Artykuły

Hit i Kit

"Letnicy" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze Powszechnym w Warszawie i "Ryszard II" w reż. Andrzeja Seweryna w Teatrze Narodowym. Pisze Monika Powalisz w Wysokich Obcasach - dodatku do Gazety Wyborczej.

Monika Powalisz, dramaturg związana z grupą G8, reżyser, poleca sztukę "Letnicy" Maksyma Gorkiego, w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego, a odradza "Ryszarda II" William'a Shakespeare'a wyreżyserowanego przez Andrzeja Seweryna.

Hit

Pomysł, żeby posłużyć się "Letnikami" [na zdjęciu] do przedstawienia problemów współczesnych trzydziestolatków, był ryzykowny. Odświeżanie klasyki to sztuka sama w sobie - łatwo w niej pogrzebać intencje autora, łatwo przesadzić z nasyceniem teraźniejszością, łatwo stracić z oczu dramat postaci. Może dlatego "Letnicy" sprawili mi tym większą przyjemność. Zobaczyłam na scenie ludzi z mojego pokolenia - wypalonych, zawiedzionych, nieszczęśliwych, niepoukładanych, spragnionych miłości i znużonych iluzorycznością swojej egzystencji. Śmiesznych i tragicznych zarazem. Pokrywających swoje dramaty ironią, cynizmem, błazenadą. I przy tym wszystkim do bólu świadomych! Ale największą przyjemność sprawiła mi doskonale dobrana i świetnie poprowadzona obsada (od Szymona Bobrowskiego, przez Katarzynę Herman, Paulinę Holtz, Edytę Olszówkę, Elizę Borowską, Marię Robaszkiewicz, po Cezarego Żaka, Rafała Królikowskiego, Michała Sitarskiego i Adama Woronowicza). Nie ma w "Letnikach" szarżowania, gwiazdorskich popisów, puszczonych ról. Są kreacje. I to prawdziwe. Może tylko piosenka Stinga w finale zabrzmiała zbyt banalnie? Ale może tak właśnie miało być...

Maksym Gorki "Letnicy", reż. Grzegorz Wiśniewski, Teatr Powszechny w Warszawie.

***

Kit

Zachęciły mnie tłumy widzów walące do Narodowego. Postanowiłam zignorować złe opinie o spektaklu. Niestety, od pierwszych minut miałam wrażenie, że cały wysiłek inscenizacyjny został podjęty tylko po to, żeby wypowiedzieć tekst dramatu w nowym przekładzie (nowy nie oznacza tu współczesny). Reszta była koszmarem: zaczynając od kiczowatego monumentalizmu scenograficznego, poprzez sztampowe pomysły na zmiany dekoracji (blackouty, a na nich muzyka), reżyserię scen zbiorowych (statyczną), po fatalną grę aktorów i upiorne światło. Największym rozczarowaniem była jednak postać samego Ryszarda. Michał Żebrowski wypowiadał, a raczej wykrzykiwał tekst bez wdzięku, dystansu i cienia prawdy kreowanej postaci. Jedynie Ignacy Gogolewski (Jan z Gandawy) i Mariusz Bonaszewski (Tomasz Mowbray) próbowali walczyć. A niektóre sceny, jak ta, w której na szczycie schodów siedzi Ryszard w otoczeniu swojej wyuzdanej świty (na każdym schodku rozłożony półnagi chłopiec), były po prostu śmieszne. Wyszłam w przerwie. Dobił mnie obraz aktora z przyklejoną do czoła sztuczną raną i z krwawym kikutem (też sztucznym). Brrr! Ci, co zostali, zrobili to zapewne po to, by napatrzeć się do woli na Najpiękniejszego...

William Shakespeare "Ryszard II", reż. Andrzej Seweryn, Teatr Narodowy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji