Artykuły

Prawie król, prawie Edyp

Teatr TV. Sofokles: Król Edyp. Przekład - Kazimierz Morawski. Reż. Laco Adamik. Scen. Barbara Kędzierska. Muz. Jerzy Satanowski. Wystąpili: Teresa Budzisz-Krzyżanowska, Jan Frycz, Jan Peszek, Jerzy Trela, Jerzy Nowak, Edward Lubaszenko, Tadeusz Huk. Emisja 19 października, program I TVP.

Być może Król Edyp, którego premiera odbyła się ok. 420 r. p. n. e., jest pierwszą wiecznie współczesną sztuką w historii dramatu. Do chwili obecnej wystawiono ją niezliczoną liczbę razy, napisano o niej miliony słów, w roli Edypa wystąpiło mnóstwo wielkich aktorów. Zmarły niedawno prof. Bohdan Korzeniewski słusznie powiedział, że tragizm Edypa stał się wręcz wzorem tragizmu ludzkiego. Relacje między przypadkiem a przeznaczeniem, wolnością a koniecznością między ludzką winą a Bożą sprawiedliwością między interesem jednostki a interesem społeczności, itd., itp., to pytania wciąż dyskusyjne i dyskutowane.

Telewizyjny spektakl nic nowego do sprawy Edypa nie wniósł, mimo że warstwie inscenizacyjnej trudno coś zarzucić. Scenografia była szlachetnie prosta, trafnie monumentalna, pełna klasycznej urody. Muzyka była nienatrętnie funkcjonalna, a jednocześnie piękna sama w sobie. Cieszę się, że Jerzy Satanowski potrafi czasem zaskakująco nie powielać własnej stylistyki. Realizacja telewizyjna w precyzyjnym komponowaniu prostych, przemyślanych kadrów znakomita. Poza Janem Fryczem grającym Edypa, pozostali protagoniści dramatu co najmniej bez zarzutu. Najciekawszą najtragiczniejszą i najbardziej ludzką postać stworzyła Teresa Budzisz-Krzyżanowska.

Niestety, bez jakiegoś w miarę konkretnego rodzaju Edypa, Edypa nie ma. Jan Frycz jest mało wiarygodny. Jako aktor (nie jako postać) jest nazbyt spięty wewnętrznie, czym przypomina niektóre mniej udane kreacje Daniela Olbrychskiego, sprzed wielu lat. Edyp Frycza już od pierwszych scen swoją skłonnością do infantylnej co nieco bufonady i porywczości powoduje, że jego tragiczny los nie ma prawa widza zaskoczyć. W ten sposób Jan Frycz jakby z góry odciął Edypa od naszego współczucia. Brak głęboko intelektualnej i spójnej koncepcji na tę rolę, a może, co z tym związane, niefortunny wybór, dobrego skądinąd aktora, to ewidentna wina reżysera. Z powyższych powodów tragizm głównego bohatera oddalił się od nas. Kiedy w pewnym momencie chór mówi o Edypie, rozsądny itd. wydaje się, że kolory żuje.

W spektaklu wykorzystano jeden z wielu przekładów Sofoklesa. Archaiczność zbyt często sztucznie przedstawianej składni, miejscami nadawała spektaklowi walor męcząco muzealny i gmatwała myśli. Ale, co robię, skoro klasycy greccy nie spotkali się jeszcze w Polsce ze swoim Barańczakiem.

Najpiękniejszym dla mnie fragmentem spektaklu jest scena, kiedy oślepłego, ruszającego w świat Edypa odprowadza za rękę jedna z dwóch małych córek - z pewnością Antygona.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji