Artykuły

W stronę polskiej dramaturgii współczesnej

Istnieją sztuki, w których wszystko jest skłębione, niejasne, tak że zdezorientowany widz nie umie uchwycić w nich jakiejś myśli przewodniej, która mogłaby wzbogacić go o nowe przeżycia, poszerzające pogląd na świat. Nie mają też dziś większego sensu utwory o formie prawie doskonałej, ale w których dopowiedziano wszystko do końca. Warto jednak pamiętać, że mroczność nie zawsze jest śmiercią kształtu i myśli, a zagmatwanie wątku nie musi wiązać się z szalbierstwem.

PRZYPOMINAJĄ o tym interesujące przedstawienia krakowskie: "Ślubu" Witolda Gombrowicza w teatrze im. Słowackiego (reżyseria Krystyny Skuszankli, scenogografia Wojciecha Krasowskiego, ilustracja muzyczna Adama Walacińskiego) i "Barbusa" Sławomira Mrożka na scenie Kameralnej Teatru Starego im. Heleny Modrzejewskiej reżyseria Jerzego Jarockiego, scenografia Ewy Starowiejskiej). W obydwu przypadkach, reżyserzy o tak różnej indywidualności twórczej, dokonali ogromnego trudu, by maksymalnie uczytelnić obydwa otwory nie osłabiając ich wielowątkowości.

"Ślub" został wywiedziony z sytuacji snu, lecz jest to sen, który narodził się z realnej rzeczywistości.

Rzecz dzieje się w starej szopie, blisko frontu, w r. 1940 we Francji. Ginie kolejna rzeczywistość w której uczestniczył bohater sztuki, miody, polski żołnierz, - co językiem teatru wyraża grzechot walących się skrzynek. Jawa i sen przenikają się, wspomnienia są katalizatorem akcji, świadomość Henryka ukształtowana została przez nową sytuację katastrofy. Jego dom staje się karczmą do której wejść mogą wszyscy, opanowaną w dodatku przez rzezimieszków i pijaków. Metafora tamtych lat jest wyraźna. Najbliżsi Henryka żyją tak, jak i on, w podwójnym świecie snu i jawy co potwierdza się jeszcze silniej, gdy uzyskują w drugiej części przedstawienia podwójną osobowość. Są też postacie nie mające bezpośredniego odpowiednika we wspomnieniach bohatera. Występują one wyłącznie w świecie snu; pijacy, dygnitarze dworscy, szpicle i zbiry. Ten świat snu, pozornie tylko kreowany przez bohatera, zawładną obydwoma stronami rzeczywistości. Jego koszmar podkreśla w przedstawieniu krakowskim wyraźnie charakteryzacja i kostiumy.

Przedstawienie "Ślubu" Gombrowicza w Teatrze Słowackiego jest rzeczą o próbie ratowania godności w sytuacjach skrajnych, godności obolałej, dla której dotknięcie "palicem" Pijaka bywa równoznaczne z unicestwieniem. Podchwycili to aktorzy a przede wszystkim Mikołaj Grabowski w roli Ignacego (Ojciec - Król) chroniący się w patos i osłaniający się, żałosną w tej sytuacji, staroświeckością słowa. Henryk - Krzysztofa Jędryska próbuje iść śladami tych, którzy demonstrując siłę, podpalili świat, ale ponosi największą klęskę, bo najskuteczniej traci swoją godność. Kto ją zachowuje w tej sztuce? Tylko Władzio - Wojciecha Pisarka, który dla ocalenia godności swojego przyjaciela popełnia samobójstwo. Śmierć staje się wartością w tym ginącym świecie.

TYTUŁOWY "Garbus" ze sztuki Mrożka jest, mimo pozorów, głównym jej bohaterem. Zagrał go bardzo dyskretnie Józef Onyszkiewicz On jeden jest, on jeden się nie zmienia, spełniając rzetelnie swoje małe zadania.

Pisano o Garbusie, że jest to sztuka o "tożsamości i podwójnej tożsamości". Ale jest to przede wszystkim historia naszej niewiedzy, ułomności naszego poznania i wynikających z niej błędnych ocen sytuacji. Piękny zakątek, oleodrukowy domek, pielęgnowana starannie zieleń - ta cała sielanka staje się pułapką. Pułapką też staje się intryga Barona snuta przez niego dla zabawny. Sztuka jest więc ostrzeżeniem dla dowcipnisiów, bowiem i oni ulegają złudzeniu.

O przedstawieniu można by pisać wiele, ale ograniczyć się muszę do wyrażenia zachwytu nad precyzją, doskonałością formalną i interpretacyjną aktorstwa: Ewy Lassek Baronowa), Jerzego Bińczyckiego (Baron), Wiktora Sądeckiego (Nieznajomy): uznania dla Renaty Kretówny (Onka), Jerzego Świecha (Onek) a także dla Andrzeja Hudziaka, który z umiarem zagrał Studenta. Klarowna, precyzyjna robota reżyserska Jerzego Jarockiego jest nie tylko osiągnięciem formalno-warsztatowym ale i elementem ideologii artystycznej tego twórcy teatru.

A korzyść dla widza? Wychodzimy po przedstawieniu z dobrze utrwalonymi w pamięci epizodami, pamiętamy rozwiązania sytuacji, niuanse aktorstwa, uczymy się teatru i cieszymy teatrem.

PODWÓJNIE nobilitowana komedio-farsa Jarosława Marka Rymkiewicza "Ulani" jest w moim przekonaniu pomyłką repertuarową Teatru im. Słowackiego. Cóż z tego, że sztuka ta została bardzo poważnie potraktowana przez wybitną historyczkę literatury i przez znanego reżysera, Z ogromną satysfakcją czyta się szkic prof. Marii Janion w "Dialogu" jesteśmy pełni uznania dla Jerzego Krasowskiego, który Ułanów reżyserował a także i dla aktorów. Będziemy się upierać jednak, że dowcip tej komedii jest wątpliwy i miejscami trywialny.

Nie przekonuje nas też rzekoma - demonstracja wzniosłości "mitu ginekologicznego" - ani też ubożuchna historiozofia tej sztuki, "która" nadaje się raczej do kabaretu a nie na dużą scenę Teatru Słowackiego. Niestety, braki repertuarowe szczególnie w zakresie satyry i komedii, sprawią zapewne, że "Ułani" zwycięsko pogalopują w Polskę, tratując po drodze nie tylko serduszka kochliwych Zoś, ale i dobry smak widowni. Frekwencja będzie może i większa i w teatrze Słowackiego, szczególnie jeśli przewidujący reżyser potraktuje bardziej "dosłownie" striptis miłej Zosi. Sympatyczną popołudniówka uraczył nas Teatr Stary pokazując "Rozmowy przy rąbaniu lasu" Stanisława Tyma w reżyserii Jerzego Markuszewskiego. Sztuka dość błaha, sympatyczna, bez złośliwości, choć satyrycznie przedstawiająca świat ludzi ciężkiej, fizycznej pracy. Dobrze podkreślono, że dla występujących w tej sztuce drwali mądrość to głównie własne przemyślenia i wnioski z osobiście przeżytych faktów. Żart przestaje być łagodny, w momentach gdy reżyser pokazuje gości z wielkiego świata. Dowcipnie i złośliwie potraktowano tych, którzy wykorzystują swoje kierownicze stanowiska (w tym wypadku na szczeblu gajówki) dla tworzenia nowych hierarchii społecznych. Urok przedstawienia polega przede wszystkim na aktorstwie i wszystkim wykonawcom należą się wyrazy uznania.

Jeśli jesteśmy już w Krakowie to nie podobna ominąć scenografii i przypomnieć trzeba, że przedstawienie "Garbusa" otrzymało ładne opracowanie plastyczne Ewy Starowieyskiej odpowiadające dobrze koncepcji reżyserskiej, a stroje pań (nic w tym dziwnego projektowała je przecież kobieta) odznaczały się wyrafinowaniem pięknem. Scenografia do "Ślubu" nie była największym osiągnięciem wybitnego artysty Wojciecha Krakowskiego, ale te oszczędne, funkcjonalne dekoracje i kostiumy dobrze współgrały z atmosferą, i nastrojem sztuki.

Krakowska sesja wyjazdowa Klubu Krytyki Teatralnej była okazją nie tylko zobaczenia granych aktualnie na scenach krakowskich ciekawszych przedstawień polskich sztuk współczesnych, ale i do rozmowy na tematy repertuaru oraz perspektyw życia teatralnego tego miasta. To już jednak temat nie recenzencki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji