Artykuły

Mowa jest źródłem nieporozumień

"Mały Książę" w reż. Romana Komassy w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Pisze Katarzyna Wysocka w Gazecie Świętojańskiej.

"Mały Książę" Antonie de Saint-Exuperego to klasyka bajki, przypowieści i powiastki prawie filozoficznej. Książka francuskiego lotnika, podróżnika, architekta i konstruktora w jednym mieści w sobie prawdy uniwersalne o świecie i człowieku z przeznaczeniem dla dużych i małych. "Mały Książę" wzrusza i intryguje w myśl prostej zasady - dobrze widzi się tylko sercem. Roman Komassa postanowił zobaczyć wszystko przez pryzmat ruchu i tańca, w minimalnym stopniu serwując słowo i śpiew. Czy eksperymentowanie na tak poetyckim materiale spełniło oczekiwania widzów? Przysłuchując się premierowej publiczności, można było odnieść wrażenie, że głosy są podzielone. Niektórzy chwalili projekcje multimedialne, inni podziwiali kostiumy, komuś spodobał się pomysł współuczestniczenia w niektórych scenach muzyków, inni z zachwytem przyglądali się tancerce Vilde Valldal Johannessen odgrywającej rolę Róży. Powtarzały się jednak głosy o zubożeniu spektaklu o dialog. Przywoływano książkowe fragmenty, które na scenie nie przybrały powagi ponadczasowości. Dzieci zadawały często pytania o sens i cel.

Trudno nie zgodzić się z głosami publiczności. Reżyser wysoko ustawił poprzeczkę percepcyjną, ponieważ zachęcał widza do aktywności - wyobraźnią ( ograniczając długość poszczególnych 27 scen do około 4 minut) budowanej na obrazie, a nie przekazie werbalnym. Oczywiście teatr jako bardzo pojemna ze sztuk, mieści w sobie teatralizację ruchu i tańca do tego stopnia, aby eliminować słowo, jednak w przypadku Antonie de Saint-Exuperego słowo niesie w sobie energię. Nie zawsze jednak trzeba pobudzać widzów w ten sam sposób. Komassa pozwolił sobie na przyjazną edukację muzyczną i choreograficzną, pokazując tym samym zdobyte doświadczenie m.in. w pracy w Operze Bałtyckiej.

Taniec róż należy do jednych z najpiękniejszych i najzabawniejszych scen w przedstawieniu. Spektakularnie ubrane, niczym z kabaretu, prezentują się wyśmienicie pod względem zgrania w tańcu. Sebastian Wisłocki w stroju baletnicy radzi sobie doskonale w komediowej roli, rozśmieszając i podrygując zalotnie. Wraz z Vilde Valldal Johannessen przewodzi ogrodowi róż. Tancerka z Norwegii pokazała najwyższą klasę w tańcu klasycznym, odgrywając uwodzicielską, przekorną i krnąbrną różę z wdziękiem i lekkością, uśmiechając się nieustannie.

Wdzięku i gracji nie zabrakło również bohaterowi głównemu widowiska, Małemu Księciowi z planety B-612, czyli Elizie Kujawskiej (I obsada). Filigranowa aktorka kostiumowo stylizowana, jak większość aktorów, zgodnie z rysunkowym pierwowzorem Exupery'ego, operowała przede wszystkim mimiką twarzy, tanecznie prezentując raczej wariacje na temat niż czytelną kompozycję ruchu. Śmiertelnie kąśliwa Żmija (Ewelina Dańko) przyciągała uwagę miękkością gestu, elastycznością i sposobem hipnotyzowania Małego Księcia. Na uznanie zasługuje taniec głównej postaci z Lisem (Kacper Poślednik) i gumą, "taniec" napełnionych powietrzem kul, udział muzyków w asyście bohaterom i wizualizacje, służące dopowiedzeniu i zaciekawieniu współczesnymi technicznymi rozwiązaniami (satelitarna mapa kuli ziemskiej powiększona do Placu Grunwaldzkiego, przy którym stoi Teatr Muzyczny). Brawo za precyzję scenograficzną ( Izabela Stronias) i muzyczne odsłony Przemysława Treszczotki.

Spektakl zasługuje na uznanie dzięki odważnej propozycji, jaką wysunął Roman Komassa. Trudna sztuka rozumienia ekspresji tanecznej jest do przerobienia, chociaż wymaga cierpliwości i powtarzalności. Być może taka edukacja małych i dużych to właściwa czwarta droga w Teatrze Muzycznym?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji