Artykuły

Samotność eksponatów

Przedstawienie pozostałoby pewnie ledwie obyczajową historią, gdyby nie poruszająca oprawa plastyczna.

O czym rozmawia się w parnej atmosferze Wiednia, pełnego arystokratycznych pretensji, w jesiennym ogrodzie, w którym spotyka się pokolenie rodziców - im-produktywnych artystów, i dzieci - ze złamaną przyszłością? O śmierci. Jak? Ze świadomością przemijania, ale bagatelizując ją. W odejściach najbliższych dostrzegając tylko naturalną kolej rzeczy.

Cynizm i melodramat

Akcja "Samotnej drogi" Arthura Schnitzlera, wyreżyserowanej przez Bogdana Hussakowskiego, upływa nie tylko na melancholijnej konwersacji. Spod kwestii powtarzających banalne prawdy, pozorujących stoickie usposobienie, przebija jad. Często tylko my, widzowie, umiemy go odnaleźć. Dramaturg obdarzył nas wiedzą znacznie większą niż postaci.

Szybko dowiadujemy się, że ojciec rodziny Wegrat (Piotr Krukowski), artysta-wyrobnik, który pracą usiłuje zastąpić rozmowę z ludźmi, nie jest ojcem swojego syna. Do prawdy doprowadzą Feliksa (Kamil Maćkowiak) dopiero ostatnie słowa umierającej matki (Kamila Sammler), każące obejrzeć jej młodzieńczy portret, pędzla Juliana Fichtnera. Zachwycony jej urodą nie podołał odpowiedzialności: spłodziwszy syna - uciekł do innej. Do aktorki Ireny Herms (Dorota Kiełkowicz), której odmówił prawa do macierzyństwa. Rozpoznawaniu sytuacji przyglądają się, niejako z zewnątrz, śmiertelnie chory grafomański pisarz Stefan von Sala, oraz doktor Reumann (Mariusz Siudziński), zakochany w zmarłej pani Wegrat.

Niestety, reżyser nie pomógł jednoznacznemu tekstowi: poczynania postaci niebezpiecznie zmieniają się w melodramatyczną szamotaninę. Spazmatyczny płacz Juliana (Dariusz Siatkowski), który traci dopiero co odzyskanego syna - Feliks zdecydował się uczestniczyć w awanturniczo-archeologicznej eskapadzie von Sali - jest niesmaczny. Atmosferę niedopowiedzeń buduje właściwie tylko dwoje aktorów. Cynizmem - Mariusz Jakus jako skwaśniały inicjator wyprawy. Teatralizowaną "rozkoszą" - Dorota Kiełkowicz jako Irena, starzejąca się gwiazdka, która pierwsze zmarszczki maskuje gestykulacją i wdzięcznymi modulacjami głosu.

Scenografia i śmierć

Przedstawienie pozostałoby pewnie ledwie obyczajową historią, gdyby nie jego oprawa plastyczna. Scenografię Waldemara Zawodzińskiego stanowią ruchome ściany, obramowane stolarką, która jednocześnie przypomina złotawe ramy obrazów i stanowi framugi centralnie umieszczanych drzwi. W każdej z takich ram płaszczyznę ściany-płótna zastąpiono półprzezroczystą taflą pleksi.

Obserwujemy samotność bohaterów Schnitzlera, zamkniętych w szklanych akwariach. Postaci schodzą na scenę z muzealnych gablot, które - przesuwane - znajdują się coraz bliżej widowni. Również coraz bliżej współczesnych czasów, wraz z rozwojem akcji, sytuują się kostiumy projektu Wandy Kowalskiej. Feliks przyjeżdżając na przepustkę do domu nosi mundur CK. porucznika; "kilka dni później" jest już ubrany w kurtkę-wiatrówkę zapinaną na suwak.

Sztukę kończy samobójstwo Joanny (świetna Małgorzata Buczkowska, występująca gościnnie). Córka rektora Wegrata, zbuntowana kochanka śmierci, nie poprzestaje na słownym oswajaniu przeznaczenia - topi się w stawie von Sali. W tym ostatnim momencie przedstawienia scenografia niemal napiera na widownię, zamykając pole widzenia. Nie tylko z powodu osaczenia, ale także przez mgliste tafle pleksi, zakrywające obraz jak woal śmierci, o którym mówi Joanna. My także zostaniemy nim przykryci. Gabloty, które przyjmą nas jako kolejne eksponaty z przeszłości, już są przygotowane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji