Artykuły

Pancerz przeciw nudzie

W HISTORII określenie "sanacja" nie miało dobrej marki, kojarzyło się bowiem z dualizmem politycznym rozdzierającym II RP po śmierci "Dziadka" Piłsudskiego, gdy miejsce geniusza zajęły miernoty. Na co dzień pojęcie sanacji ma jednak zdecydowanie pozytywny wydźwięk. W ogóle zaś aż miło pisać o uzdrowieniu sytuacji zasłużonej i bogatej tradycji sceny, gdzie jak dotąd nuda rzucała się na widownię z otwartym nożem w dłoni.

Inscenizować Cervantesa niełatwo. "Don Kichot" to książka kultowa, tym bardziej że hiszpańska literatura po wydaniu na świat człowieka z Manchy popadła w długotrwały letarg. Tym krytyczniej ocenia się wszelkie "podejścia" do historii sympatycznego wariata i jego głupawego giermka, że wielu ludzi zabrałoby ze sobą "Don Kichota" na bezludną wyspę jako jedną z ulubionych lektur.

Jacek Bunsch i Jadwiga Mydlarska-Kowal to para, o której w Poznaniu mówi się dużo i to dobrze. Całkiem niedawno przypomnieli się tutejszej widowni brawurową a zarazem precyzyjną inscenizacją "Wizyty starszej pani" Durrenmatta. Teraz zaś zaproponowali nam własną wizję "Don Kichota"

Godzi się powiedzieć przede wszystkim o tym, że dysponowali zespołem głodnym sukcesu, zespołem, który bardzo chciał pokazać, że "nie tylko jednym teatrem Poznań stoi". Nadto dysponowali dwoma znakomitymi aktorami charakterystycznymi, wprost wymarzonymi odtwórcami ról błędnego rycerza i jego zabawnego towarzysza: Januszem Stolarskim i Waldemarem Obłozą. Taka mieszanka dobrej woli, umiejętności i talentu mogła przynieść tylko powodzenie. Jest zatem "Don Kichote" Bunscha i Mydlarskiej-Kowal pancerzem przeciw nudzie, bowiem śmiejemy się w czasie przedstawienia często i szczerze. Choćby tak prosty i naturalny zabieg jak awans dwóch siedzisk do roli rycerskiego rumaka i muła. Obaj aktorzy z tak naturalną swobodą przy pomocy sakramentalnego "wie! i prr!", ruchów rąk i nóg, okiełznali te rekwizyty, że zdaje się, iż naprawdę podróżują wskroś Hiszpanii w czasach Cervantesa.

Jadwidze Mydlarskiej-Kowal winniśmy szczególne uznanie za wręcz wirtuozowskie zaprojektowanie scenografii i kostiumów. Bardzo ułatwia to rozgrywanie krótkich epizodów, które żyjąc same dla siebie stwarzają zarazem wrażenie scenicznego ładu i jak słupek rtęci w termometrze wprowadzają widza w stan podwyższonej temperatury.

Można rzecz jasną to i owo sztuce zarzucić. Najwięcej kontrowersji budzi chyba konstrukcja spektaklu. Chwała twórcom za dokonanie wiernej adaptacji, aliści w zamierzeniu Cervantesa "Don Kichote" jest rodzajem moralitetu, w którym wizyta naszych bohaterów na dworze Księcia i poddawanie ich surowym próbom relacjonuje ducha epoki; w której nieśmiertelne dzieło literatury światowej powstało. Zachowywanie w tej partii wierności oryginałowi trąci cokolwiek myszką. Dało się to wyczuć i na widowni, gdzie ten i ów z grona spektatorów w miarę rozwoju drugiej części przedstawienia zasłaniał dyskretnie dłonią usta. Tak tedy dotarliśmy do podniosłej i wzruszającej sceny śmierci głównego bohatera nieco okrężną i wyboistą drogą.

Obłęd ogarnia go w momencie zetknięcia z pancerzem, kopią, Rosynantem Chwała Teatro-wi Polskiemu, iż zdobył się na ten pancerz przeciw nudzie. Na "Don Kichote" będą ludzie przychodzić. To ważne. Nie tylko dla sztuki. Również dla teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji