Artykuły

Ślubuję ci miłość i wierność... do czasu czyli patologia rodzinnej Europy

III Europejskie Spotkania Teatralne "Bliscy Nieznajomi" w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Portret rodziny, jaki wyłonił się z dramatów prezentowanych na festiwalu "Bliscy nieznajomi" w Poznaniu, jest przerażający. Polską rodzinę toczą takie same choroby, jak rodziny niemieckie, węgierskie, rosyjskie czy włoskie - samotność, zdrady, zakłamanie i obłuda

Tematem III Europejskich Spotkań Teatralnym "Bliscy nieznajomi" była "Święta Rodzina". Po obejrzeniu siedmiu przedstawień okazuje się, że ta rodzina wcale nie jest święta, jakbyśmy sobie tego życzyli. Jest poraniona, chora, rozbita... Czy jest to obraz rodziny prawdziwy? Pewnie nie, bo przecież dookoła nas żyją bardzo tradycyjne rodziny, bo przecież dramaturg czy reżyser w tak zwanej statystycznej rodzinie nie znajdzie konfliktu dramaturgicznego, wokół którego mógłby zbudować sztukę.

Samotność

Chorobą, która toczy współczesną rodzinę, jest samotność. Dało się to wyczuć niemal we wszystkich prezentowanych na festiwalu dramatach. Ale w przypadku dwóch - "Choroby rodziny M" i "Stanu wyjątkowego" - była to choroba główna. Pierwsza ze sztuk autorstwa Fausto Paravidino jest współczesną wersją przypowieści o siostrach - Marcie i Marii. Biblijna Marta też dbała o dom, o formy, o klimat, żeby wszystkim było dobrze. Maria natomiast była otwarta na innych, nie bała się obcych... Bohaterki broń Boże nie są współczesnymi kopiami. Zostały napisane na nowo z pewną kulturową pamięcią. Dramat jest wyjątkowo okrutny. Pokazuje, jak trudno się żyje rodzime, która nie może odnaleźć się w rzeczywistości, kiedy zabrakło w niej matki. Wielka nieobecna, pojawia się w rozmowach, pojawia się w sytuacjach granicznych: co by powiedziała, co by zrobiła, jak by się zachowała?

Kiedy jej zabrakło, mąż popadł w dziwną chorobę: nie potrafi samodzielnie myśleć, żyć... A może tylko udaje. Marta, próbuje zastąpić matkę. Ma jednak świadomość, że nigdy nią nie będzie (pogodzenie się z losem). W głębi duszy skrywa swoje tęsknoty. Po śmierci brata wciela je w życie. Oddaje ojca do przytułku i wyrusza w świat. Maria bierze życie, jakie jest. Nie ma zahamowań, by usunąć dążę, nie ma problemów, z którym facetem iść do łóżka (bunt i skrajna nieodpowiedzialność). Jest jeszcze brat Giani, który próbuje walczyć z rzeczywistością, utopista, wsiowy Don Kichot.

Rodzina ma swój kod porozumiewania się, którego nie odczytują Fulvio i Fabrizio. Z jednej strony jest to historia rodzinna (jednostkowa), z drugiej metafora współczesnej rodziny w ogóle, a nawet społeczeństwa. Bohaterowie sztuki Paravidino są przede wszystkim samotni. Żyją razem, bardzo blisko siebie, a nie rozumieją siebie nawzajem, nie znają, nie potrafią sobie pomóc.

Z kolei samotność "Stanu wyjątkowego" wynika z zupełnie innych przesłanek. Bohaterowie - ludzie korporacji - nie potrafią myślenia korporacyjnego zostawić za drzwiami swoich domów. Falkowi Richterowi udało się coś niesamowitego. Jego sceniczna rodzina nie ma własnego domowego języka, zrozumiałego tylko dla domowników z dwuznacznością sensów i powiedzonek. Tb rodzina wypreparowana z dwóch wielkich rodzin korporacyjnych, w których pracują i on, i ona. Oni mówią do siebie językiem korporacji, w której pracują, a że są one podobne, dlatego ich komunikaty są dla nich czytelne. Ale nie dla ich dorastającego syna, który nie poznał jeszcze korporacji na własnej skórze. On jedynie nie rozumie, czego oni od niego chcą, dlaczego nie powalają mu żyć po swojemu. Wykrzykuje więc im w oczy: "Jesteście chorzy, oboje".

Obłuda

Werner Schwab, ikona teatralnych brutalistów w interpretacji Grzegorza Wiśniewskiego jakby trochę sklasyczniał. Reżyser wyraźnie odszedł od epatowania publiczności tym, co aktualne, doraźne, widoczne na wyciągnięcie ręki. Dobrał się do tego, co autor skrywa pod skórą, głębiej, do tego, co uniwersalne, co dotyka rodzinną Europę, ale nie w tym sensie Miłosza. Rodzinną Europę Schwaba nazywałbym zakłamaniem: żyjemy zamknięci w naszych mieszkaniach-klatkach, nie wiemy nic albo prawie nic o sąsiadach. Podziwiamy ich piękne stroje, litujemy się nad ich nieszczęściem lub biedą, zazdrościmy ich życiowych sukcesów, awansów, prestiżu... Tymczasem pod tymi powłokami dzieją się niewiarygodne historie: kazirodztwo, molestowanie i wykorzystanie seksualne, dewocja i alkoholizm... Katalog dysfunkcji rodziny jest wręcz nieograniczony.

Wiśniewski czyta Schwaba niemal jak księgę rodzinnych patologii. Zdejmuje z bohaterów kolejne warstwy zakłamania, odsłania wygodny - zwłaszcza w rodzinie - system zamiatania pod dywan spraw kłopotliwych, drażliwych, podejrzanych moralnie. Pokazuje rewers współczesne j rodziny, który wcale nie jest przyjemny.

Niewierność

Wcale nierzadką chorobą współczesnej rodziny jest niewierność. To główna bohaterka dramatu Janosa Haya "Ślubuję ci miłość i wierność". Akcja rozgrywa się podczas wesela. Wszyscy bohaterowie dramatu są na scenie i podobnie jak u Wyspiańskiego wysuwają się na proscenium, by odegrać swoją scenkę, a właściwie, by opowiedzieć swoją historię zdrady: ginekolog gotów jest przymykać oko na zdrady żony, ale chce zachować pozory normalnej rodziny. Na rozgłosie o zmieniających się kochankach nie zależy również adwokatowi, psychologowi, ale tylko wtedy, gdy to dotyczy ich osoby. W innych przypadkach już nie, bo na rozwodach oni także zarabiają. Hay, tak samo jak w "Portugalii" i "Starym Franka Harnera" (dramaty grane wcześniej w Poznaniu) łączy realizm z swego rodzaju balladowością, tragizm z humorem. Każdy siedzący na widowni bez trudu odnajduje w sobie i w najbliższym otoczeniu prawdy odkrywane przez bohaterów dramatu. Są w tej sztuce dwie bardzo ważne postaci: żona Adwokata, milcząca niczym Gombrowiczowska Iwona, która wyostrza fałsz i zakłamanie tego świata oraz Starsza Pani, która podczas spaceru przez most mówi, że warto być wiernym. Janos Hay opisuje świat, który go otacza, a dzięki tłumaczeniu Jolanty Jarmołowicz wydaje się nam on zupełnie bliski, na wyciągnięcie ręki.

Agnieszka Korytkowska-Mazur próbuje opisać otaczającą nas rzeczywistość przez pryzmat "Ich czworo" [na zdjęciu] Gabrieli Zapolskiej. Sztukę sprzed stu lat przepisała Dana Łukasińska. I to "przepisanie" jest największą wartością. Młoda dramaturg nie gubiąc Zapolskiej, dopisała jej sztuce głębszy sens, wyostrzyła to, co w pierwowzorze było zawoalowane, oczyściła język, dodając mu soczystości. I okazało się, że mimo upływu prawie stu lat od prapremiery, niewiele się zmieniło w relacjach damsko-męskich, nawet - jeśli sytuacja kobiety jest nieco inna niż w czasach Zapolskiej. Autorki spektaklu modyfikują wiek córki (w ich interpretacji jest ona nastolatką) i podejmują nowy problem - zauroczenia matki i córki tym samym mężczyzną.

Dziecko-kłoda

W portrecie rodziny nie mogło zabraknąć dzieci. Temat ten pojawił się w dwóch dramatach: "Migrenie" Antoniny Grzegorzewskiej i "Wilczku" Wasilija Sigariewa.

Grzegorzewska, pozostając w zgodzie z modą na przepisywanie cudzych tekstów, sięgnęła po opowiadanie Sigrid Undset "Macierzyństwo". Sto lat temu utwór szwedzkiej noblistki mógł szokować, dziś już niekoniecznie. Co jakiś czas obiega media wiadomość o młodej matce, która oddała niemowlę po porodzie do adopcji, a po jakimś czasie stara się je odzyskać. Gorzej, jeśli dziecko staje się przedmiotem w grze między dorosłymi. Grzegorzewska pokazuje, że relacje między tą, która urodziła a tą, która wychowała, są bardzo skomplikowane, znacznie głębsze niźli się to wydaje, śledząc doniesienia mediów. Nie poprzestaje na opowiadaniu historii, która się wydarzyła w jakimś skandynawskim miasteczku, ale wpisuje ją w serię archetypowych kontekstów. Wskazuje tropy społeczne, które decydują o wyborach, jakich dokonują obie bohaterki... Grzegorzewska nie rozstrzyga, która z matek jest zła, a która dobra. Realistyczną opowieść podważa antycznym chórem (świetny zabieg z Trzema Świnkami).

"Wilczek" Sugariewa okazał się gorszą wersją "Kochanków mojej mamy". Film łączy ambicje metaforyczne i siłę reportażu. Tekst Sigariewa poza reportaż nie wykracza. Historii o niekochanych dzieciach wszędzie pełno: matka porzuca, odtrąca miłość dziecka. Dociera do niej, co straciła, kiedy dziecko ginie. Tani chwyt i ograny w teatrze w filmie wielokrotnie. To, że w tej sztuce kobiety używają rynsztokowego słownictwa, mocnego, ordynarnego, wcale nie dodaje mu siły rażenia.

A co z teatrem?

Festiwal "Bliscy nieznajomi" ma charakter tematyczny. On decyduje w dużej mierze o odbiorze prezentowanych na nim sztuk. Ale temat nie przesłania teatralności. W Poznaniu tak się złożyło, że interesujące dramaturgicznie teksty były jednocześnie przedstawieniami niezwykłej urody teatralnej. Myślę tu o "Chorobie rodziny M", "Zagładzie ludu albo moja wątroba jest bez sensu" czy "Migrenie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji