Artykuły

Kontestator z tyczką

Poznański Don Kichot jest młodym zgoła byczkiem z długim wędziskiem zamiast włóczni, sposobniejszym raczej jako tyczka do grochu lub chmielu niźli jako oręż. Nosi się jednak z godnością hiszpańskiego granda, a kiedy zasiądzie na drewnianym stołku, a widz popuści wodze (fantazji), wówczas łacno stwierdzić może, że to prawdziwy rycerz błędny (a raczej obłędny).

Bo Don Kichot na scenie Teatru Polskiego ma zaiste niekonwencjonalny sposób bycia, zarówno kiedy przegląda się w swojej tarczy, polerowanej przez Sancho Panchę, jak i wtedy, kiedy mizdrzy się niczym struś przed swoją wybranką, dyktując słudze posłanie do nadobnej Dulcynei. Tę ostatnią zresztą złe czary odmienią do tego stopnia, że nawet jej błędny adorator nie może ukryć rozczarowania. Zamroczy go wprawdzie Dulcynea, ale tylko dlatego, że jak wyzna swemu Sancho: "szedł od niej cuch surowego czosnku".

Janusz Stolarski wcielając się bez zarzutu w Don Kichota zapuścił sobie na tę okoliczność bujne pukle, przez co młodym panienkom na widowni jeszcze bardziej wdzięczne oblicze prezentuje. A że głos ma lekką acz przyjemną chrypką zmatowiony, przeto zda się jakby jego Don Kichot był na lekkim rauszu. Co być może fantazję albo zgrywę błędnego rycerza jakoś tłumaczy.

Poznańskie przedstawienie "Don Kichota" sprawia jednak wrażenie, jakby reżyser Jacek Bunsch zdążył je ledwie naszkicować. Co z tego, że interesująco i z pewnym rozmachem, skoro ten szkic sceniczny należałoby dopiero okrasić teatralnym "miechem", tym bardziej, że wielu sekwencjom brak po prostu point. Na przykład przygoda z łodzią kończy się po prostu - z braku innego pomysłu - ... wygaszeniem świateł.

Wtajemniczeni powiadają, że reżyserowi zabrakło po prostu odpowiedniej ilości prób na dużej scenie - co źle świadczyłoby o organizacji pracy w tym teatrze - że zespół wykonawców tułał się po różnych kątach, i że realizator poprzedniej premiery ("Jak wam się podoba" Szekspira) miał możliwość przeprowadzenia na dużej scenie ponad 80 prób, a Jacek Bunsch - tylko kilkunastu.

"Don Kichot" poznański trwa aż ponad trzy godziny. Bez wątpienia o godzinę za długo. Stąd też druga część widowiska ciągnie się, bo brak jej żwawszego tempa. A choć na scenie kłębi się wtedy tłum wykonawców, niewiele się w gruncie rzeczy dzieje. Atutem przedstawienia jest za to jego plastyka. Scenograf i reżyser operują pustą przestrzenią, światłem, sceną obrotową i dwoma konstrukcjami ruchomymi. W głębi na ciemnym-horyzoncie zawisnął wielki jasny, metalowy krąg - skrzyżowanie "Wiatraczka" z księżycem lub słońcem. Także wysoko nad sceną wiruje ogromna konstrukcja. W scenie z wiatrakami kręcą się te dwie "instalacje" niczym koła we młynie, a w dodatku wiruje scena obrotowa "uzbrojona" w pionowe "zęby". Między nimi - jak między trybami - miota się Don Kichot. Ale ta sekwencja, chociaż ładna, nie robi większego wrażenia, więc "walka z wiatrakami" wypada raczej nieprzekonywująco.

Oczywiście, na plus reżysera można zapisać metaforyczny język, jakim stara się opowiadać dzieje swego bohatera. Mam na myśli - na przykład - funkcjonalne użycie rekwizytu: z rozłożonej na scenie drabiny powstaje łódź, drabina pełni także rolę dybów, w których chodzą skazańcy, a trzy stojące drabiny wyobrażają skały. Ale użyciem obrotowej sceny, drabin i wozu nie sposób wypełnić trzygodzinnego widowiska. Tym bardziej, że przecież poznański "Don Kichot" - eksponujący wyłącznie fabułę - powinien być feerią po-mysłów, prawdziwym gejzerem gagów czy kaskadą niewymuszonego śmiechu. Spektakl jest wprawdzie pogodny, a momentami sprawia przyjemność, ale przecież został okropnie "przegadany" i bez kawy nie sposób sprostać wymogom kulturalnego widza.

Czy z "Don Kichota" da się dziś jeszcze wycisnąć jakieś ożywcze soki? Jak się okazuje - tak! Nie tak dawno wystawił go krakowski Stary Teatr. Powstało przedstawienie o marzeniach i o klęsce w starciu ze zdrowym, ale bezdusznym rozsądkiem. Powstało przedstawienie o nietolerancji dla wszelkich odmienności i "nienormalności", i o uszczęśliwianiu "na siłę" nieprzystosowanych. Poznańskie przedstawienie jest natomiast o niczym. Ot, typowy teatr "akcji".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji