Artykuły

Wojna salonowa pod flagą biało czerwoną

"Zawisza Czarny" w reż. Adama Orzechowskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Anna Jazgarska w Teatrze.

Uroczystą inaugurację Czarnej Sali im. Stanisława Hebanowskiego w Wybrzeżu uświetniło - w rytmie głośnej muzyki i w deszczu konfetti - zrzucenie z piedestału dwóch ważnych dla polskiej kultury i historii bohaterów: Zawiszy Czarnego, symbolu naszego spektakularnego zwycięstwa w bitwie pod Grunwaldem, oraz Juliusza Słowackiego. Zrzucenie owo miało miejsce podczas półtoragodzinnego spektaklu w reżyserii Adama Orzechowskiego, który postanowił zainscenizować dramat Juliusza Słowackiego Zawisza Czarny - nic grany na polskich scenach od ponad trzydziestu lat.

Orzechowskiego nie przestraszył gąszcz niejasności, sprzeczności, podejmowanych i porzucanych wątków, z których składa się w istocie zdefektowane dzieło Słowackiego. Dramat niejasny, niezrozumiały, niedokończony. Dzieło, które z powodu rozmaitych trudności funkcjonuje dziś w dwóch wersjach redakcyjnych - obie zawierają różne opracowania tych samych często scen, których związek i stosunek ciężko jest rozstrzygnąć. Reżysera nie przestraszyła też przesiąknięta gorzką ironią historia człowieka porzucającego szczęście w imię misji, nękanego przez demony, trawionego przez chorobę, skażonego krwią i szaleństwem wojny. "Chorego straszydła", dla którego za późno już na miłość.

Przestrzeń Czarnej Sali - ciasna, ciemna i surowa - oraz scenografia autorstwa Magdaleny Gajewskiej - biało-czerwone wieńce, rycerski miecz wbity we fragment muru berlińskiego - obiecują: oto będziemy świadkami dramatu egzystencji, a przy okazji ktoś tu się rozprawi z naszą wiecznie podpitą i przaśną sarmacką duszą! Niestety, czerń sali rozjaśnia dyskotekowo pulsujące, kolorowe światło, miecz z symbolu staje się podpórką, a mur zostaje obalony po to, aby stać się ringiem dla walczących: superbohatera i polskiej Bridget Jones. Bowiem, wbrew obietnicom reżysera, to nie walka z narodowymi mitami i symbolami jest treścią spektaklu, lecz walka "salonowa" - prężenie mięśni i trzepotanie rzęsami.

Z dzieła Słowackiego dramaturg Jakub Roszkowski wydobył jedynie wątek miłosno-erotycznej rozgrywki pomiędzy tytułowym bohaterem a Laurą z Sanoka. Spektakl rozpoczyna publicystyczna w tonie dyskusja, po której następują narodziny Zawiszy Czarnego. Nie ma on jednakże nic wspólnego z bohaterem Słowackiego, który "oczy ma pełne ognia - a hełm pełen hałasu". Rycerz ów, przez "Boga owinięty straszną ciemnością", zabija podczas sławetnej bitwy grunwaldzkiej chorążego Krzyżaków, depcze "krzyż czerwony" i wpada w odmęty obłąkańczego śmiechu. W dramacie Słowackiego opis tej bitwy - straszliwej, ciemnej, "błotem skrwawionym zamazanej" - przeraża; Juliusz Kleiner napisał kiedyś, że poeta dał w nim "fenomenalny wyraz ruchu bitwy i dreszczów wizji". Tymczasem

w interpretacji Orzechowskiego bitwa pod Grunwaldem zyskuje wymiar pijacko-kabaretowej farsy, kiczowatej i skąpanej w deszczu karnawałowego konfetti. Reżyser pragnął zapewne obedrzeć dramat z jego romantycznej "wzniosłości", tyle tylko, że nie docenił głęboko ironicznej wyobraźni poety. W konsekwencji, o ile w dramacie Słowackiego groteskowa jatka, wir czerwono-czarnego matecznika wyrzuca na brzeg zdeptanego, trawionego chorobą antybohatera, o tyle u Orzechowskiego tandetny kabaret wypluwa zapijaczonego osiłka. Intencją reżysera było wyraźne zaakcentowanie przypadkowości polskiego bohaterstwa, naszego uwielbienia do wyławiania kolejnych pomazańców. Orzechowski założył chyba, że w skażonym "romantycznością" dziele Słowackiego owej przypadkowości brak, stąd usilne staranie, aby w jego Zawiszy Czarnym była ona tak widoczna. Jednak przypadkowość ta przełożona została na język spektaklu w taki sposób, iż w efekcie w chwili "narodzin" Zawiszy Czarnego grający go Robert Ninkiewicz zachowuje się i wygląda, jakby właśnie wygrał telewizyjny konkurs esemesowy.

Gdy bohater jest już "gotowy", zostaje wysłany do zamku starosty Sanockiego, którego córka Laura ma być lekarstwem dla chorej duszy rycerza. Polecenie, które w tekście dramatu Sanocki wydaje córce - "Patrz się [...] / Na niego z wielką uwagą, / Weź go na błękit zrennicy / połknij, i wrzuć do serca, / schowaj..." - potraktował reżyser bardzo dosłownie. W dziele Słowackiego Laura jest postacią, która doskonale wpisuje się w szereg intrygujących, niejednoznacznych bohaterek kobiecych, które charakterystyczne są dla twórczości poety: aniołów, które gryzą i kłują równie często, jak głaszczą i tulą do snu. W spektaklu Orzechowskiego Laura (Małgorzata Oracz) kokietuje, uwodzi i wzdycha, by za chwilę znów uwodzić i kokietować. Nie można aktorce odmówić braku energii i erotyzmu, którym jej bohaterka wręcz ocieka, głównym jednak zarzutem jest tu zredukowanie postaci do roli salonowej uwodzicielki. Zawisza jest dla niej jedynie przedmiotem pożądania, nie pierwszym zresztą i nie ostatnim. Kiedy odchodzi, Laura obowiązkowo cierpi, by za chwilę obetrzeć łzę, poprawić sukienkę i zacząć rozglądać się za kolejnym ukochanym. Ubierając aktorkę w biało-czerwony strój, reżyser chciał zapewne uczynić ją symbolem współczesnej polskiej kobiecości. Tyle tylko, że grana przez Oracz Laura to kobieta rodem z komedii romantycznych i łzawych seriali, tworów niejako "uniwersalnych", przynależnych kulturze globalnej, nie zaś narodowej. W jaki zatem sposób ma ona przyczynić się do obnażenia naszych narodowych mitów?

Niestety, w interpretacji Orzechowskiego nie tylko Laura staje się postacią boleśnie wręcz jednowymiarową. Podobnie stało się z intrygująco niejednoznacznymi w oryginale towarzyszami czarnego rycerza - Głupcem (Zbigniew Olszewski) i Mandułą (Dorota Androsz). Przez większą część spektaklu pełnią oni funkcję czysto instrumentalną. Zawisza to nasz współczesny (kolejny, przypadkowy i chwilowy) superbohater, jego towarzysze muszą zatem - w przekonaniu reżysera - reprezentować tłuszczę, która owego szczęśliwca wybrała. W konsekwencji ich rola ogranicza się do bycia niemymi figurami, znakami naszego patriotyzmu: prymitywnego, zaściankowego i agresywnego. Pomyśleć, że w dramacie Słowackiego z ust Głupca (grzebiącego odcięte głowy) słyszymy groteskową "piosenkę", w kontekście której postać ta jawi się jako drapieżny kapłan-poeta, "językowy tanemistrz", wcielenie zwierzęcej, krwiożerczej strony romantycznej poezji! Także postać Manduły, zamaskowanej kobiety-pazia, którą można interpretować w porządku sobowtórowym - jako alter ego męskiego rycerza - w dziele Orzechowskiego staje się jedynie milczącym towarzyszem, po to, by w finale zaskoczyć nagłym ujawnieniem się i przemianowaniem na "turecką kurwę". Szkoda grającej Mandułę Doroty Androsz, której androginiczna fizyczność skontrastowana z męskością Ninkiewicza idealnie wręcz nadawała się do odmalowania wielowymiarowości związku Pana i Sługi.

Dzięki Adamowi Orzechowskiemu "Zawisza Czarny" Juliusza Słowackiego powrócił na rodzime sceny. Czy jest to powrót udany? Z jednej strony można odnieść wrażenie, że reżyserowi - mającemu przed sobą materiał trudny i niejasny, ironiczny i groteskowy - zabrakło wiary w intelekt i wyobraźnię zarówno widza, jak i samego poety. Orzechowski nie pozwolił, by sam romantyczny dramat stał się narzędziem do przeprowadzenia wiwisekcji polskiej duszy. Zbytnio zawierzył popkulturze, jej demaskującym i demityzującym możliwościom. Z drugiej jednak strony "salonowy" Zawisza Czarny, jego towarzysze, jego kochanka, jego tandetny, byle jaki świat to przecież lustro, w którym odbija się nasza - polska i współczesna - rzeczywistość. Obraz, który oburza, drażni i zawstydza swą płytkością, miałkością, bylejakością. I przeraża swą niezmiennością. O ile interpretacja dramatu Słowackiego, którą zaprezentował Adam Orzechowski, może budzić wątpliwości, rozczarowywać jednowymiarowością, o tyle sama diagnoza świata, którą otrzymujemy w finale sztuki, jest przeraźliwie prawdziwa. W naszym świecie Zawisza nie jest czarny, nie jest nawet biało-czerwony. Jest błyszczący i tani. Jak konfetti, w którym skąpany jest spektakl Orzechowskiego.

Anna Jazgarska - absolwentka polonistyki, doktorantka w Zakładzie Antropologii Literatury i Krytyki Artystycznej Uniwersytetu Gdańskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji