Artykuły

Przeinaczone - wykręcone - zrujnowane...

WITOLD Gombrowicz jest autorem trzech dramatów: "Iwony, księżniczki Burgunda", "Ślubu" i "Operetki",. Wydaje się, że dramaty Gombrowicza wynikają jeden z drugiego, są ciągłym rozwijaniem, przekształcaniem tych samych wątków, wariacjami na jeden temat. Tym tematem - przynajmniej jednym z tematów, najważniejszym - jest ciągłe, mordercze zmaganie człowieka z Formą: stały, obsesyjny niemal, wątek całej twórczości Gombrowicza.

Sztuki teatralne autora "Ferdydurke" mają jeszcze jedną cechę wspólną: jakieś formalne pęknięcie, zachwianie struktury, powodujące, że dramaty te wydają się wręcz źle skonstruowane. Zda się, że pisarzowi nie starcza oddechu na trzeci akt; rzecz charakterystyczna, w każdej ze sztuk Gombrowicza właśnie akt trzeci wyraźnie odróżnia się od dwóch pozostałych, sprawia Wróżenie wręcz "gorzej napisanego". Z problemem tym borykać się musi każdy inscenizator "Ślubu" czy "Operetki".

Dramaty Gombrowicza coraz częściej goszczą na scenach polskich: - przypomnijmy choćby dwie inscenizacje w warszawskim Teatrze Dramatycznym, "Iwonę" i "Ślub" w znakomitej reżyserii Jerzego Jarockiego, czy sensację ostatniego sezonu: łódzką "Operetkę" w błyskotliwej inscenizacji Kazimierza Dejmka. Ostatnio miały miejsce dwie kolejne premiery "Ślubu": we Wrocławiu, gdzie dramat ten wyreżyserował jeden z najciekawszych młodych reżyserów polskich, Jerzy Grzegorzewski, oraz w Krakowie, gdzie w Teatrze Słowackiego wystawiła "Ślub" Krystyna Skuszanka.

"Ślub" jest bodaj najbardziej tajemniczym dramatem Gombrowicza. Nie tylko nie wolny od strukturalnego pęknięcia, o którym była mowa na początku, lecz - przez swoją niejasność, mrok, wysoki stopień komplikacji filozoficznej - domagający się szczególnie precyzyjnego przekładu na język sceny, wyraźnej interpretacji, a nadto dobrego aktorstwa, bez którego nie można wyobrazić sobie "Ślubu", dramatu, gdzie są same niemal wielkie, trudne role.

W Teatrze Słowackiego mamy do czynienia z wyraźną, czystą linią interpretacji dramatu. Jego wymowa zostaje ujednoznaczniona w sposób całkowicie przekonywający: oto przebywających we Francji żołnierzy polskich sen przenosi do kraju - jest to wizja powrotu. W ujęciu Krystyny Skuszanki "Ślub" staje się dramatem powrotu, snem o powrocie, powrocie do świata "przeinaczonego, wykręconego, zrujnowanego, wypaczonego..." - jak pisze Gombrowicz. Najważniejszy staje się problem upadku jakichkolwiek wartości, które przestały istnieć, kiedy świat legł w ruinie. Na tych gruzach Henryk chciałby wznieść swój "ludzki kościół", mający swe charyzmatyczne źródło w człowieku... Ale czy w tym świecie bez wartości, w świecie, gdzie nic już nie jest tym, czym były przedtem, jest to w ogóle możliwe?

Skuszanka kieruje "Ślub" w stronę dramatu samego pisarza: jest taka sugestia w tekście, przecież Henrykowi wydaje się, że trafił do pokoju w Małoszycach (miejscowość rodzinna Gombrowicza), tyle że pokój jest nie do rozpoznania... Świat po kataklizmie, świat w ruinie, co oznacza również ruinę ludzkich wartości i ideałów - oto problematyka krakowskiego "Ślubu".

Napisałem wyżej, że do przeprowadzenia konsekwentnego zamysłu interpretacyjnego w "Ślubie", potrzebne jest dobre aktorstwo. W Teatrze Słowackiego konsekwentny zamysł inscenizacyjny istnieje, ale czy istnieje dobre aktorstwo? Niestety, przy najlepszej woli nie można na to pytanie odpowiedzieć twierdząco. W ogóle poziom aktorstwa w tym teatrze budzi uzasadnioną troskę - w "Ślubie" jest to widoczne szczególnie.

Największy zawód sprawić młodzi aktorzy, którzy mieli okazję zadebiutować w tak trudnych i ważnych rolach, jak Henryk i Władzio w "Ślubie". Niestety, obie role są po prostu nieporadne, a wysiłek, jaki wkłada w rolę Henryka Krzysztof Jędrysek, nie owocuje proporcjonalnym do niego efektem artystycznym. Na wagę i pochwałę zasługuje praca Mikołaja Grabowskiego w roli Ojca. Jest on jednak na scenie osamotniony, a w tej sytuacji nietrudno o ton fałszywy.

Tak więc, była szansa na dobre przedstawienie. A takie - jak wiadomo - bardzo jest potrzebne Teatrowi Słowackiego. Aby tak się stało, konieczna byłaby kolosalna praca nad generalną przebudową aktorstwa w tym teatrze. A to zadanie trudne, zważywszy obecną sytuację. Szkoda jednak, aby ciekawe pomysły - mówiąc po prostu - marnowały się. Jak to ma miejsce w "Ślubie", dramacie, który - mimo swoich słabości i niejasności, a może właśnie dla nich nie przestaje fascynować twórców teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji