Artykuły

Stary Mrożek nie rdzewieje

Choć nikt tego oficjalnie nie proklamował - mamy w Polsce rok Sławomira Mrożka. Pierwszym powodem, dla którego prywatnie go uchwalamy, to 80. urodziny pisarza. Będzie je obchodzil za kilka dni, 29 czerwca, pewnie w Nicei, gdzie teraz mieszka, i pewnie bardzo kameralnie, bo nie jest to człowiek luhiący wystąpienia publiczne i huczne fety - pisze Leszek Bugajski w Newsweeku Polska.

Drugim powodem jest zapowiedź wydania w tym roku pierwszego tomu dzienników pisarza i tomu jego nieznanych dotąd w Polsce sztuk, co zapowiada się na sensację (fragment jednej publikujemy na następnych stronach).

Szefowa wydawnictwa Noir sur Blanc Anna Zaremha opowiada, że wszystko zaczęło się od pomysłu bibliofilskiej edycji dwóch jednoaktówek Mrożka - "Jeleń" i "Racket Baby" - która miała być przygotowana z okazji tegorocznych urodzin autora. O istnieniu tych napisanych na początku lat 60. dramatów było wiadomo, bo w 1966 roku "Jeleń" był pokazany w TVP łącznie z inną sztuką Mrożka,

"Kynolog w rozterce", obie zaś były wystawiane w Niemczech.

Jednak do niedawna nie można ich było przeczytać po polsku, bo oryginały uchodziły za zaginione. Nikogo to nie dziwiło - łatwo zawieruszyć kilkanaście kartek w czasie licznych przeprowadzek, a Mrozek kilka razy przenosił się z miejsca na miejsce w Europie, no i przecież mieszkał też w Ameryce Południowej. Sztuki istniały więc tylko w niemieckim przekładzie. Wydawnictwo Noir sur Blanc zamówiło przekład na polski i kiedy został on już zaakceptowany przez autora, niespodziewanie okazało się, że żona pisarza, porządkując papiery w piwnicy ich nicejskiego mieszkania, odnalazła polskie oryginały. Co więcej, natknęła się też na maszynopis sztuki "Tercet" i dwra mniejsze utwory.

"Tercet" Mrożek ukończył w 1966 roku i w maju przesłał Adamowi Tamowi, redaktorowi naczelnemu miesięcznika teatralnego "Dialog". Mrożek uważał Tarna za swego mentora i bardzo liczył się z jego opiniami, co wynika z ich listów, które niedawno zostały wydane. Tarnowi sztuka się nie podobała i napisał o tym przyjacielowi bez ogródek: "Tercet jest bardzo słaby". I jeszcze dołożył: "Nowa Twoja sztuka nie przypomina żadnej z poprzednich, o tyle bowiem jest od nich słabsza". Mroek się nie obraził - choć redaktor "Dialogu" przesadził z surowością oceny - lecz popracował nad tekstem i w ten sposób powitała zupełnie nowa wersja sztuki, publikowana i wystawiana pod tytułem "Poczwórka". A "Tercet" na lata wylądował w jakiejś skrzyni ze starymi papierami.

Pewnie leżał tam też utwór zatytułowany "Imieniny", który ma cechy scenariusza filmowego i prawdopodobnie powstał w końcu lat 50., bo opowiadanie pod tym samym tytułem znajdujemy w tomie "Słoń" z 1957 roku. Wszystko wskazuje na to, że autor po prostu przerobił opowiadanie na scenariusz. Nic natomiast nie wiadomo o jednoaktówce "Bruno Sznajder" - nawet badaczka literatury Anita Kasperek, która na zlecenie wydawnictwa Noir sur Blanc zbierała informacje o tych wszystkich mrożkowych odkryciach, rozkłada bezradnie ręce. Można więc tylko domniemywać, że sztuka powstała w drugiej połowie lat 70., gdy autor pisał cykl jednoaktówek nawiązujących do bajek La Fontaine'a.

Cztery z nich: "Polowanie na lisa", "Serenada", "Lis filozof" i "Lis aspirant" - ukazały się w 1979 roku w tomie "Amor". Dlaczego piąta, która w niczym im nie ustępuje, się tam nie znalazła? Nie wiadomo. Może powstała później i nie "zdążyła" do "Amora", a potem nie pasowała pisarzowi już do żadnej z kolejnych książek? Tego, że jest późniejsza od czterech wymienionych, można się domyślać, porównując didaskalia. W"Polowaniu na lisa" opisany jest dokładnie wygląd zarówno Lisa, jak i Koguta (to oczywiście ludzie, nie zwierzęta), w następnych ten opis jest coraz bardziej zdawkowy, jakby autor zakładał, że teatry będąje wystawiały łącznie jako jedno przedstawienie i nie ma potrzeby się powtarzać. Logiczne więc, że w "Brunonie Sznajderze" pomija opis postaci, poprzestając na tym, że "Kogut niesie teczkę pod pachą" i ma kapelusz na głowie. Jest jeszcze jeden tekst świeżo odkopany - "Plomba hrabiego". To jednoaktówka, raczej błahy skecz pochodzący prawdopodobnie z lat 1960-1962 i ukrywający się dotąd w archiwum warszawskiego Teatru Współczesnego w segregatorze opisanym jako "Mrożek niegrany". Jadwiga Adamowicz, konsultantka programowa teatru, uważa, że prawdopodobnie Mrożek przekazał maszynopis Adamowi Tamowi, który wówczas był kierownikiem literackim Współczesnego, lub bezpośrednio dyrektorowi Erwinowi Axerowi. No i możemy się domyślać, że albo jeden, albo drugi, nie przywiązując wagi do tekstu, włożył go do odpowiedniej teczki i zapomniał o sprawie.

Uporządkujmy teraz odkryte teksty.

Jest ich sześć - w domniemanym porządku chronologicznym ułożyć je trzeba tak: "Imieniny", "Plomba hrabiego", "Jeleń", "Racket Baby", "Tercet" i "Bruno Sznajder". Powiedzmy otwarcie: nie są to pisarskie wyżyny Mrożka, ale jak zawsze w przypadku wybitnego pisarza i takie utwory "z drugiej linii" mają znaczenie, więc warto je poznać. Dla wielbicieli twórczości autora "Emigrantów" każdy nieznany utwór mistrza jest świętem - to oczywiste. Z kolei dla tych, którzy znają jego twórczość powierzchownie, te kilka sztuk będzie pigułką z całego Mrożka, streszczeniem, które stwarza okazję posmakowania tego, co typowe dla jego twórczości.

JA NIE KOCHAM PROSTEGO CZŁOWIEKA, BO GO ZNAM. ALE LUDZIE LUBILI MNIE DLATEGO CZYTAĆ

W napisanych w końcu lat 50. "Imieninach" do prowincjonalnego miasteczka rządzonego przez stary układ (Mecenas, Aptekarz, Proboszcz, Doktor) przyjeżdża świeżo upieczony absolwent wyższej uczelni. Bohater socrealistycznego opowiadania zabrałby się dziarsko do zwalczania układu i demaskowania jego knowań; bohater Mrożka przeciwnie - chce się przypodobać i tylko przymuszony wyznaje nieśmiało, że jest za postępem. A tu się okazuje, że Mecenas hoduje w klatce postępowca, "rewolucjonistę, jak pan woli", bo taki kaprys miała żona. Oswojony postępowiec haftuje w swojej klatce, śpiewa tęskne pieśni i gra na bałałajce, jest atrakcją dla dzieci i gości, a kiedy wszyscy wkoło są pijani i nikt nie słyszy, to zagra sobie nawet "Międzynarodówkę". Tyle zostało, jak to już wtedy wiedział Mrozek, z całego porywai ideowego, na który dała się nabrać część jego pokolenia - puste słowa i towarzyska zabawa.

W nieco późniejszym "Jeleniu" niewinna z pozoru sytuacja w kolejce górskiej przekształca się w przypowieść o totalitaryzmie i wodzostwie. Oto bowiem nagle jeden z turystów podróżujących kolejką, który dysponuje lornetką, wmawia innym, że widzi jelenia, i przymusza ich do podziwiania, zachwytów, aplauzu, składania hołdów urodzie przyrody. Tłumek ulega mu, nawet staruszek, stawiający początkowo opór zbiorowrej głupocie, się poddaje. Tylko pasażer z książką (wiadomo, inteligent) zachowaije obojętność, więc zostaje wysadzony z kolejki - społeczność go odrzuciła, bo nie poddał się zbiorowej psychozie. Ale gdyby uległ, uwierzył w jelenia, czyli inaczej mówiąc, głoszoną przez samozwańczego wodza ideologię, byłby potem dręczony przez koszmary, jak bezimienny bohater "Tercetu".

Do niego wxaca widmo wodza z przeszłości - aluzja do Stalina jest wyraźna - któremu służył i który nazywany był "Zbawcą, Słońcem Ojczyzny, (...) Ojcem Zwycięstwa". Widmo chce go znów wciągnąć w swoje machinacje, tym razem zaświatowe, porwać do działania i nabrać na dawno zwietrzałe hasła. Ale są już inne czasy. Widmo przychodzi nie tylko z innego świata, lecz także z innego obszaru kultury - jest obcym elementem w świecie bulwarowej komedyjki, którą stanowi "Tercet" od strony formalnej. Nic dziwnego, że nie czuje konwencji, nie zna zasad nowej gry i bez trudu zostaje oszukane przez nowoczesną kobietę.

"Tfercet" z polowy lat 60. pokazuje, jak w ciągu ledwie dekady zmienił się świat. Bezimienny bohater w młodości zabijał w imię wodza, którego kochał, a teraz jest bohaterem głupiutkiej historyjki romansowej - podobnie w świecie realnym stalinowski terror zmienił się wtzw. małą stabilizację czasów Gomułki. Zresztą bohater "Tercetu" zostaje wywiedziony w pole przez młode pokolenie, bo nic nie jest takie, na jakie wygląda - podpowiada Mrozek. Kobieta wcale nie kocha, a jedynie udaje, jej zazdrosny mąż okazuje się tylko kolegą, który wyłudza pieniądze. Wisielec z jednoaktówki "Bruno Sznajder" też tylko udaje, bo jest wspólnikiem Lisa i razem chcą się dobrać do pieniędzy Koguta, a Lis przechera i jego oszukuje. Ideologia jest nic niewarta, bo zmieniać ją można w cokolwiek.

Wnioski jak zwykle u Mrożka: patrzeć ironicznie, trzymać dystans wobec świata, nie dać się wciągać. I za takie rady kochamy go już ponad pół wieku, chociaż nie zawsze się do nich stosujemy.

Nieznane sztuki i okrągłe urodziny. "Każdy kto ma 80 lat, rozgląda się dookoła, gdzie by się tu przytulić. Wyszło na Niceę" - mówił RMF FM Sławomir Mrożek w czasie swojej ostatniej wizyty w Polsce. Słuchaj "Faktów Kulturalnych" RMF FM we wtorek 22 czerwca o 10 i 17.30

BRUNO SZNAJDER

Tekst SŁAWOMIR MROZEK

(fragment sztuki)

Na scenie jedno drzewo i ławka. Dogasająca burza, półmrok. Z lewej strony wchodzą Kogut i Lis. Kogut niesie teczkę pod pachą. Na głowie ma kapełusz.

LIS: Oto po długiej wędrówce znowu jesteśmy tam, gdzie byliśmy. Rozpoznaję to samo drzewo.

KOGUT: Nietrudno je rozpoznać. Jest jedno jedyne. To jedno drzewo, to cały twój las. (Patrzy na zegarek). Spóźnię się na posiedzenie.

LIS: Dopóki ja jestem i jest drzewo - jest las.

KOGUT: Nie dla mnie.

LIS: Lecz dla mnie.

KOGUT: Upierasz się przy niedorzeczności. Las był kiedyś, ale teraz istnieje tylko w twojej wyobraźni.

LIS: Wyobraźnia rządzi światem. Niestety, przeważnie jest to wyobraźnia w złym gatunku.

KOGUT: Upierasz się przy tym, co było, a nie jest.

LIS: Ja jestem większy od tego, co jest.

KOGUT: Megalomania?

LIS: Zaledwie godność osobista. Czuję i myślę. Moich myśli i moich uczuć nie ma nigdzie poza mną.

KOGUT: Subiektywność. Ja jestem po stronie prawdy obiektywnej.

LIS: A więcjesteś błogosławiony jako ubogi duchem.

KOGUT: Ty zaś potępiony przez ducha historii.

LIS: Lecz obaj jesteśmy mokrzy. Deszcz pada.

KOGUT: Schrońmy się pod drzewem. (Stają pod drzewem).

KOGUT: Drzewo jest to samo, ale pogoda się zmieniła.

