Artykuły

"Spadkobierca".

Adam Grzymała-Siedlecki drugi raz przerabia swą powieść "Samosęki" na scenę. Już pierwsza koncepcja, która mimo dużych zastrzeżeń krytyków obiegła wszystkie sceny polskie, stwierdzała, że jest najlepszym utworem scenicznym naszego autora; dzisiaj po nowych poprawkach interesuje swą żywością akcji i doskonałym postawieniem figur scenicznych.

Sam problem główny, którym jest reforma rolna, nie stracił nic na aktualności, a może jeszcze nabrał mocniejszych znamion, bo ocena jego ma już swoją historię i literaturę. Siedlecki właściwie nie chce (słusznie) rozstrzygać w swej lekkiej komedii wartości ekonomiczno-społecznych zagadnienia, a patrzy tylko na ludzkie charaktery i ich wady w zetknięciu się z tą zawiłością, która stanowi wieczny konflikt, dworu z chatą. I w tej walce widzimy jedno, że i dwór i chata polska jest jednaka, jeżeli mowa o ziemi, trzyma się jej pazurami i nie przebiera w środkach, by tylko nie stracić z niej kawałka lub ten kawałek swej rodzinie przysporzyć. I z tego to wiecznego zacietrzewienia dwóch stron korzysta jak to zwykle bywa zgraja geszefciarzy, mniejsza o to, jak się zowią czy Kurzyce czy Wydry czy Kramery.

Obok tego społecznego zawikłania grupuje się i inne. Każdemu należy się choć chwilka szczęścia ludzkiego: marzy o nim w Ameryce spracowany Obieżyński. Ciekawe jest takie podpatrzenie: lekki uśmiech z romantyzmu naszych komiediowych bohaterów, czy objawi się on w tęsknym wspomnieniu światowego włóczęgi ze starym kieratem czy w marzeniach Siekierki o przebudowie świata, właśnie na modłę bardzo pozytywną. Niektóre z tych figur, to ludzie mocni jak dęby, uparci i słabi, a inni zda się słabi (p. Katarzyna), a jednak z energią dobijający do końca swych celów. Wszystkie te typy i typki kręcą się żywo, każdy z nich ma dobrze skonstruowaną scenę i wie, że tam zatriumfuje.

Wznowienie "Spadkobiercy" jest dobrym pociągnięciem repertuarowym, dawno już nie widzieliśmy utworu Siedleckiego na scenie, a te wszystkie jaśniejsze i nowsze są o wiele słabsze niż wypróbowany "Spadkobierca".

Aktorzy lubią grać Siedleckiego; autor o każdym z nich pomyśli i da im coś dla wygrania.

Nic więc dziwnego, że i na naszej scenie panuje werwa i humor, a p. Małkowska, reżyserska babcia może czuć się zadowolona. Na czoło zespołu wybija się tym razem p. Surzyński, pełen siły, rozmachu i głębi psychologicznej. Widocznie artyście potrzeba było odświeżenia formy wypowiedzenia się, zarzucił mdłych amantów, a już drugi raz pięknie nam się przedstawia w roli charakterystycznej. P. Wieczorkowska, pełna wdzięku i żywiołu, umie przechodzić ciekawie po miejscach lirycznych, ot tak potrąca tylko o uczucie, a jednak daje wiele prawdy i głębi. P. Piekarski świetnie zarysował Ćwierciaka; wierzyło się w jego walkę o ziemię bez żadnych zastrzeżeń.

Po dłuższej przerwie znalazła znów doskonałe pole do popisu dla swego niezawodnie miłego talentu p. Szyszko-Bohusz w roli Wihty. P. Bracka nie ma konkurentki w rolach takich jak Bitkowska, podobnie jak p. Ilcewicz w rolach szlagierów, swoją drogą postać świetnie zrobiona przez autora, groteska na wzór Moliera. P. Suchcicki w miarę ożywiony, tylko ten wygląd podtatusiały utrudnia mu sytuację: p. Józef Siekierka starszy powiedziałbym na pewno: "brzuszek, panie dzieju, brzuszek". Nie wiem, czy potrzebna taka karykatura p. Kuryłły w roli Szymka Węża? Przecież to delegat wsi a rzecz ważna, bo o "grunt" i "morgi". Miły p. Radwan-Łodziński. Wnętrze bardzo gustowne, staranne p. Małkowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji