Artykuły

"Gdzie diabeł nie może".

Komedia w 3 aktach R. Niewiarowicza.

Już na wstępie zaznaczam, że dawno nie ubawiłem się tak dobrze w teatrze, jak w sobotę na sztuce Niewiarowicza. Dlatego też z całą odpowiedzialnością zachęcam wszystkich do pójścia do teatru. Przede wszystkim komedia teatralnie zrobiona znakomicie; nic dziwnego - pisał ją aktor, i reżyser, a także dziecko teatru, syn jednej z najlepszych naszych aktorek. A potem jest to utwór czysty, bez dwuznaczników, ale bardzo dowcipny; utrzymuje zaciekawienie od pierwszego momentu do ostatniego, może z pewnym osłabieniem napięcia w akcie drugim, który nieco pogłębia charaktery i czyni to wśród słabnącego tempa.

Budziły się pewne wprawdzie reminiscencje z różnych już znanych tego rodzaju utworów, ale te reminiscencje raczej ułatwiają tok akcji, nie szkodzą natomiast tempu i humorowi. Stwierdzam z prawdziwą przyjemnością, że w naszym repertuarze nowym można znaleźć utwory dobre, - tylko trzeba, szukać.

O cóż w tym rodzaju drobiazgu chodzi?

Mamy znów rezolutną dziewczynę, która zdała maturę, jest bez chleba, pójdzie chociaż za służąca, a nie jej już jest winą, że idąc za ogłoszeniem trafi na takiego samego biedaka doktora jak ona. Ale od czegóż inicjatywa, spryt? Pomoże swemu doktorkowi, wyciągnie jego sytuację z impasu, zrobi jego dyrektorom sanatorium, nie przemieni tylko jego charakteru inteligenta, który myśli, że tylko drogą spokojna, normalną, potrafi dorobić się chleba. Nic dziwnego, że ci dwoje przylgną do siebie, - czynią to wśród dużego szumu i hałasu, aż wylecą z Krynicy i osiądą na stałe w Warszawie.

Pomagają tym młodym dwaj poczciwcy Karpik, galanternik z Piotrkowa i Józef, woźny. Ten Karpik poświęci nawet swoją miłość, byle skojarzyć ten ogień i wodę. Jest tu może także pewien pierwiastek wychowawczy: młodzieży, nie narzekaj, wykaż inicjatywę, a pójdzie na pewno dobrze w życiu.

Sztukę grano w doskonałej reżyserii p. Ścibora, który pamiętał o tempie zwłaszcza w akcie pierwszym i trzecim. Pan Małkowski pomógł mu ładnie wnętrzami, z których zwłaszcza akt drugi przedstawiał się bardzo udatnie. Sztukę prowadzi właściwie parka, często skakająca sobie do oczu; grali tę parkę p. Ściborowie, oboje naprawdę żywo, cięcie i z humorem. Ubrani pięknie i elegancko, prowadzili dialog bez żadnego zarzutu, a p. Ściborową nie posądzałem o tyle ostrych pazurków; wychodziły bardzo trafnie i zręcznie ku strapieniu dra Barka, a ku uciesze publiczności. P. Ścibor udawał chytrze fujarę, a z oczu sypały mu się iskierki zaskoczenia i igraszki. Winszuję szczerze małżonkom sukcesu.

Znakomitym wprost Fortunatem Karpikiem był p. Ilcewicz. Rola jak dla niego stworzona, ale i p. Adam Rokossowski, chociaż nie umiał jeszcze wyciągnąć wszystkich walorów roli Józefa, spisywał się dobrze i bawił.

Oklaski za charakterystykę na dyrektorową Bracką otrzymała przy otwartej scenie p. Łukowska; ma przed sobą duże pole do rozwoju talentu charakterystycznego; to nie ulega wątpliwości, - okazała to Kundzia z ostatniego przedstawienia.

Dobry, miły, prawdziwie wesoły wieczór, a nade wszystko bez uciekania się do tandety obcej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji