"ZEMSTA"
komedia w 4 aktach Al. Fredry.
Zanim omówię samo przedstawienie, chciałbym zwrócić uwagę na pewne nieporozumienie i sprzeczności w tytule na afiszach i komunikatach teatralnych, zamieszczonych w pismach na wiarę i odpowiedzialność dyrekcji. Na afiszu czytam tytuł poprawny "Zemsta", w komunikatach "Zemsta za mur graniczny". Ponieważ na tym ale powstali pewna rozbieżność sądów, stwierdzam, że jedynym poprawnym tytułem komedii jest "Zemsta", słowa "za mur graniczny" dopisał cenzor warszawski w dn. 26. IX 1845 r., gdy mu ówczesny reżyser i doradca literacki przedstawił egzemplarz do cenzury; jest to więc jeden więcej ślad działalności zaborczej. (Pamiętnik Józefa Kotarbińskiego).
Wznowienie Fredry jest zawsze dodatnim zdarzeniem w teatrze, jest także próbą sił młodych w umiejętności dykcji, mówienia wiersza, swobody na scenie; a zwłaszcza w "Zemście" egzamin ten jest nadzwyczaj trudny. "Zemsta" bowiem jest komedią historyczną już dla Fredry, trudną nawet dla pierwszorzędnych znawców i reżyserów dla umieszczenia w odpowiedniej epoce. Sama główna fabuła (spór o Odrzykoń) odnosi się do XVII wieku, postacie takie jak Podstolina, Wacław są z epoki Stanisława Augusta, a Papkin jest wieczny, trwa jako śmieszący błazen komediowy od Plauta aż do współczesnej farsy.
Trudności, to jedno - a druga, to humor naczelnych postaci Cześnika i Rejenta, którzy właściwie przeżywają dramat, a jednak muszą go tak poprowadzić, by być zdrojem humoru niezłośliwego, który jest cechą główną twórczości naszego największego komediopisarza. Ale pod tym względem lepiej powtórzyć zdanie najlepszego znawcy Fredry, Stanisława Tarnowskiego, którego sądy przez dłuższy czas lekceważono, dzisiaj dochodzą znów do znaczenia i szacunku nawet u jego największych adwersarzy, a gniewających się na niego o surowy osąd Wyspiańskiego.
"Humor świetny, nieustający, własny i od nikogo niepożyczony, a dowcip iskrzący pomysłami i słowami niespodzianymi, zabawnymi, rozśmieszającymi zawsze, czy są tylko śmiesznym konceptem, czy kryją w sobie głębszą myśl i subtelniejszą, a zawierającą aluzję do różnych skłonności natury ludzkiej".
Wiersz chyba jeden z najpiękniejszych w naszej literaturze, posunięty, rytm typowo polonezowy.
To są te trudności, które musi pokonać teatr chcący chociaż jako tako odtworzyć ducha Fredry.
Czy Teatr Ziemi Pomorskiej spełnił to zadanie? - w przeważnej części tak! Zwłaszcza, o ile chodzi o odtworzenie głównych postaci komedii, wiersz opanowano należycie. Nie mogę zgodzić się tylko na skromność dekoracji i niektórych kostiumów, które raziły ubóstwem. Piękny kostium męski miał tylko Cześnik, a żeński p. Małkowska. Reżyseria p. Piekarskiego poszła utartym szlakiem, nie wprowadzając szczęśliwie nowości.
Z wykonawców wysunęła się na plan pierwszy p. Małkowska jako podstolina, odzwierciedla świetnie nowszą kulturę francusko-polską z epoki "Króla Stasia", ma spryt życiowy pokryty sentymentalizmem, wygląda uroczo. Z mężczyzn popisywał się świetnym rozmachem staroszlacheckim, pełen animuszu, a nawet humoru, ładnie wyglądał i przepysznie mówił wiersz p. Bracki, który dawno nie miał takiego wieczoru.
Niezupełnie zgadzam się z p. Piekarskim jako rejentem. Nie podobała mi się charakteryzacja. Czuło się, że inny powinien być szlachcic polski. W grze należało może nadać więcej tonów chytrości, a była doskonale zarysowana tylko nieszczerość i bigoteria.
Najtrudniejszą rolę w sztuce Papkina grał z dużym zrozumieniem postaci p. Cybulski, chociaż daleki był od doskonałości, ale też to jedna z najodpowiedzialniejszych ról w poezji naszej. Ten jednak ton i sposób, jak to robił nasz artysta był bliski prawdy.
Świetnie prezentował się p. Ścibor w roli Wacława, był pełen werwy, a w miejscach lirycznych prawdziwie szczery. Poprawny był p. Ilcewicz. Nie można tego bez zastrzeżeń napisać o roli Klary, p. Szyszko-Bohuszówny. Wiele ustępów, jak dialog Wacławem i Papkinem wypadły dobrze ale inne nieraz zawodziły. Sądzę, że było to onieśmielenie odpowiedzialnością zadania.
Widownia przepełniona, aż żal bierze że tak się dzieje tylko przy wielkich okazjach, a przecież teatr to rzecz wielkie wagi. Z prawdziwą przyjemnością wysłuchiwałem uwag z widowni; z uwag tych można było odczuć, że wiele osób nie miało sposobności widzenia "Zemsty" na scenie i stwierdzić starą, pewną prawdę, Fredro umie zawsze trafić do serca prawdziwie polskiego.
Przedstawienie poprzedził dr Siudowski pięknym przemówieniem; dziwiła tylko dekoracja stołu dość nieszczęśliwie wyglądająca. Podobno wytrzymała już deszcz przy ołtarzu polowym, - w każdym razie możnabv i o tym pomyśleć.
Władze licznie reprezentowane z p. wojewodą Szczepańskim, Em. ks. biskupem, gen. Bortnowskim, kuratorem dr. Ryniewiczem na czele.