LIS: Owszem, ale co z tego?

KOGUT: Jeszcze nie wiem, ale może by się dało to jakoś uogólnić.

LIS: A po co?

KOGUT: Próbuję uczynić z ciebie dialektyka.

LIS: Dlaczego ci na tym tak zależy?

KOGUT: Dla twojego dobra.

LIS: Czy aż tak mnie kochasz?

KOGUT: Kocham dialektykę i prawdę obiektywną. Nikt nie może się obejść bez prawdy obiektywnej.

LIS: Odwrotnie. To prawda obiektywna nie może się obejść bez większości głosów.

Nazwij ją raczej prawdą statystyczną.

KOGUT: Bronisz się?

LIS: A ty atakujesz. To znaczy, że ja wystarczam sam sobie, a ty musisz mnie zdobywać, ty i twoja prawda obiektywna. Inaczej nie czujecie się dobrze.

KOGUT: Ja występuję tylko...

LIS: ... w imieniu prawdy obiektywnej. Ja tylko w swoim własnym.

KOGUT: Moja prawda jest większa.

LIS: Ale bezimienna.

KOGUT: Za to powszechna.

LIS: Czyli pusta. (Błyskawica i odległy grzmot. W świetle błyskawicy widać, że na drzewie wisi wisiełec). Ktoś tu jest.

KOGUT: Nikogo nie ma.

LIS: Daję ci subiektywne słowo honoru.

KOGUT: Obiektywnie nie widzę nikogo. (Znowu błyskawica. Lis chwyta Koguta za ramię i wskazuje na wisielca).

LIS: Tam!

KOGUT: Aaa!

LIS: Dlaczego krzyczysz?

KOGUT: Wisielec!

LIS: Więc co z tego? On wisi, a ty stoisz. On tobie nie wchodzi w drogę ani ty jemu.

KOGUT: Wisielec! Trup!

LIS: Patrz, jak wisi spokojnie, a ty się denerwujesz. On się ciebie nie boi, dlaczego ty boisz się jego?

KOGUT: Uciekajmy!

LIS: Dokąd?

KOGUT: Przed siebie, do przodu.

LIS: Czyli nigdzie. Uciekać od konkretu do abstrakcji - to w twoim stylu.

KOGUT: Więc nie uciekajmy, tylko chodźmy gdzie indziej.

LIS: Dokądkolwiek pójdziemy, zawsze wrócimy pod to samo drzewo.

KOGUT: (Szeptem) Kto to jest?

LIS: Raczej kim on był.

KOGUT: Kim był?

LIS: Kimkolwiek był, nie lubił siebie, skoro się powiesił.

KOGUT: Dlaczego się powiesił?

LIS: Był tym, kogo nie lubił. Au! (Wisielec urywa się i spada Lisowi na plecy. Lis zatacza się pod jego ciężarem. Kogut ucieka spod drzewa i zatrzymuje się w pewnej odległości).

KOGUT: Żyjesz?

LIS: Do kogo mówisz?

KOGUT: Do ciebie. Ja tego pana nie znam.

LIS: Lepiej mi pomóż wydostać się spod niego. Nic dziwnego, że się urwał. Ciężki. KOGUT: Boję się.

LIS: Czego? Przecież on nie żyje.

KOGUT: Właśnie dlatego.

LIS: Przecież nic ci nie może zrobić. Obiektywnie.

KOGUT: A jak ożyje?

LIS: Więc czego się właściwie boisz?

KOGUT: Na wszelki wypadek - wszystkiego.

LIS: Obiektywnie czy subiektywnie?

KOGUT: (Szeptem) Prywatnie.

LIS: Pomożesz mi czy nie? (Kogut zbłiża się niechętnie i pomaga Lisowi wydostać się spod wisiełca. Układają go na ziemi. Rozjaśnienie).

KOGUT: Dziwne. Wisiał, a leży.

LIS: Co w tym dziwnego ?

KOGUT: Stwierdzam, że są zmiany.

LIS: Znowu zaczynasz dialektycznie?

KOGUT: Jednakże on nie jest już wisielcem.

LIS: Tylko z twojego punktu widzenia. Obiektywnie jemu jest wszystko jedno. KOGUT: Kto to jest teraz. Leżelec?

WISIELEC (Unosząc się do pozycji siedzącej i wyciągając rękę): Bruno Sznajder, bardzo mi przyjemnie.

KOGUT: Ożył! (Odbiega na bok w popłochu. Lis odstępuje o krok od Wisielca).

LIS: Tylko spokojnie.

WISIELEC: Panowie nie podadzą mi ręki?

LIS: Nie, ale...

WISIELEC, CZYLI BRUNO SZNAJDER: Panowie mną gardzą?

KOGUT: Bynajmniej, tylko...

LIS: Właściwie czemu nie?

KOGUT: Podejdź i przedstaw się.

LIS: Moje nazwisko nic mu nie powie.

KOGUT: To prawda.

LIS: Ty, jako prezes, jesteś bardziej znany.

KOGUT: Więc ja cię deleguję. (Lispodchodzi do Bruna Sznajdera).

LIS: Lis jestem. A to mój przyjaciel Kogut. Prezes Koła Miłośników Myśli Racjonalnej. (Kogut kłania się sztywno).

BRUNO S.: Panowie są zwierzętami?

LIS: My jesteśmy alegoryczni.

BRUNO S.: Doskonale się składa. (Wstaje). Chciałbym uścisnąć dłoń panów - alegorycznie.

KOGUT: To znaczy niby jak...

BRUNO S.: Alegorycznie-symbolicznie. Byłem w zaświatach, teraz powracam do świata żywych. Uścisk dłoni oznaczałby, że znowu jestem przyjęty przez wspólnotę po tej stronie istnienia.

KOGUT: Co słychać po tamtej?

LIS: Wstydziłbyś się zadawać takie pytanie. W takiej chwili i w taki sposób. Pan Bruno miał ciężkie przejście w obie strony.

KOGUT: Zapytać się nie wolno?

LIS: Ale nie tym tonem. (Do Bruna S.) Niech pan wybaczy. Mój kolega wyznaje światopogląd materialistyczny.

BRUNO S.: Serdecznie współczuję.

LIS: Nie wierzy w życie pozagrobowe.

BRUNO S.: Częsty wypadek.

LIS: Stąd szyderstwo wjego pytaniu.

BRUNO S.: Nie szkodzi, nie szkodzi.

LIS: Pan się nie gniewa?

BRUNO S.: Bynajmniej. Byłem nawet gotów udzielić odpowiedzi, ale skoro on jest niewierzący...

LIS: Tak, lepiej niech pan nic nie mówi. To by go mogło urazić.

KOGUT: A miałby pan coś do powiedzenia:

LIS: Niech pan nie zwraca uwagi na jego prowokacje.

BRUNO S.: On prowokuje?

LIS: Oczywiście. Dąży do wywołania dyskusji, która - zważywszy jego poglądy i jego oficjalne stanowisko - byłaby jałowa.

BRUNO S.: Doprawdy niezręczna sytuacja.

LIS: Najlepiej zmieńmy temat. Jak pan znajduje pogodę po powrocie?

BRUNO S.: Marna. W dalszym ciągu pada.

KOGUT: A tam, skąd pan wraca, to niby sucho, co?

LIS: Co za poziom.

BRUNO S.: Drogi panie, zarówno gdybym potwierdził, jak i zaprzeczył, pan nie będzie usatysfakcjonowany. Stoi pan na określonym stanowisku, zdecydowanie negatywnym. Pańskie zdanie na temat życia pozagrobowego jest osądem a priori pozbawionym wszelkich podstaw eksperymentalnych. Zważywszy sprzeczność nie do pogodzenia między pańską aprioryczną pewnością siebie a moim bezpośrednim, a tak świeżym doświadczeniem, uważam, że polemika nie miałaby sensu. Zresztą już niebawem pan osobiście się o wszystkim przekona.

KOGUT: Jak mam to rozumieć?

BRUNO S.: Jak najprościej. Każdego czeka kres jego ziemskiej wędrówki. Prędzej czy później.

KOGUT: Ale to "niebawem".

BRUNO S.: To znaczy, że raczej prędzej niż później.

KOGUT: Skąd pan może to wiedzieć.

BRUNO S.: Pan zapomina, że wracam z wymiaru, w którym takie rzeczy są wiadome.

KOGUT: Jakie rzeczy...

BRUNO S.: Pewne rzeczy niedostępne żyjącym w doczesnym, trójwymiarowym świecie.

KOGUT: Głupstwa pan opowiada!

BRUNO S.: Powiedziałem, że nie będę polemizował.

LIS: Słyszałeś? Pan Bruno nie chce już z tobą rozmawiać. (Podchodzi do Bruna S. i odprowadza go na bok). Ale między nami, panie Bruno, to ciekawe, co pan powiedział. Ma pan jakieś informacje na temat mojego przyjaciela? Jego najbliższej przyszłości?

BRUNO S.: Oczywiście.

LIS: Mnie to nie interesuje. To znaczy nie interesują mnie szczegóły, natomiast ciekawi mnie ogólnie. Więc mówi się po tamtej stronie o naszym przyjacielu? Są jakieś decyzje w jego sprawie? (Kogut tymczasem zbliża się do nich). Zajmij się sobą.

BRUNO S.: Jego losy, zarówno za życia, jak i po śmierci, są przewidziane.

LIS: Fascynujące. My tu sobie żyjemy jak gdyby nigdy nic, a tymczasem po tamtej stronie wszystko już wiadomo. Nie będę pana nudził pytaniami, choć oczywiście byłoby niezmiernie ciekawe dowiedzieć się z pewnego źródła, czy istnieje niebo i piekło, czy niedowiarstwo jest karane, czy nasza poszczególna świadomość przechodzi przez próg śmierci nietknięta i co to właściwie jest wieczność. Ograniczę się tylko do jednego pytania: czyjego przypadek jest ciężki?

BRUNO S.: Ciężki, ale nie beznadziejny.

KOGUT: Nonsens!

LIS: Jeszcze tu jesteś? Spóźnisz się na posiedzenie.

KOGUT: Ciemnota, przesądy, zabobon!

BRUNO S.: Zgadza się

LIS: Co? Przyznaje mu pan rację?

BRUNO S.: Nie, stwierdzam tylko, że po tamtej stronie się nie mylą.

KOGUT: Kto się nie myli, po jakiej tamtej...

BRUNO S.: Jego zachowanie zgadza się niestety z opinią, jaką tam o nim powzięto. Wnioski, jakie wyciągnięto, są słuszne, a pewne akcje, jakie w jego sprawie rozpoczęto, są całkowicie uzasadnione.

KOGUT: Kto powziął, kto wyciągnął, kto rozpoczął!

BRUNO S.: Pański przyjaciel staje się nudny.

LIS: Mnie pan to mówi?

KOGUT: Poczekaj pan, panie Sznajder, jestem Prezesem Towarzystwa Miłośników Myśli Racjonalnej i jako taki mam prawo, więcej, obowiązek bezwzględnego, naukowego i ściśle bezstronnego badania tych zjawisk. Oczywiście nie uprzedzam konkluzji, ale muszę zgromadzić materiał. Zaś pan, jako członek myślącej ludzkości, nie ma prawa uchylać się od zeznań. W imieniu Towarzystwa Miłośników Myśli Racjonalnej wzywam pana...

BRUNO S.: Gwiżdżę na pańskie Towarzystwo.

KOGUT: Pan gwiżdże na...

BRUNO S.: Na Miłośników i na Myśl Racjonalną. A także na postęp, oświecenie i encyklopedystów. Na światopogląd materialistyczny, jeżeli pan woli.

KOGUT: Ależ...

LIS: Słyszałeś? Pan Bruno gwiżdże.

KOGUT: Pan gwiżdże?!

BRUNO S.: Tak. (Odwraca się tyłem do Koguta i odchodzi na bok).

KOGUT: To niesłychane.

LIS: Doigrałeś się. Pan Bruno się obraził.

KOGUT: To ja się obraziłem.

LIS: Nie bądź śmieszny. Trzeba było z nim pogadać po ludzku.

KOGUT: To znaczyjak?

LIS: Na boku, prywatnie, jak człowiek z człowiekiem. A ty co, ty od razu w niego światopoglądem. W dodatku naukowym. Zupełnie jak dziecko.

KOGUT: Nie mogłem inaczej. Ja, jako Prezes...

LIS: Prezes. Prezes i co ci z tego przyszło. Teraz już niczego się nie dowiesz.

KOGUT: Czy myślisz, żejużjest za późno?

LIS: Spróbuję ci to załatwić.

Fragment pochodzi z tomu "Sztuki odnalezione - małę i mniejsze", który ukaże się nakładem wydawnictwa Noir sur Blanc w Listopadzie br.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji