Artykuły

Szkolne zabawy z Mozartem

Premiera "Czarodziejskiego fletu" w Operze Narodowej

Trzeba mieć wiele odwagi, by szósty raz reżyserować po nowemu tę samą operę. Trzeba być straceńcem, by po raz szósty brać się do tak nietuzinkowego i wymykającego się wszelkim ocenom i kanonom dzieła, jakim jest Czarodziejski flet Wolfganga Amadeusza Mozarta. Nic zatem dziwnego, że nawet tak interesującemu inscenizatorowi, jakim jest bez wątpienia Achim Frezer, powinęła się noga.

Artysta, zaproszony do zrealizowania Czarodziejskiego fletu w Warszawie na scenie narodowej, wyszedł od pomysłu niebanalnego, przewrotnego i symbolicznego. Całą akcję baśni, czy raczej przypowieści o księciu Tarninie, który musi przejść próby, by zyskać mądrość i rękę ukochanej, umieścił w szkolnej klasie. Swoim zwyczajem nadał wszystkiemu rys celowej brzydoty - klasa, w której ławki pną się stromo ku górze, gdzie prezydują nauczycielka i dyrektor szkoły, jest bardzo ciemna i ponura. Ściany i schody stanowiące centralną oś dekoracji są pomazane kredą i zasypane śmieciami, które podczas uwertury pracowicie zmiata sprzątaczka. W ławkach zasiadają przez większość spektaklu uczniowie, bohater zbiorowy - chór w wielkich maskach na głowach. Przyznać należy, że to najciekawszy zabieg w tym skądinąd przeładowanym i dość niespójnym spektaklu. Jeśli zgodzić się na pomysł zmiany miejsca akcji na szkołę, to ci czarno-biało ubrani uczniowie stanowią najlepszy zabieg reżysera. Inne są dużo gorsze i jest ich taka ilość, że z trudem można odtworzyć niepełny zapewne ich katalog.

Książę Tarnino jest więc Murzynkiem z wielką głową ozdobioną dredami, ptasznik Papageno stał się u Freyera urwisem i prostakiem rezydującym głównie w wychodku. Ten przybytek opatrzony serduszkiem i napisem "Natura" wywołał zresztą najwięcej kontrowersji i szybko, acz niezasłużenie, stał się symbolem przedstawienia. Reżyser tym wychodkiem strzelił sobie prawdziwego samobójczego gola - zamiast przesłania mówiącego o wspinaniu się po szczeblach kariery, o wpływie społeczeństwa na jednostkę, o uciemiężeniu przez dążących do władzy, większość widzów zapamiętała... kibel. Nie dość, że właśnie tam przesiaduje Papageno i Monostatos, to tam również wesoły ptasznik zabiera ukochaną Papagenę, by później wyprowadzić ją z okazałym brzuchem... O innych trywialnych i niskich lotów aluzjach do ludzkiej fizjologii można pisać długo: puszczanie bąków, sikanie, zdjęcia plemników ukazujące się na ekranie u góry sceny. Rzecz nawet nie w tym, czy kogoś to zniesmacza, oburza czy tylko nudzi, ale w tym, że spoza lepszych i gorszych pomysłów Freyera coraz mniej widać piękne dzieło Mozarta. Dla porządku wymienimy jeszcze kilka pomysłów: próba ognia to Ku-Klux-Klan palący książki, Papageno zamiast grających czarodziejskich dzwonków otrzymuje wirującego bąka, potrawą, jaką obdarowują go trzej chłopcy, jest spaghetti, Królowa Nocy jest nauczycielką (podobnie jak jej Trzy Damy), a Sarastro - dyrektorem szkoły. Postaci te nie są jednak utrzymane w konwencji realistyczno-pacynkowej jak główni bohaterowie. Noszą niesamowite kostiumy i mają pomalowane twarze - są istotami z innej bajki. Nadmiar szczęścia powodują takie pomysły, jak slajdy ilustrujące treść arii lub niosące odległe skojarzenia, np. widok płonących wież WTC, wirująca srebrna kula i wskazówki odpadające z tarczy zegara podczas arii Królowej Nocy.

Aby swoją wizję wepchnąć w dzieło Mozarta, Achim Freyer posunął się jeszcze dalej - pozmieniał libretto. Bohaterowie, gdy nie śpiewają arii, często wypowiadają kwestie zmienione lub dopisane przez reżysera! Napisane, dodajmy, współczesnym językiem i wykorzystujące symbole popkultury: np. Papageno dostaje wodę zamiast tj coli (w oryginale było wino). Czy taki zabieg jest wybaczalny, czy był konieczny? Czy trzeba tanimi j chwytami dośmieszać Mozarta i Schikanedera? Prawdę mówiąc, wiele bym zniosła, ale nie uwspółcześnianie tekstu opery!

Mimo całego tego zgiełku inscenizacyjnego, spektakl nie porywa, a chwilami nawet nudzi. Reżyser chciał (miło z jego strony) oddać głos muzyce, gdy ta brzmi, więc w czasie arii i duetów bohaterowie zastygają w bezruchu, zwykle ustawieni na proscenium lub na schodach. Efekt jest taki, że przez kilka minut mamy przed sobą nieruchome kukiełki, o których na dobrą sprawę, gdyby nie wiedzieć, kto jakim głosem śpiewa, trudno powiedzieć nawet, kto kiedy i do kogo w danym momencie się zwraca. Gigantyczne maski, zakrywające całe głowy śpiewaków, nie pozwalają dostrzec i przekazać jakichkolwiek emocji.

Co zadziwiające, muzycznie premiera stała na nie najgorszym poziomie. Młodzi w większości śpiewacy wybrnęli poprawnie z trudności wokalnych, jakie postawił im kompozytor i utrudnień, jakimi uraczył ich reżyser. Chylę czoło przed śpiewakami, którzy w maskach i obszernych kostiumach biegali po schodach, przewracali się, zjeżdżali na zjeżdżalni i mimo to całkiem nieźle śpiewali. Najgorzej wypadła Królowa Nocy - Anna Kutkowska-Kass, która podczas wieczoru premierowego pierwszą arię położyła, a drugą zaśpiewała z ledwością, tylko koloratury wyśpiewując poprawnie. Najlepszym wykonawcą, osobą, dzięki której ten spektakl w ogóle warto było oglądać i słuchać, był Artur Ruciński, odtwarzający postać Papagena. Śpiewak nie tylko pięknie wykonał swoją partię, grał głosem, to jeszcze - mimo nie zawsze przyjemnych i w dobrym guście zadań aktorskich - potrafił odegrać wszystko z wdziękiem. Nieźle wypadli też Agnieszka Piass (Pamina), Dariusz Pietrzykowski (Tarnino) i Remigiusz Łukomski (Sarastro). Pięknie śpiewał chór. Orkiestra przygotowana przez dyrektora Kazimierza Korda grała przyzwoicie, choć bez specjalnego polotu, a koncepcja dyrygenta zasługiwała jedynie na ocenę "dziwaczna". Różnorodność temp zastosowanych w poszczególnych numerach wydawała się zupełnie przypadkowa albo wynikająca z zasady - zróbmy to inaczej. Jak wiadomo, nie zawsze inaczej oznacza lepiej. I taki właśnie był cały ten Czarodziejski flet.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji