Artykuły

W 30-lecie "Ślubu"

Doczekaliśmy się, że i w Krakowie odbył się "Ślub" W. Gombrowicza z Melpomeną. A właściwie to 30-lecie "Ślubu", albowiem tyle niemal lat już minęło od napisania tego dramatu i antydramatu. Więc w rok po spektaklu Jarockiego w Warszawie teraz Teatr im. J. Słowackiego wystawił tę sztukę w inscenizacji K. Skuszanki, ze scenografią W. Krakowskiego.

Premiera przypadła 13 grudnia. Nie wiem, czy to szczęśliwa trzynastka, czy nie. W każdym razie teatr był wypełniony po brzegi, publiczność wyraźnie zaintrygowana, mnóstwo młodzieży, aktorzy i studenci i szkoły aktorskiej. Zabrakło krytyków i luminarzy kultury, bo "prasówkę" przewidziano na dzień następny (żeby nie zauroczyć?),

Gdyby "Ślub" zagrano zaraz po wojnie, byłby zapewne objawieniem. Objawieniem, jak lampa Łukasiewicza, którą "pożywili się" późniejsi od niego wynalazcy tej samej lampy. Ani Beckett, ani Ionesco nie byliby pierwsi. Stało się inaczej, Teatr Gombrowicza jest więc dziś spóźniony jako rewelacja igrania z Formami. Zaś igranie teatru z Formami Gombrowicza jest tu przyczynkiem do dawnych wieszczów i anty-wieszczów "wadzenia się z Bogiem", historią, obsesjami narodowymi. I obsesjami autora, "Ślub" to nie bajeczka dla grzecznych dzieci. Co najwyżej dla niegrzecznych dorosłych. Więc obsesje występują w śnie młodego bohatera-żołnierza, który raz wydaje się rezonerem, raz fantastą hamletyzującym - a widzi kraj ojczysty i własną - nie własną rodzinę z oddalenia. Gorzko-farsowego. Czyli w krzywym zwierciadle. I szuka brutalnie lub z ironią "czystości" myśli oraz uczuć, przywrócenia im wartości uświęcających w antykościele. Tzn. w kościele bez Boga, w "kościele człowieka". Czy mu się to udaje?

Część widzów szeptała w kuluarach, że tak. Część nie mówiła nic, bo trudno coś mówić, jeśli się nie zna np. całej literatury Gombrowicza. Inna część niczego nie rozumiała, ale robiła mądre miny. A widowisko było wielowarstwowe i przekorne, parodystyczne i zmuszające do myślenia. Bo skoro "Ślub" okazuje się w końcu... pogrzebem, wypada się nad tym wszystkim solidnie zamyślić.

Kurtyna opadała po ostatniej scenie 13 razy. Tak mi się wydawało, gdyż liczyłem bez komputera. Reżyserkę wywoływano też kilka razy na scenę. Do "ślubnych" kwiatów ktoś dorzucił jeszcze jeden, z balkonu. Symbolicznie, lecz poza inscenizacją.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji