Artykuły

Wieczory jeleniogórskie

W teatrze jeleniogórskim w ciągu dwóch wieczorów oglądałem cztery przedstawienia, na dużej scenie: Iwonę księżniczkę Burgunda i Śluby panieńskie, na małej: Szelmostwa lisa Witalisa (kabaret oparty na tekstach Brzechwy) i monodram zatytułowany wg tekstu Bogusława Schaeffera, Audiencja II. Już ilość i różnorodność pozycji znajdujących się jednocześnie w repertuarze mówi o tym, że Teatr im. Norwida zajmuje własną pozycję wśród zespołów działających w mniejszych ośrodkach. Zresztą i w samym budynku teatru czuje się dobrą atmosferę. Oprócz normalnej sceny, różne sale i salki, kluby i zakątki, widać, że jest to swego rodzaju ośrodek kulturalny, miejsce spotkań i .drugi dom nie tylko dla przeważnie młodego zespołu aktorskiego, ale i w ogóle dla ludzi, którzy się teatrem i sztuką interesują.,

Alina Obidniak ma nie tylko młody zespół aktorski, ale potrafi też przyciągać do swojego teatru i dawać możliwość sprawdzenia się w różnorodnym repertuarze młodym reżyserom (Krystian Lupa, Mikołaj Grabowski). Właśnie Grabowski reżyserował trzy spośród przedstawień, oglądanych w Jeleniej Górze.

Omawianie spektakli zacznę jednak od Ślubów panieńskich, które reżyserowała Maria Kaniewska, bo właśnie na przykładzie komedii fredrowskich najlepiej można zobaczyć rzeczywiste możliwości i prawdziwą wartość zespołu.

Tutaj nie ma ślę czym zasłaniać ani podpierać, tylko trzeba grać i jasno podawać tekst. W reżyserii najlepiej sprawdza się doświadczenie, a w scenografii wyczucie stylu. Aktorzy nie mogą improwizować ani dziwaczyć, ale muszą pokazać czego nauczyli się w szkole i co zdobyli na scenie.

Przedstawienie Ślubów okazało się od każdej strony udane. Zagrane w tempie, z wyczuciem stylu, elegancko i dowcipnie, w ładnej dekoracji Aleksandry Sell-Walter, obsadzone przez Kaniewską z widocznym rozeznaniem możliwości zespołu. Zarówno dwoje doświadczonych aktorów (Teresa Leśniak i Kazimierz Miranowicz), jak i czwórka młodych (Jarosława Michałowska, Małgorzata Pereta i Jan Bogusz i Tomasz Radecki) pokazuje, że umie grać Fredrę, a co najważniejsze, że potrafi dobrze podawać wiersz. Tak staranne pod względem dykcyjnym i deklamacyjnym przedstawienie rzadko się teraz spotyka.

Zupełnie inna historia to przedstawienie Iwony. W inscenizacji sztuki Gombrowicza reżyserowanej przez Grabowskiego w scenografii Barbary Zawady widać wyraźnie wpływ często reżyserującego w Jeleniej Górze Henryka Tomaszewskiego. Nawet scenografia de współpracującego Kazimierza Wiśniaka. W ramach tej stylistyki przedstawienie cale udatnie i choć trudno wymienić jakieś szczególnie rzucające się w oczy role, cały zespół zasługuje na uznanie. Aktorzy są sprawni ruchowo, widać dobrą pracę i dyscyplinę, a także umiejętność komponowania scen zbiorowych (np, finałowa uczta z karaskami). Przy tym widać też, że Grabowski dobrze rozumie Gombrowicza, że od strony interpretacji tekstu współpraca z Januszem Deglerem (kierownik literacki teatru jeleniogórskiego) ma swoje znaczenie.

Spośród trzech prac Grabowskiego najmniej podobał mi się kabaret wg Brzechwy. Sam pomysł zrobienia widowiska kabaretowego dla "porosłych" opartego na dziecinnych ale i znakomicie napisanych wierszach twórcy Lisa Witalisa był znakomity. Również chwyty inscenizacyjne i koncepcje! Interpretacyjne Grabowskiego były niejednokrotnie ciekawe i oryginalne. Całość jednak rozczarowuje. Młodzi aktorzy wyraźnie obco czują się w poetyce kabaretu, w dodatku opartego na parodii, udawaniu, przedrzeźnianiu i bardzo trudnych nieraz zadaniach, i polegających na wywoływaniu z góry założonych reakcji widowni, na nawiązywaniu kontaktu, itp. Tu widać brak doświadczenia i brak szkoły estradowego aktorstwa. Ze śpiewaniem też jest nie zawsze najlepiej.

Natomiast prawdziwie interesujący, a chwilami świetny był reżyserowany i wykonywany przez Grabowskiego monodram Audiencja II Schaeffera, wzięty, jak to można przeczytać w programie, z repertuaru krakowskiego zespołu M-2.

Grabowski odczytuje traktat Schaeffera o współczesnej muzyce wykonując przy tym dziesiątki gagów, zagrań, czynności, działań, zaczepek wobec publiczności i ucieczek ze sceny, którymi można by obdzielić kilka dobrych, pomysłowych ról. Jedne z tych popisów są lepsze, inne gorsze, ale są i znakomite. Przede wszystkim najbardziej organicznie związane z tekstem ogrywanie, a właściwie obłażenie, opełzanie, obłapanie i torturowanie fortepianu. Grabowski pokazuje tu nie tylko aktorską i reżyserską inwencję, ale i dużą sprawność. Najbardziej jednak ważne i ciekawe w tym spektaklu jest uwidocznione nastawienie estetyczne albo raczej antyestetyczne. Konsekwentnie wyrażany sprzeciw wobec konwencji i sztampy, nie tylko "tradycyjnej" czy "popularnej" muzyki, ale i takiegoż aktorstwa i inscenizacji. W zamiłowaniach stylistycznych Grabowskiego, wyraźnie, łączących się z muzycznymi gustami Schaeffera, ujawnia się jakiś, nie w pełni jeszcze określony, zalążkowy raczej manifest jakiejś nowej estetyki (czy też anty estetyki) teatralnej, którą na razie sam, a nie za pomocą innych aktorów, Grabowski potrafi już zasugerować. Jeszcze nie wiadomo co się z tego w przyszłości wykluje, ale teraz można zauważyć, że w jeleniogórskim teatrze coś się dzieje. Że nie tylko dużo różnych rzeczy się tam gra, ale czegoś szuka. Robi się teatr, który może nadać swojej nazwie własne i oryginalne znaczenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji