Artykuły

Wielkie śpiewanie nie tylko "Va, pensiero"

No i wreszcie Poznań ma swego "Nabucca". Przede wszystkim dla znakomitego zespołu chóralnego, kolejny raz odbudowanego po różnorakich kryzysach, trzeba było to dzieło tutaj wystawić. I przy okazji przekonać się, że pierwsza, wielka opera Verdiego oparta jest nie tylko na jednym, powszechnie znanym "przeboju". Od momentu podniesienia kurtyny do ostatniego taktu, chór jest nadrzędnym bohaterem dzieła. W sposób najbardziej przejmujący wyraża jego treść i formę. Raduje się i smuci, zapowiada zemstę i wznosi modły do Najwyższego. W tych licznych scenach, chór poznański stał się instrumentem omal doskonałym. Do swych wielu osiągnięć, by przypomnieć tylko "Requiem" i "Moc przeznaczenia" Verdiego, "Joannę d'Arc" Honeggera, "Mojżesza" i "Semiramidę" Rossiniego, dołożył sukces szczególny. Gdy wybrzmiał lament "Va, pensiero", publiczności zerwała się z miejsc i zgotowała 70 śpiewakom owację, jakiej w środku przedstawienia, nie zwykliśmy w tym teatrze przeżywać. Pani dyrektor Jolanta Dota-Komorowska i dyrygent chóru Maciej Wieloch doczekali się najpiękniejszej zapłaty za swą pracę.

Świadkowie sobotniej premiery, trafnie i sprawiedliwie obdzielili brawami także solistów. Romuald Tesarowicz, odtwórca partii Zachariasza, zebrał ich najwięcej. Każdym dźwiękiem swego szlachetnego głosu, swobodą oferowania nim, cudownymi pianami i nieforsowaną ekspresją, przeniósł nas do rzeczywiście wielkiego teatru muzycznego. Postawił tak wysoko poprzeczkę wokalnych i aktorskich wymagań, iż tylko tytułowy bohater (chociaż z pewnymi zastrzeżeniami) - Zbigniew Macias i jego córka Fenena - Jolanta Podlewska, w pełni usatysfakcjonowali widownię. Mam nadzieję, że podobnych kreacji, również w partiach Abigail, (starszej córki Nabucca) i Ismaela (o którego miłość obie rywalizują), doczekamy się w następnych przedstawieniach.

Tak, jak zapowiadaliśmy, reżyser Marek Weiss-Grzesiński, scenograf Marek Dobrzycki i projektant kostiumów Maksymilian Kreutz, stworzyli widowisko monumentalne, które przyciąga uwagę dramaturgią, stopniowaniem napięcia, barwnością, oryginalną grą świateł (dzieło P. Dobrzyckiego i J. Bojara), umiarkowanym przepychem i kontrolą w stosowaniu tzw. efektów dodatkowych, jak np. trzy żywe rumaki...

Ostatecznym zaś sprawcą wydarzenia jest Giuseppe Verdi. Jego partyturę, ze zrozumieniem i szacunkiem, odczytał Jose Maria Florencio Junior. Muzyce, właściwie jednej, nie kończącej się melodii, nadała wyraz nader piękny w brzmieniu orkiestry i jej solistów. Z precyzją i polotem zarazem prowadził cały spektakl, którym - wydaje się - dyr. Sławomir Pietras dobrze przywitał się z poznańskimi melomanami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji