaj. "Operą" zamieniono na "Spazmy" bez słowa wyjaśnienia i usprawiedliwienia, bez przeproszenia widzów za sprawiony im zawód. Takie są obyczaje naszej TV. Wprawdzie z wtorkowych gazet można się było dowiedzieć, że w programie II emitowany będzie spektakl sztuki Bogusławskiego, ale była to musztarda po obiedzie. Wielu widzów, ufających tygodniowym zapowiedziom programu TV w lokalnych gazetach, "Trybunie Ludu" i tygodniku "Radio i Telewizja", utraciło możliwość zobaczenia ostatniej premiery reprezentacyjnej sceny TV. Należę do ich liczby. Nie mam więc pojęcia, jak udała się Edwardowi Dziewońskiemu telewizyjna inscenizacja obrosłej już tradycją teatralną "Opery za trzy grosze" (sztukę tę zrealizował m.in. Konrad Swinarski), czy sprawdziła się jego koncepcja nawiązania do ekspresjonizmu niemieckiego lat dwudziestych. Wiem tylko ze "zwiastunów" tego spektaklu, że "ekspresjonistyczna" charakteryzacja upodobniła twarze aktorów do masek, co - być może - nie dało pożądanego efektu w czarno-białej telewizji, bo zasłyszane opinie na temat kształtu emitowanego w kolorze widowiska były raczej negatywne.

Uważam, że kierownictwo programowe TV powinno spowodować możliwie szybką emisję "Opery" na antenie II programu - tym bardziej, że "Spazmy modne" nie stanowiły ekwiwalentu za jej premierowy spektakl. I ciężar gatunkowy (nie uchybiając polskiemu klasykowi) nieco inny, i odległość w czasie między telewizyjną premierą "Spazmów", pokazanych w grudniu ub. roku w świątecznym programie, za krótka. Na marginesie tej przykrej sprawy mam jeszcze jedną uwagę! W programie II odbywają się przeglądy twórczości telewizyjnej wybitnych indywidualności reżyserskich. Po cyklu widowisk teatralnych Adama Hanuszkiewicza, rozpoczął się ostatnio przegląd spektakli Jerzego Gruzy. Na pewno wielu widzów chętnie korzystałoby z okazji powtórnego obejrzenia, zatartych już w pamięci interesujących przedstawień najbardziej twórczych reżyserów, którzy wypracowali formy teatralne, dostosowane do specyfiki telewizyjnego ekranu. Niestety cykl ten nadawany w niedziele późnym wieczorem koliduje z atrakcyjnymi zwykle pozycjami programu I, co stawia widzów wobec konieczności trudnego wyboru. Czy nie można by owych przeglądów przesunąć na któryś z powszednich dni pozostawiając dotychczasową porę (po godz. 22)?

Po wyczerpaniu drugiej serii odcinków naszego rodzinnego serialu "Czterdziestolatek" - telewizja rozpoczęła we wtorki emisję odcinkowego filmu "Trzecia granica", zrealizowanego siłami polsko-węgierskimi pod batutą reżyserską Wojciecha Solarza (5 odcinków) i Lecha Lorentowicza (3 odcinki), według powieści Adama Bahdaja. Jest to dramatyczna opowieść o bohaterskiej działalności służby kurierskiej na trasie Zakopane - Budapeszt w czasie II wojny światowej. Jak dotąd serial ten otacza milczenie. Nie widuje się recenzji o nim w prasie, nie słyszy się dyskusji na jego temat w gronie znajomych, w pracy, w kolejkach sklepowych, auto busach. Może dlatego, że nie spełnił on oczekiwań. Bo jest to dość dziwny film. Są w nim sceny, ba, nawet całe odcinki brutalne aż do okrucieństwa, ale odnosi się wrażenie, że realizatorom bardziej jednak chodziło o wydobycie elementu sensacji przeprowadzanych przez bohaterów niebezpiecznych akcji, niż o wierność faktom. Coś tu jest nie tak. Wydaje się, że ci młodzi, odważni ludzie nieraz niepotrzebnie paku ją się w niebezpieczne sytuacje, narażając nie tylko własne życie, ale także życie swoich bliskich. Nieraz w ich postępowaniu brakuje logiki, rozsądku. Osobiście wolałabym jednak z talentem zrobiony dokumentalny film na ten sam temat - tym bardziej, że żyją jeszcze ludzie, którzy sami brali udział w akcjach służby kurierskiej lub byli świadkami, związanych z jej działalnością wydarzeń. Czy nie lepiej byłoby wiernie zrekonstruować autentyczne fakty i wypadki bez fabularyzowania i podkoloryzowywania bohaterów i zdarzeń dla sensacji i emocji?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji