"Gałązka rozmarynu"
Widowisko w 5-ciu obrazach Z. Nowakowskiego - Reżyseria A. Piekarskiego - Dekoracje W. Małkowskiego
Głośne to "widowisko" go, pomyślane jako modny faktomontaż, jest właściwie komedią o farsowym zacięciu, przeplecioną scenami melodramatycznymi i - dramatycznymi, owianą miłym sentymentem.
Autor "Geografii serdecznej", pisarz i aktor, znający wszelkie arkana świata kulis stworzył pokazną galerię typów komicznych, dał krótki charakterystyczny wycinek z życia żołnierskiego, przedstawił dzieje miłości dwojga serc kochającyh i w rezultacie zabawił i wzruszył nas zarazem miłą, łatwą, popularną, miejscami trochę trywialną sztuką.
Widownia raz zaśmiewała się do łez raz z uwagą śledziła bieg akcji o dużym napięciu dramatycznym (sceny w okopach) to znów dawała się ponosić na fali głębokiego sentymentu.
Sztukę zmontowano z dużym nakładem sił i kosztów. Dość powiedzieć, że na scenie znaleźli się wszyscy członkowie zespołu aktorskiego i tłumy statystów, a nawet trzeba było dopożyczyć sobie dwu artystów w osobach pp. Milskiego i Klejera. Piekarski inteligentnie wyreżyserował widowisko, idąc po linii inscenizacji warszawskiej, a p. Małkowski dał pomysłowe dekoracje, zwłaszcza w odsłonie trzeciej w której zaimponował nam efektownie skonstruowany wiatrak.
Gra poszczególnych wykonawców na ogół aa poziomie. Były wprawdzie niedociągnięcia premierowe, było trochę szarży (Milski, Rokossowski), ale w całości rzecz wypadła dobrze.
Zasłużone laury zbierali pp.: Piekarski w kapitalnej roli Betona, Surzyński jako komendant Wilk, Milski jako fryzjer Brzytwa, Kleja w roli kapucyna, no i Małkowski, który stworzył niezapomnianą, pełną ekspresji kreację feldmarszałka. Pp. Cybulski i Ilcewicz, jak zwykle w swoim żywiole. Kilka szczęśliwych momentów miał również p. Zwoliński.
W rolach kobiecych wyróżniły się pp. Bracka (komiczna ciotka ze Stanisławowa) i Ściborowa, która wykazała wysoką klasę gry jako przemiła, urocza i zakochana Sława.
Sceny zbiorowe wypadły na ogół udatnie.
Całość była interesująca, tylko sęk w tym, że widowisko skończyło się po północy! A to jednak trochę za długo.