Zmagania z postacią
Wybitny reżyser Krystian Lupa przygotowuje w Teatrze Dramatycznym spektakl "Niedokończony utwór na aktora według "Mewy" Czechowa. Sztuka hiszpańska". Łączy "Mewę" Czechowa i nowy dramat francuskiej autorki Yasminy Rezy - "Sztukę hiszpańską". W sobotę i niedzielę pierwsze pokazy. Krystian Lupa w rozmowie z Dorotą Wyżyńską.
- Dlaczego zdecydował się Pan połączyć "Mewę" Czechowa ze "Sztuką hiszpańską" Yasminy Rezy?
"Mewa" od zawsze wydawała mi się utworem dziwnym, hybrydalnym, niedokończonym. Niezwykle inspirujący jest pierwszy akt - opowieść o teatrze młodego, niespełnionego artysty, a właściwie o katastrofie jego teatru. Ale po przeczytaniu tego pierwszego aktu następował we mnie zawsze pewien opór i niepokój. Marzyłem, żeby pójść dalej. Tymczasem na następnych stronach "Mewy" temat ten się roztapia w opowieści o dalszych losach bohaterów.
Swoistą kontynuację tego motywu odnalazłem w "Sztuce hiszpańskiej". Oba te dramaty zajmują się czymś bardzo istotnym dzisiaj - problemem prawdy w teatrze -jak choć na chwilę zbliżyć się do niej.
- A jak się do niej zbliżyć?
- To bardzo trudne. Coraz częściej mam wrażenie, że teatr, opowiadając pokornie historię (która ma początek, rozwinięcie i zakończenie), idzie na kompromis. Dokonuje pewnego rodzaju manipulacji rzeczywistości. To jest zbyt zgrabne, aby mogło być prawdziwe. W ten sposób oddalamy się od życia. Yasmina Reza w "Sztuce hiszpańskiej" burzy związki przyczynowo-skutkowe i układ chronologiczny. Pokazuje człowieka - aktora, który za chwilę zmieni się w teatralną postać. Poprzez niepełną przemianę aktora w postać odkrywa sprawy, których się zazwyczaj wstydzimy. Reza mówi o człowieku głębiej, pokazując go w procesie aktorskiego zmagania się z postacią.
- Większość aktorów, którzy zagrają w "Mewie", wystąpi też w "Sztuce hiszpańskiej". Czy są bezpośrednie relacje między tymi postaciami?
- Owszem. Ale nie są to relacje proste. Maja Komorowska. która w "Mewie" gra Arkadinę - matkę, która zmaga się ze swoimi uczuciami macierzyńskimi i miłosnymi, w "Sztuce hiszpańskiej" również gra matkę, ale zupełnie inną osobę, choć jej dramat znów rozgrywa się pomiędzy problemami macierzyńskimi i miłosnymi.
W "Mewie" mamy dodatkową postać, którą nazwaliśmy "przybłąkaną". Gra ją Agnieszka Wosińska, która z kolei w sztuce Yasminy Rezy jest jedną z sióstr - Nurią. Nuria wyznaje widzom, że zawsze bardzo pragnęła grać w dramatach Czechowa, ale nigdy w nich nie zagrała. 1 dlatego w naszej "Mewie" jest postacią "przybłąkaną". Pałęta się w tym czechowowskim świecie, o którym zawsze tak marzyła.
- W obu tekstach pada wiele gorzkich słów na temat zawodu aktora. Jak Pan postrzega aktora w dzisiejszych czasach, kiedy na każdym kroku czyhają na niego pokusy, np. udział w serialu telewizyjnym?
- Jestem daleki od wygłaszania opinii, że aktor, który gra w telenoweli, jest niedobry i mnie nie interesuje. To, że gra w serialu, wcale go nie przekreśla. I odwrotnie. Można nigdy nie zagrać w telenoweli i nieustannie uprawiać mało odkrywczą i kaligraficzną sztukę aktorską, której w naszych teatrach nie brakuje.
Aktorstwo dziś bardzo się zmienia. Dawniej związane było z opowiadaniem historii, konwencjonalnym używaniem pewnych sprawdzonych środków. Dziś, kiedy teatr współczesny odchodzi od opowiadania historii do monologu, do zwierzenia, od aktora wymaga się zrzucenia zbroi i penetracji własnych tajemnic.
- Czy Konstanty Trieplew - bohater "Mewy", młody niepokorny artysta, którego nowatorski spektakl budzi zakłopotanie u widzów-jest Panu bliski?
- Bardzo. Okazuje się, że przeżycia twórcy nigdy nie przestają być młodzieńcze. Wciąż czuję się młodym, niedowarzonym reżyserem. Twórcą zmagającym się z przyzwyczajeniami widzów, z zastanymi świętościami, który bywa nierozumiany, obcy.
Rzecz polega na budowaniu pewnego napięcia pomiędzy artystą a widzem. Widz chce coś przeżyć, ale jednocześnie ma w sobie opór wobec tego, co traktuje jako zbyt wielki gwałt na nim. A każda nowa, inna propozycja jest gwałtem na widzu. O mechanizmach i tajnikach tego gwałtu mówi właśnie pierwszy akt "Mewy".