Głuche uderzenie
"Balladyna" w reż. Bogdana Cioska w Teatrze Groteska w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Gazecie Krakowskiej.
Niezwykła premiera ,Balladyny" w Teatrze Groteska
"Balladyna" w reż. Bogdana Cioska w Teatrze Groteska w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Gazecie Krakowskiej.
Chochlik ze Skierką, uderzając kamieniem o kamień, okrążają teatralny wóz. Pogański, rytualny taniec i głuche dźwięki pozbawionych serca kawałków głazu. Chropowata pewność formy i pierwotna prostota treści, w której nie ma miejsca na niepotrzebne ozdobniki. Gruchot drewnianych kości i bolesny szelest trocin, w które wchodzi morderczy nóż. Poezja ukryta w pustych oczodołach lalek i nieuchwytnych gestach aktorów opowiadających historię zła drzemiącego ludziach. Taka jest właśnie ,Balladyna" Juliusza Słowackiego, w reżyserii Bogdana Cioska, z lalkami Jerzego Kaliny i muzyką Pawła Moszumańskiego. Możemy ją oglądać na scenie kopułowej Teatru Groteska.
Na spowitej w mroku scenie ustawiono kuglarski wóz. To na nim będzie rozgrywać się historia Balladyny, jej siostry Aliny i malin, które stały się zarzewiem sporu i doprowadziły do ohydnej zbrodni. Do zbrodni, do której zdolny jest tylko człowiek o drewnianym sercu.
Bowiem w oryginalnej inscenizacji Bogdana Cioska ludzie to lalki, sterowane ręką duchów, które przybrały człowiecze kształty. Aldona Jankowska to romantyczna, zakochana w pijaku Goplana. Gdy weźmie do ręki Balladynę, poprowadzi ją przez kolejne zbrodnie ku szczytom władzy, której żądza przynależy ludzkiej naturze.
Chochlik (Włodzimierz Jasiński) i Skierka (Franciszek Muła) to starzy wyjadacze ulotnego fachu duszków, doskonale wiedzący jak przypodobać się swojej pani i jak namieszać w drewnianym świecie ludzi. Kiedy jednak stają się pijanym Grabcem czy okrutnym Kostrzynem, nabierają dystansu do swoich postaci i bez zbędnych czułości odwieszają lalki na kółkach, gdy przyjdzie czas zejścia ich ze sceny. Bo Skierka i Chochlik to aktorzy, wędrowni kuglarze wchodzący w swoje role, by raz przerazić zebraną widownię prawdą o człowieku, to znów ją rozbawić, a nawet wymusić na niej oklaski.
Rzadko zdarzają się w naszych teatrach tak czyste, klarowne przedstawienia, poetyckie i poruszające zarazem, w których na dodatek wszystko się zgadza. Logiczny wywód reżysera przełożony zostaje na sceniczny świat ludzi i lalek, budująca napięcie muzyka współbrzmi ze scenografią, prowadząc do finałowego pioruna, którego uderzenie przerwie poplątaną nić życia zbrodniarzy. A w uszach widzów pozostanie głuchy dźwięk uderzanych o siebie kamieni, o którym jeszcze długo po skończeniu spektaklu trudno będzie zapomnieć.