Artykuły

"Noc listopadowa" bis

Swego rodzaju koło założył repertuar Teatru Narodowego od jego otwarcia po wieloletniej przerwie trzy lata temu. "Nocą listopadową" Stanisława Wyspiańskiego inaugurował bowiem swoją dyrekcję Jerzy Grzegorzewski.

Po trzech sezonach wraca do tego arcydramatu, najbardziej warszawskiej ze sztuk Wyspiańskiego, a zarazem bodaj najgłębiej osadzonej w polskiej tradycji niepodległościowej.

Premiera na Scenie Narodowej 1 listopada ma swoją wagę i wymowę. Po pierwsze, jest głosem teatru w dniu Święta Niepodległości, po drugie, jest mostem łączącym współczesność z tradycją zrywów niepodległościowych, z których wyłoniła się współczesna Polska, po trzecie wreszcie, nawiązuje do rocznicy utworzenia Teatru Narodowego. I choć te okoliczności rocznicowe nie są najważniejsze, to jednak siłą rzeczy wzmacniają znaczenie tej premiery, będącej czymś więcej niż tylko spektaklem "ku pamięci".

To nie jest ten sam spektakl, co przed trzema laty. Nie tylko ze względu na zmiany obsadowe, przede wszystkim ze względu na zmiany scenariuszowe. Grzegorzewski zrezygnował z wielu dopełnień, w jaki wyposażył tamto przedstawienie (m.in. z prologu zaczerpniętego z "Wyzwolenia", z monumentalnej muzyki antraktowej), znacznie skrócił tekst, przyspieszył akcję, a nawet usunął całe sceny ("W mieszkaniu Lelewela"). W porównaniu z pierwszą wersją inscenizacji - ta nowa może nawet sprawiać wrażenie "komiksu", dzieje się w niej wszystko szybciej i w sposób zaledwie sygnalizowany. A jednak, mimo tych zabiegów spektakl zyskał na zwartości, i czytelności.

Myślowa zawartość dramatu śmierci i odrodzenia, w którym Wyspiański scalił mit eleuzyjski z polskimi aspiracjami niepodległościowymi, opowieść o bohaterach powstania z przypowieścią o zmartwychwstaniu i wolności, wizerunek elit politycznych z psychologicznym portretem otoczenia tyrana Konstantego i jego rojeniami - wszystko to w o połowę krótszej inscenizacji ostało się i przemawia do widza.

Duża w tym zasługa sugestywnej scenografii, która - jak i w pierwszej wersji widowiska - doskonale umiejscawia akcję w łazienkowskiej scenerii, a zrazem nadaje jej symboliczny wymiar miejsca uniwersalnego, w którym przecinają się drogi historii i ścieżki mitu. Stąd ingerencja bogów greckich w polskie sprawy staje się czymś najzwyklejszym w świecie; Wprawdzie niekiedy tempo widowiska może sprawić, że widz uroni istotę poetyckiego przesłania, które wypowiada w dramacie Kora (monolog o odrodzeniu), ale na pewno nie przeoczy mocnego finału, w którym Łukasińskiemu (Józef Duriasz), błogosławiącemu proroczo powstańczy czyn, przypadają ostatnie słowa.

Spektakl stoi zespołowością (taić jak i w poprzedniej wersji), współgranie wszystkich elementów widowiska decyduje o jego kształcie - niektóre sekwencje budzą zachwyt swoją monumentalną obrazowością albo ironicznym skrótem, np. scena, gdy grupa Satyrów uczepiona posągu Jana III Sobieskiego przeciąga monument po scenie. Warto jednak podkreślić kilka osiągnięć aktorskich: Mariusza Benoit (wewnętrznie rozchwiany Konstanty), Mai Ostaszewskiej (pełna wahań Joanna Grudzińska), Krzysztofa Kolbergera (niejednoznaczny zdrajca Krasiński), Jana Englerta (kalkulujący Chłopicki), Igora Przegrodzkiego (teatralny mistrz Kudlicz) i Łukasza Lewandowskiego, przewodzącemu grupie Satyrów, nadającej dwuznaczny komentarz do wydarzeń tej pamiętnej Nocy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji