Artykuły

Przesycenie według Witkacego

"Tak zwana ludzkość w obłędzie" według Stanisława Ignacego Witkiewicza, w reżyserii JERZEGO GRZEGORZEWSKIEGO, jest przedstawieniem pięknym plastycznie. Na Dużą Sceną Starego wejść trzeba przez salę im. H. Modrzejewskiej, gdzie Chór Witkacych rozgrywa partyjkę brydża. Na widowni siedzi już JERZY TRELA - w mundurze Pułkownika Abłoputu, JAN NOWICKI z długim warkoczem Tefuana Seraskiera-Banga i kilkoro innych aktorów. Z prawej strony sceny konstrukcja szklano-aluminiowa, przypominająca paryskie Centrum Pompidou, z lewej zaś - staromodne loże-trybunki. To jakby zderzenie dawnego z nowym; sztuki nowoczesnej, wolnej z jakąś nie chcianą, narzuconą dekretami, jedynie słuszną. Postacie z piętnastu sztuk i powieści Witkacego (m. in. "Kurka Wodna", "Matka", "Szewcy", "Oni", "Pożegnanie jesieni") wtapiają się w - pozostającą zwykle w cieniu reflektorów - widownię, aby w tej poszerzonej przestrzeni rozegrać swoje dramaty.

Najnowsza premiera Grzegorzewskiego ma coś z opery, kabaretu, komedii dell'arte. Dużo tu muzyki, melodyjnej, wręcz przebojowej, rozpisanej na chóry, duety i partie solowe. Muzyka w sposób istotny współtworzy klimat i atmosferą widowiska, współkomponuje humor i grozę - nastroje, na których spektakl jest zbudowany. Tak też poprowadzone są wszystkie postacie tej śpiewogry. Groteskowość pozornie bezsensownej błazenady miesza się z tragizmem autentycznych przeżyć Wielkiego Teoretyka Czystej Formy. Ten spektakl to także filozoficzny traktat o walce artysty (człowieka) o zachowanie indywidualności, broniącego się przed obłędem tak zwanej ludzkości. To właśnie lęk wyznacza główny rytm przedstawienia.

Witkacy stworzył niezwykle pojemną formułę teatru. Wystawiając jego dramaty, łatwo można wpaść w pułapkę. Grzegorzewski przesycił swój spektakl obfitością formy. Stworzył szereg scenek, niemal skeczów, które rozgrywane, symultanicznie czasami giną pod własnym natłokiem bogatej, ale nie zawsze czytelnej treści.

Mocną jego stroną jest z pewnością aktorstwo. Byłoby niesprawiedliwością niewymienienie nazwisk wszystkich aktorów. Szczególna brawa dla IZABELI OLSZEWSKIEJ i ELŻBIETY KARKOSZKI, które w rolach Zosi i Amelki (sic!) z "W małym dworku" dały pokaz prawdziwej wirtuozerii. W sposób przezabawny stworzyły osobny, dwuosobowy teatr, objawiając wielką siłę komizmu. Warto, po obejrzeniu spektaklu, rozejrzeć się dookoła i chwilę zastanowić. Okazuje się bowiem że nasza rzeczywistość to nic innego, jak jeden wielki Witkacowski obłęd. Wciąż tkwimy w tyglu, w którym absurd, groteska i bzdura mieszają się z lękiem, niepokojem i tragedią. Bo tak naprawdę to wszyscyśmy jeszcze z Witkacego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji